piątek, 17 lipca 2015

Rozdział XXIV

         Obudziłam się na dźwięk mojego budzika. Wyciągnęłam rękę po komórkę, ale nie znalazłam jej na szafce. Przejechałam ręką pod poduszką. Tu też jej nie ma. Podniosłam się do pozycji siedzącej. W pokoju panował półmrok. Minęło kilka chwil zanim moje oczy przystosowały się do otoczenia. Zauważyłam naprzeciwko siebie jakąś postać. Na pewno był to mężczyzna. Podniósł rękę. Coś w niej błysnęło. Jakby metal. Zamachnął się. Nie wiedziałam co się dzieje. Rzucił czymś we mnie. Poczułam ból w okolicach brzucha. Spojrzałam tam. Coś tkwiło w moim ciele. Chwyciłam wystającą część. Wyciągnęłam sztylet. Była na niej krew. Moja krew. Zaczęło brzęczeć mi w uszach. Zamknęłam oczy. Dźwięki stawały się bardziej wyraźne. Tworzyły początek piosenki. „Highway to Hell”
            Otworzyłam oczy. Byłam w swoim pokoju. Promienie słoneczne przebijały się przez zasłonięte żaluzje. Chwyciłam się za brzuch. Żadnej rany. Zero krwi. Otarłam spocone czoło. Mój telefon zaczął dzwonić. Podniosłam się i odebrałam.
- Halo?
- Izz, wszystko w porządku? – usłyszałam głos Jack’a.
- Tak, miałam dość twardy i zły sen – odpowiedziałam – Co tam?
- Bałem się, że coś się stało – oznajmił – Będę za 30 minut.
- Dobra. Powinnam się wyrobić – podniosłam się z łóżka – To do zobaczenia.
- Pa – powiedział i się rozłączył.
            Podeszłam do szafy. Wyciągnęłam jasne dżinsy, ciemny podkoszulek i koszulę w czarno-czerwoną kratę. Weszłam do łazienki. Przebrałam się w przygotowane ciuchy. Włosy troszkę podniosłam i wymodelowałam. Nałożyłam czarny cień na powieki. Rzęsy przejechałam tuszem. Pochowałam książki na dzisiejsze zajęcia. Ostatnią lekcję mam zmienioną na muzykę. Zamknęłam torbę. Komórkę włożyłam do tylnej kieszeni i zeszłam na dół. Ktoś chodził już po kuchni. Miałam tylko nadzieję, że to nie ciotka. Powoli weszłam. Był to Matt, robił śniadanie.
- Cześć – przywitałam się.
- Hej – odwrócił się w moją stronę – Jak spałaś?
- Nawet git – usiadłam przy stole – Co dziś jemy?
- Kanapki i kawę – Matt podstawił mi to pod nos.
- Dzięki – uśmiechnęłam się – Matt musimy pogadać.
- O co chodzi? – zmarszczył brwi.
- O moje mieszkanie tutaj – odparłam – Chciałabym wiedzieć kiedy wracasz i kiedy Elizabeth i Mark wyjadą.
- Jeśli chodzi o to kiedy wyjadę – podrapał się po karku – To w piątek.
- Ten? – byłam bardzo zdziwiona – Jutro?
- Tak – powiedział cicho.
- Dobra, a co z ciotką i wujkiem? – chciałam, żeby już ich nie było.
- Wczoraj, jeszcze troszkę pokłóciłem się z Elizabeth – poinformował mnie – Mówi, że źle robisz zostając tu. Że powinnaś albo przenieść się ze mną, albo pójść do szkoły z internatem. Ale dziś wyjadą.
- Co ona sobie w ogóle myśli?- spytałam – Nie jest moją mamą, ani nikim. Nie może kazać robić mi to co się jej podoba.
- Siostra, spokojnie – chciał mnie uspokoić. Może troszkę podniosłam głos – Zostaniesz tu. Co miesiąc będę się strać przysyłać Ci jakąś kasę – chciałam coś powiedzieć, ale uciszył mnie ręką – Wiem, że sama o siebie zadbasz i w ogóle, ale musisz mi coś obiecać.
- Tak?
- Będziesz się uczyć i zdrowo odżywiać. Z Jackiem będziecie uważać, bo jeszcze nie chce być wujkiem – zaśmiałam się lekko – Nie będzie cały czas tu nocował, zero imprez i alkoholu. Jasne?
- Oczywiście – odparłam – Obiecuję.
- To dobrze – uśmiechnął się – A teraz jedz.
- Spoko – ugryzłam kanapkę – Matt, jeśli chodzi o kasę, to sobie poradzę. Mam jeszcze resztę z tamtych wyścigów. A następne też raczej wygram.
- Okej, ale ja Ci będę przysyłać kasę na rachunki.
            Skinęłam głową i wróciłam do jedzenia. Była 7:40 jak skończyłam jeść. Szybko umyłam zęby, ubrałam trampki i kurtkę. Bałam szybkiego całusa Matt’owi w policzek. Zarzuciłam torbę na ramię i wyszłam z domu. Jack był już na podjeździe. Zajęłam miejsce pasażera i ruszyliśmy.
- Hejka – odezwałam się – Długo czekałeś?
- Hej – uśmiechnął się  - Nie, dopiero co przyjechałem.
- Co tam? – spytałam – Jak się spało?
- Nawet dobrze – uśmiechnął się lekko – Tylko miałem zły sen.
- To podobnie do mnie – przyznałam się.
- Coś mówiłaś. Co Ci się śniło? – zainteresował się
- To samo co ostatnio – westchnęłam – Tylko z taką różnicą, że to było u mnie w pokoju.
- Serio? – wydał się zaniepokojony.
- O co chodzi? – byłam zdenerwowana.
- Miałem taki sam, jeśli – urwał – osoba, która rzucała to facet w garniturze.
            Po tych słowach zamarłam. Miał taki sam sen jak ja? Nie wiem czy był w garniturze, ale nie można tego wykluczyć. Ale czy to możliwe? Czy dwie osoby mogą mieć takie same albo podobne sny?
- Ej. – usłyszałam głos Jack’a – Nie płacz.
- Co? – otarłam policzki. Rzeczywiście płakałam -  Nic mi nie jest.
- Mam rozumieć, że mieliśmy ten sam sen? – spytał kładąc mi rękę na udzie.
- Raczej, ale nie wiem czy był w garniturze – odparłam.
            Zajechaliśmy na parking. Jack znalazł miejsce. Otarłam twarz, przyczepiłam uśmiech i wyszliśmy na pole. Na niebie się po chmurzyło. Jack objął mnie w pasie. Weszliśmy do szkoły. Pierwsze co zobaczyłam to plakaty z zdjęciem Marty i napisem „ Głosuj na Martę Morgan. Królową Jesienni”. Było to jej chyba najbardziej rozebrane zdjęcie. Przewróciłam oczami. Poszliśmy pod  salę, w której miałam mieć lekcję. Akurat zadzwonił dzwonek,  więc dałam skarbowi buziaka i poszłam na zajęcia. Wchodząc zauważyłam Martę i jej świtę. Liderka miała na sobie różową rozkloszowaną sukienkę, a w ręce trzymała jakieś karki, które rozdawała chłopakom. Obrzuciłam mnie wściekłym spojrzeniem. Zajęłam miejsce obok Nat.
- O co chodzi Marcie? – spytałam wyciągając potrzebne książki.
- O wybory na Królową Jesienni. – westchnęła Nat – Chce wygrać i robi sobie kampanie.
- Skoro jest chyba jedyną chętną, to i tak wygra.
- Ale ona nie jest jedyną kandydatką – Nat przewróciła oczami.
- To kto się jeszcze zgłosił i naraził na gniew Marty? – założyłam ręce na pierś.
- Nie udawaj głupiej Izz – Nat się uśmiechnęła, ale zaraz jej zszedł z twarzy – Serio nie wiesz?
- Tak, nie wiem.
- Izz, jesteś jedną z kandydatek – oznajmiła Nat.
- Jak to kurwa jestem jedną z kandydatek? – Co ona wygaduje? W życiu bym się nie zgłosiła – Powiedz, że to są żarty.
- Rano byłam w sekretariacie, a tam widziałam listę chętnych. Byłaś tam zapisana – uświadomiła mnie Nat.
- Będę musiała się tam przejść – westchnęłam, a do klasy wszedł nauczyciel.
             Nie mogłam się skupić na lekcji, bo cały czas zastanawiałam się kto mógł mnie zgłosić. Musiał zrobić to wczoraj po skończonych lekcjach. Niewykluczone, że któryś z moich kochanych przyjaciół to zrobił, chyba że ktoś chce się ze mnie ponabijać, albo Morgan coś wymyślił.
            Z zamyśleń wyrwał mnie dzwonek. Spakowałam się i ruszyłam do sekretariatu. Po drodze spotkałam Jack’a.
- Hej – pocałował mnie w policzek – Co się dzieje?
- Ktoś zgłosił mnie do konkursu na Królową Jesienni – westchnęłam – Idę to wyjaśnić.
- Dlaczego? – zdziwił się – Nie chcesz być królową?
- Nie chce – uśmiechnęłam się – Nie potrzebuję tego.
- Jak chcesz – otworzył drzwi do pokoju.
- Dzień dobry – usłyszałam cienki głos za biurka – W czymś pomóc?
- Chciałabym się zapytać – zaczęłam – Czy można mnie skreślić z listy kandydatek na Królową Jesienni?
- Przykro mi moja droga – sekretarka posmutniała – Dałam już listę dyrektorowi, a on przekazał ją dalej.
- Trudno – uśmiechnęłam się lekko i wyszliśmy – Cholera.
            Walnęłam ręką w ścianę.
- Kochanie, spokojnie – Jack zamknął mnie w szczelnym uścisku. Podniosłam wzrok na niego – Masz czarne oczy. Uspokój się.
            Wzięłam kilka głębokich wdechów. Zamknęłam oczy i otworzyłam je po chwili. Spojrzałam na Jack’a. Uśmiechnął się, więc wszystko wróciło do normy.
- Przepraszam – pocałowałam go – Idziemy?
- Tak – chwycił mnie za rękę – Gadałaś z Matt’em?
- Dziś rano – poprawiłam torbę – Wyjeżdża jutro i mam przeszczegać kilku zasad.
- Zasad? Jakich?
- Muszę chodzić do szkoły, zdrowo jeść – wzruszyłam ramionami – Nie mogę pić, ani imprezować. A ty nie możesz nocować u mnie cały czas i Matt nie chce być na razie wujkiem.
- Nie cały czas? Nie chce być wujkiem? – mój ukochany zaśmiał się – Czyli co drugi dzień u Ciebie? A Matt’owi robimy niespodziankę?
- Idiota – zachichotałam – Raczej w weekendy i nie zrobimy mu niespodzianki.
- Jak chcesz – zadzwonił dzwonek – Do zobaczenia.
            Pochylił się i musnął moje wargi. Uśmiechnęłam się i poszłam na zajęcia. Weszłam do klasy równo z nauczycielem. Pan Castellan zajął miejsce za biurkiem, a ja poszłam na swoje miejsce. Lekcja zaczęła się od kartkówki. Nie byłam za bardzo przygotowana, ale trafiły mi się łatwe przykłady. Oddałam kartkę z uśmiechem. Przez resztę lekcji robiłam zadania do przodu.
            Dzień minął mi nawet dobrze. Na lunch Su i Nat powiedziały, że zrobią mi kampanie. Nie chciałam jej, ale się uparły. Została ostatnia lekcja. Muzyka.
            Weszliśmy w trójkę do sali. Krzesła były ustawione w kółku. Zajęliśmy miejsca obok siebie. Zadzwonił dzwonek. Reszta się zjawiła. Miejsce po mojej prawej stronie zajął Jackob. Uśmiechnęłam się do niego. Niestety naprzeciwko mnie usiadła Marta z Anną i Kamilą. Zabijały mnie wzrokiem. Nauczycielka weszła do klasy.
- Dzień dobry – usiadła na wolnym miejscu.
- Dzień dobry – odpowiedzieliśmy chóralnie.
- Dziś będziecie śpiewać fragmenty piosenek, które wylosujecie – uśmiechnęła się Radoście i podniosła jakiś woreczek z kartkami – Zaczynamy.
            Podała go pierwszej osobie na lewo. Leo wylosował. Przeczytał tytuł na głos. Los przeznaczył mu piosenkę One Direction „What Makes You Beautiful” . Pani włączyła piosenkę w wersji instrumentalnej. Leo zaczął śpiewać. Nie brzmiało to najlepiej. Fałszował strasznie. Zakończył i podał dalej woreczek. Dostał do Jackob. Wylosował prosty utwór Justin’a Biber’a „Baby”. Zaśpiewał  nawet dobrze. Teraz pałeczkę dostałam ja. Włożyłam rękę i zamieszałam. Wyciągnęłam jeden papierek z tekstem piosenki.
- Green Day „ American Idiot” – przeczytałam
            Odetchnęłam z ulgą. Kocham tą piosenkę. Nauczycielka włączyła muzykę. Weszłam we właściwym momencie i zaśpiewałam. Kiedy skończyłam nauczycielka posła mi uśmiech, za to Marta dusiła mnie spojrzeniem. Podałam woreczek Nat, wylosowała swoją ulubioną artystkę Avril Laving i piosenkę „Smile”. Moja przyjaciółka zawsze miała tremę przed występami. Chwyciłam jej rękę, a Luke położył swoją rękę na jej udzie. Nat się lekko uśmiechnęła i odprężyła. Zaczęła śpiewać. Kocham jej głos. Pani też była poruszona. Nat podała pałeczkę Luke’owi. Wylosował coś w swoim stylu. Piosenkę „Highway to Hell” zespołu AC/DC. Mimo, że fałszował to nieźle mu poszło. Woreczek poszedł dalej. Niektórym szło lepiej, a niektórym gorzej. Z dzwonkiem woreczek wrócił do pani. Zebraliśmy rzeczy i wyszliśmy ze szkoły.
- Kiedy Matt wyjeżdża? – spytała w pewnym momencie Nat
- Jutro – westchnęłam.
- Czyli od jutra będziesz niezależna? – uśmiechnęła się Nat.
- Niby tak – też się uśmiechnęłam – Co chcecie zrobić w związku z tą kampanią?
- Standard – wzruszyła ramionami – Zrobimy plakaty, upieczemy ciasteczka. Sprawimy, że wygrasz.
- Śmieszne – zachichotałam – I tak nie wygram.
- Wygrasz i my Ci w tym pomożemy – usłyszałam głos Jack’a.
- Kochani jesteście – objęłam Nat wokół szyi, a Jack’a w pasie.
- Zbieramy się? – spytał Jack.
- Dobrze – pocałowałam Nat i Luke’a w policzek i poszliśmy do samochodu.
            Na szczęście pogoda się troszkę poprawiła. Jack otworzył przede mną drzwi. Wsiadłam, a on po kilku sekundach był koło mnie. Wyjechaliśmy z parkingu. Włączyłam radio. Słuchając muzyki zajechaliśmy na podjazd przed moim domem. Stał tylko samochód Matt’a, czyli, że ciotki już nie ma. Nachyliłam się na dźwignią i musnęłam usta Jack’a. Wyszłam z auta i poszłam do domu. Rzuciłam torbę w kąt i zdjęłam kurtkę. Matt siedział w salonie. Coś czytał.
- Jak tam? – siadłam obok niego
- Spoko – uśmiechnął się – Czytam materiały na zajęcia.
- Dużo tego – cały stolik był w jakiś papierkach – Chcesz coś do jedzenia?
-Chyba nic nie ma – podał mi telefon – Zamów coś.
- Pizza? Sushi? Chińszczyzna? – zarzuciłam go propozycjami.
- Tylko nie Sushi – zaśmiał się – Pizza?
- Okej.
            Wybrałam numer do pizzerii. Zamówiłam jedną dużą capriciosa. Miała być za 20 minut. Oddałam telefon bratu i poszłam do siebie. Wchodząc do pokoju zauważyłam, że okno jest otwarte na oścież, ale jak wychodziłam było zamknięte. Rozglądnęłam się po pokoju. Niby wszystko było na swoim miejscu.
- Matt? – krzyknęłam – Otwierałeś okno u mnie?
- Nie ja tylko Elizabeth – odpowiedział – Mówiła, że był straszny zaduch.
- Dobra.
            Zamknęłam okno. Usiadałam na łóżku i odetchnęłam głęboko. Na pierwszy rzut oka nie zauważyłam na szafce przy łóżku czarnego pudełeczka. Mam nadzieję, że to od cioci. Wzięłam pudełko do rąk i otworzyłam. W środku znajdował się mały pistolet SIG-Sauer P226. Oglądnęłam dokładnie broń, kaliber 9 mm, magazynek na 15 naboi. W środku była karteczka.
           
            „Na wszelki wypadek. Mam nadzieję, że Ci się nie przyda ~ Elizabeth i Hank”

            Nie mogłam uwierzyć, że ciocia kupiła mi broń. Zamknęłam pudełko, razem z nabojami. Włożyłam je pod łóżko, a pistolet włożyłam między ubrania. Mam za trudne życie. Przebrałam się w luźną błękitną koszulkę i czarne dresy. Włosy związałam w kucyk. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Zeszłam na dół. Przyjechało nasze zamówienie. Matt dał mi kasę. Odebrałam pizze i zapłaciła. Poszłam do kuchni.
- Matt, obiad – zawołałam go.
- Dzięki – odpowiedział, biorąc sobie kawałek.
- Chcesz się pośmiać? – spytałam jedząc.
- Dawaj – powiedział z pełnymi ustami.
- Ktoś zgłosił mnie na kandydatkę na Królową Jesienni – zaśmiał się.
- Mam nadzieję, że wygrasz – uśmiechnął się.
- Dzięki – wróciłam do jedzenia.
            Skończyliśmy jeść w ciszy. Nawet dobra im wyszła. Po zjedzeniu zrobiłam nam kawę i poszłam do siebie. Zaczęłam robić zadania zadane dziś w szkole. Po zakończeniu ostatniego zadania spakowałam się na jutro. Zrobiłam zestaw ćwiczeń: brzuszki, pompki, przysiady. Po treningu wzięłam czystą bieliznę i piżamę. Poszłam pod prysznic. Ciepła woda otuliła moje ciało. Nałożyłam żel, a na włosy szampon. Umyta wyszłam z kabiny. Włosy zawiązałam w koka. Ubrana w piżamę zeszłam na dół. Matt nadal siedział nad tymi papierami.
- Oglądamy coś? – zapytałam
- Odrobiłaś zadania? – spojrzał na mnie
- Tak- uśmiechnęłam się – To co „Motocrossed” ?
- Może być – odłożył papiery – U mnie czy u Ciebie?
- U Ciebie – poszłam do jego pokoju.
            Włączyłam komputer i zaczęłam szukać filmu. Matt wszedł do pokoju. Ściągnął koszulkę i przebrał spodnie. Ustawiłam laptop i położyłam się na łóżku. Po chwili brat włączył film i położył się koło mnie. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Objął mnie ramieniem i pocałował w głowę. Nie chcę, żeby wyjeżdżał, ale musi. Ułożyłam się wygodnie i skupiłam się na filmie. Nawet nie wiem, w którym momencie usnęłam.

            Obudziłam się przed Matt’em. Dyskretnie wyszłam z jego pokoju i poszłam do siebie. Włożyłam dżinsy, czarną koszulkę i sweterek. Zrobiłam lekki makijaż i poszłam do kuchni. Chciałam zrobić bratu niespodziankę i zrobić mu śniadanie. Przygotowałam ciasto i usmażyłam naleśniki. Po czym na patelnie wbiłam jajka i zrobiłam jajka po benedyktyńsku. Z uśmiechem poszłam obudzić Matt’a. Weszłam do pokoju i skoczyłam na niego. Zerwał się do pozycji siedzącej.
- Dzień dobry – uśmiechnęłam się.
- Cześć – padł spowrotem na łóżko.
- Na dole jest śniadanie, mam nadzieję, że Ci będzie smakować – zeszłam z niego i poszłam do drzwi – Zejdź szybko.
            Wróciłam do kuchni i zrobiłam kawę. Wzięłam mu jednego naleśnika, bo coś muszę zjeść przed szkołą. Matt był za niecałe 5 minut na dole. Uśmiechnął się na widok jedzenia.
- No siostra – poczochrał mnie po włosach – Widzę, że się postarałaś.
- Dla Ciebie wszystko – zaśmiałam się – Smacznego.
            Matt zaczął jeść, a ja poszłam do łazienki. Poprawiłam włosy i wyszczotkowałam zęby. Wiązałam już drugiego buty, gdy dostałam SMS’a. Był wysłany z nieznanego numeru.

            „Uważaj na siebie i bliskich. Oni znają Twoje słabości. Niedługo zaatakują, bądźcie gotowi”

            Nic z niego nie rozumiałam poza tym, że Carmonici zaatakują. Gotowa do wyjścia poszłam do brata.
- I co? Smakowało? – zapytałam
- Bardzo – uśmiechnął się i wziął mnie na kolana – Będę tęsknić.
- Ja też – przytuliłam się do niego – Zadzwoń lub napisz jak będziesz wyjeżdżać i jak dojedziesz – poprosiłam go.
- Oczywiście – przytulił mnie mocniej – Zrobię Ci jeszcze jakieś małe zakupy, a później pojadę.
- Dobrze. Ja muszę pędzić do szkoły – westchnęłam – Jedź ostrożnie, ucz się dobrze i dzwoń.
- Obiecuję.

            Wstałam z jego kolan, dałam mu buziaka w policzek i poszłam do garażu. Wsiadałam do Ford’a Shelby. Oczy miałam zaszklone. Poprawiłam rzęsy tuszem i wyjechałam z garażu. Pojechałam do szkoły.

---------------------------------------------------------------------------------
Jeśli przeczytałaś/eś pozostaw proszę komentarz to motywuje.
Według mnie rozdział jest średni. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Mimo iż pod tamtym rozdziałem nie było tych pięciu komentarzy, dodaje rozdział.
Żeby następny rozdział się pojawił to pod tym musi być co najmniej te pięć komentarzy:*

4 komentarze:

  1. Świetny rozdział :) Czyżby zaczynało się coś dziać?
    Życzę weny i czekam na next'a :D

    OdpowiedzUsuń
  2. I znów genialny rozdział *.* nie mogę się doczekać następnego i co oznacza ten SMS :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział cudny :* Wiem, że do tej pory nie komentowałam, ale postaram się to zmienić ;) A na razie z przyjemnością ogłaszam, że zostałaś nominowana do TAG-u :D Więcej informacji tutaj: http://magiaprzeznaczenia.blogspot.com/2015/07/tag.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Boski rozdział :D czekam na następny ;3 nominowałam Cię do LBA ;)

    OdpowiedzUsuń

Proszę komentuj :*