piątek, 27 marca 2015

Rozdział X

            Po moich treningach panowania nad mocami, zrobiliśmy sobie mały piknik. Nat, Jack i Luke wszystko zorganizowali. Nat z Lukiem przyrządzili kanapki, a Jack załatwił napoje. Cris zadzwonił po Suzzan. Po kilku minutach już cała nasza szóstka siedziała na trawie  wcinając kanapki. Były pyszne, z sałatą, pomidorem, rzodkiewką, po prostu cudo. Jedliśmy i gadaliśmy o wszystkim.
- To co, może zagramy ? – spytał Jack
- A w co? – odpowiedział pytaniem na pytanie Luke
- W siatkę. Mam w bagażniku piłkę, słupki i siatkę – pochwalił się Jack z uśmiechem.
- No to na co czekamy? – poderwałam się na równe nogi – Chodźmy rozłożyć rzeczy.
            Pozostali wstali i poszliśmy do samochodu Jack’a. Luke i Jack wzięli słupki, Cris siatkę, a ja się najbardziej nadźwigałam, bo wzięłam piłkę i zaczęłam ją odbijać. Chłopaki w szybkim tempie rozłożyli siatkę.
- To jak się dzielimy? – spytałam
- Myślałem może, że zagramy dziewczyny na chłopaków – odezwał się Jack i wyrwał mi piłkę z rąk.
- Może być – odparłam i też mu zabrałam piłkę – Chodźcie dziewczyny musimy odgadać strategie.
            Stanęłyśmy pod drzewem i omówiłyśmy naszą grę. Pierwsza będzie zagrywać Suzzan, a ja z Nat będziemy atakować. Mamy zamiar ich zniszczyć.
- Do ilu gramy? – spytała Nat, strzelając palcami
- Do 25 – oznajmił Luke i posłał jej całusa.
            Zaczęło się. Serwis Suzzan jest genialny. Mocny i przeważnie trafia tak, że nie mają jak go odebrać. Dzięki jej zagrywce zyskałyśmy 10 punktów, później ja i Nat zaczęłyśmy zabawę. Nat mi wystawiała, a ja piękny czysty atak. Nat też bardzo dobrze atakowała. Wygrałyśmy 25:15. Cieńcy są.
- To jak, jeszcze jeden set ? – spytałam z wielkim uśmiechem na twarzy – W tych samych składach ?
- Dobra jeszcze jeden, ale zmieniamy składy – odparł troszkę wściekły Cris.
            Przemieszaliśmy składy. Byłam z Jackiem i Nat w drużynie. Cris chyba nie był zadowolony, ale tego nie okazywał. Znowu, wygraliśmy. Nie graliśmy więcej, bo zrobiło się chłodno i ściemniało się. Złożyliśmy sprzęt powrotem do bagażnika Jack’a. Pierwsi zebrali się Cris z Suzzan. Pożegnaliśmy się i poprzytulaliśmy się. Została nas czwórka. Usiedliśmy na trawie. Było spokojnie i pięknie.  Gadaliśmy na temat jutrzejszego dnia, a ja się zastanawiałam czy Suzzan wie o mocy Cris’a, czy wie o naszej mocy. Nie wytrzymałam i spytałam.
- Czy Suzzan wie o mocy Cris’a?
- Chyba coś jej powiedział, ale tylko o swojej, my jesteśmy bezpieczni – oznajmił Jack.
            Posiedzieliśmy jeszcze chwile i się zwinęliśmy. Nat pojechała z Lukiem jego czerwoną audi A4, a ja i Jack po cudownym pocałunku rozjechaliśmy się w swoje strony. Dojechałam do domu i wprowadziłam motor do garażu. Kiedy weszłam do holu, rodzice byli w kuchni.
- Cześć, już jestem – krzyknęłam do nich.
- Gdzieś ty była do tej pory ?- usłyszałam głos taty
- Byłam ze znajomymi – odpowiedziałam spokojnie
- Nie mogłaś zadzwonić, albo odebrać telefonu ?- powiedziała z pretensją mama
- Przepraszam, miałam wyciszony telefon i nie myślałam o tym, żeby zadzwonić – tłumaczyłam się
- Nie dość, że nie odpierasz telefonu, to jeszcze wzięłaś motor i nic mam nie powiedziałaś – warknął ze złością tata
- Wzięłam BMW, dlatego, że się umówiłam ze znajomymi i też dlatego, żeby później nie było, że kupiliście mi go i nie jeżdżę – prawie krzyknęłam
- Dobrze, rozumiem, ale powinnaś była nas uprzedzić, że jedziesz motorem, strasznie się martwiliśmy – powiedziała już spokojniej mama – Następnym razem zadzwoń albo napisz kartę okej?
- Okej. Następnym razem kogoś powiadomię. – przytuliłam ich oboje.
Poszłam   na górę. Byłam zmęczona. Rzuciłam się na łóżko i wyciągnęłam lekturę na angielski: „Zabić drozda” Harper Lee. Zaczęłam czytać. Byłam już w połowie, kiedy zadzwonił mój telefon. Usłyszałam początek piosenki Ellie Goulding – „Beating heart”, który był przypisany do Nat.
- Hej skarbie – powitałam ją – Co jest ?
- Hej. Jest mały problem – odpowiedziała, w jej głosie słyszałam zdenerwowanie.
- Co jest? Mów już!- zażądałam
- Mieliśmy z Lukiem wypadek – powiedziała ze przygnębieniem i przerażeniem.
- gdzie jesteście? – spytałam, zrywając się z łóżka i zbiegając na dół.
- Niedaleko mojego domu – odpowiedziała Nat płacząc.
- Nie ruszaj się stamtąd. Już jadę – powiedziałam i rozłączyłam się – Biorę BMW – krzyknęłam do rodziców i pobiegłam do garażu.


*** 10 minut później ***

Dojeżdżałam już do skrzyżowania koło domu Nat. Zobaczyłam jak klęczy przy jakimś chłopaku. Pewnie to Luke- pomyślałam. Zaparkowałam koło nich i podbiegłam do Nat.
- Co się stało ? – spytałam kucając obok niej.
- Mieliśmy wypadek – wytarła łzy z twarzy, ale zostawiła czerwoną smugę – carmonici wjechali w nas czarnym jeepem. Uderzyli w drzwi kierowcy, wycofali i odjechali. Byłam chyba przez chwile nieprzytomna, bo jak się ocknęłam leżałam na framudze szyby, a okno było wybite. Wysiadłam z auta – przerwała i znów otarła łzy – Wyciągnęłam Luke’a z samochodu i ułożyłam go w tej pozycji. Oddycha, ale ciężko. Jest cały porozcinany. Zadzwoniłam do Ciebie, bo nie mogłam na pogotowie – rozpłakała się
- Cii, spokojnie – przytuliłam ją – Posłuchaj, twoi rodzice są w domu ? – zaprzeczyła skinieniem głowy – Dobrze. Zadzwoń do Jack’a. Ja podlecę do Ciebie do domu i przyniosę bandaże.
- Okej, bandaże będą w kuchni nad umywalką – podała mi klucze.
            Pobiegłam do niej. Jej dom znajdował się zaraz za rogiem. Szybko otworzyłam drzwi i przeszłam do kuchni. Znalazłam bandaże i wodę utlenioną. Zapakowałam szybko do reklamówki i wróciłam do nich. Luke nadal leżał, był przytony. Pochylał się nad nim Jack. Szybko przyjechał.
- Hejka – pocałowałam go w policzek – Mam bandaże.
- Hej – odpowiedział z troszkę przerażonym głosem – To dobrze. Daj mi jeden.
            Sięgnęłam do reklamówki, wyciągnęłam wodę utlenioną i bandaż. Uklękłam przy Luke’u. Polałam całą rękę i rozcięte rany na nogach, zwinął się z bólu. Nałożyliśmy mu bandaże. Posadziliśmy go na chodziku. Oddychał spokojnie, ale nadal ciężko. Milczeliśmy.
- Jak to się stało? – spytałam Nat
- Luke odwoził mnie po naszym spotkaniu – zaczęła – wstąpiliśmy jeszcze do kawiarni na kawę. Gdy tu dojeżdżaliśmy, Luke miał właśnie skręcić , ale ni stąd ni owąd pojawił się czarny jeep chyba grand cherokee. Uderzyło w kierowcę, później nie pamiętam. Dopiero się ocknęłam zadzwoniłam po Ciebie.
- Rozumiem – powiedziałam – Może jednak warto go zawieść do szpitala?
- Nie ma takiej potrzeby – odparł Jack – Jedną z naszych zalet jest to, że przy drobnych zadrapaniach, tak jak u Luke’a zagoją się w przeciągu dwóch godzin.
- Czy jest coś o czym jeszcze nie wiem ? – spytałam zaciekawiona i wkurzona, że mi wcześniej nie powiedzieli.
- Jest jeszcze może dwie rzeczy, ale to później. Musimy zawieść Luke’a, gdzieś gdzie będzie mógł odpocząć – powiedział Jack – Luke? Czy twoi rodzice są w domu?- zaprzeczył kiwnięciem – A wrócą dziś do domu czy raczej jutro ?
- Myślę, że jutro, bo są na jakim spotkaniu – odpowiedział Luke – Mieszkam przy rogu na Lion Street 216.
            Powoli włożyliśmy Luke’a do auta Jack’a. Nat siadła z nim z tyłu, a ja poszłam do BMW. Jack ruszył i pojechałam na nim. Dojechaliśmy po 15 minutach. Ułożyliśmy Luke’a w jego pokoju na górze. Pokój miał ściany w kolorze jasnopomarańczowych. Biurko stało koło okna, na środku pokoju stało łóżko. Duże łóżko, było przykryte czarną pościelą. Ja z Nat, zeszłyśmy na dół. Zadomowiłyśmy się w kuchni, zrobiłyśmy jakąś kolacje dla naszej czwórki. Padło na kanapki, bo nic innego nie znalazłyśmy. A do tego herbata. Spakowałyśmy kanapki na jedną tace, a herbatę na drugą. Wchodząc do pokoju Luke’a trwała bardzo zacięta rozmowa między chłopakami.
- Mamy jedzenie – uśmiechnęłam się do niech
- A także herbatę – Nat poszła w moje ślady.
            Położyłyśmy tace na biurku. Nat położyła się koło Luke’a na łóżku, a ja siadałam Jackowi na kolanach.
- Jak się czujesz Luke – spytała Nat, głaszcząc go po policzku.
- Już lepiej, ale nadal ręka i noga bolą – odpowiedział Luke
- Powiecie mi o co chodzi z tą regeneracją? – spytałam patrząc na każdego z osobna. Milczeli – No, słucham!
- To działa tak – zaczął Jack – że jeśli złamiesz rękę, albo zostajesz dźgnięta, ale nie tak poważnie, że najgłębiej centymetr, to po pewnym czasie komórki się zregenerują, ale jeśli zostaniesz dźgnięta bardzo głęboko to nic się nie stanie i możesz umrzeć.
- Okej, rozumiem –powiedziałam, trochę zaciekawiona – A co z tymi pozostałymi rzeczami ?
- To są nasze indywidualne zdolności – tym razem zaczęła Nat – ja na przykład mam zdolność telekinezy, czyli za pomocą woli umysłu mogę przesuwać przedmioty- skierowała rękę w stronę stojącej na biurku szklanki, która uniosła się i powędrowała do rąk Nat.
- Wow, nieźle – uśmiechnęłam się do niej i przybiłam brawo – Teraz Wasza kolej- zwróciła się do Jack’a i Luke’a.
- No to ja – obrócił mnie w swoją stronę Jack – potrafię przenikać czyjś umysł – dokończył w mojej głowie.
- Jak to możliwe – spytałam Jack’a
- Nie mam pojęcia – odpowiedział wzruszając ramionami.
- Czy kiedykolwiek czytałeś mi w myślach ?- spytałam zbulwersowana
- Nie – wzniósł ręce na znak niewinności – Mam zasadę, że nie będę czytał przyjaciołom w myślach.
- To dobrze – pocałowałam go w usta – A ty Luke? Jaką masz zdolność?
- Nie wiem, jak to się nazywa, ale potrafię naprawić, zbudować, przerobić prawie każdą maszynę jeżdżącą i skonstruować jakąś budowlę – odpowiedział  z trudem, na biurku leżały jakieś porozrzucane klocki, podniósł dłoń, a klocki poruszyły się tworząc jakąś wieże.
- Fajnie jest umieć takie coś – powiedziała z podziwem – też bym chciała tak umieć, podrasowałabym trochę moją „b-emke”
- Nie ma potrzeby, słońce – mruknął Jack – jeśli tylko w dobrym momencie zmienisz bieg to wyciągniesz z tego motoru dużo więcej niż teraz.
- Może masz rację, ale i tak muszę coś z nim zrobić – powiedziałam obejmując go za ramię – Został jeszcze Cris, czy on też ma jakąś zdolność ?
- Tak – odparła Nat – transformacji, może zmienić się w dowolne zwierzę, ale z odstępami czasu, a także rozumie mowę zwierząt jako człowiek.
- To też jest całkiem spoko – przyznałam – czy jak też będę mieć jakąś zdolność czy nie ?
- Tego nie wiemy, zdolność objawia się po pierwszym pełnym wykształceniu żywiołu – odpowiedział Jack
- A na czym polega to pełnie wykształcenie ?- spytałam zdumiona
- Że nie musisz się skupiać nad żywiołem tak, jak dziś to robiłaś, tylko jak pomyślisz o nim i stanie się to co chciałaś – wyjaśniła Nat.
- Oki – przerwałam, bo zadzwoniła moja komórka – Halo ?
- Iza, gdzie ty jesteś? – W telefonie był głos mamy
- U kolegi, co się dzieje ?
- Jest już po 20, a ty jutro masz szkołę, wracaj natychmiast do domu – wykrzyczała do słuchawki.
- Już wracam, pa – rozłączyłam się – Muszę lecieć, bo rodzice się denerwują.
            Pożegnałam się z Nat i Lukiem, a Jack zszedł ze mną do motoru. Kiedy już dochodziliśmy, na polu było ciemno. Zaczęłam szukać kluczyków. Jack chwycił mnie w tali i przyciągnął do siebie. Położyłam ręce na jego karku, Pocałował mnie czule i namiętnie. Odwzajemniłam pocałunek.
- Kocham Cię – powiedział głos w mojej głowie.
- Ja Ciebie też – odpowiedziałam odrywając się od niego – muszę już jechać.

            Dałam mu buziaka w policzek. Założyłam kask i pojechałam. Do domu dotarłam przed 21:30. Poszłam do siebie, wzięłam prysznic i rzuciłam się na łóżko. Zasnęłam natychmiast.

-------------------------------------------------- -----------------
Jeśli przeczytałaś/eś pozostaw swoją opnie, to motywuje.
Nie do końca podoba mi się ten rozdział, ale chyba git wyszedł.

piątek, 20 marca 2015

Rozdział IX

- Czekaj, czekaj – powiedziałam – Kto to są carmonici?
- Carmonici jest to organizacja, która zabija osoby obdarzone żywiołem. Takich jak my.
- Ale co to oznacza? - spytałam przerażona – Czy oni będą chcieli mnie zabić ? Nas zabić?
- Myślę, że tak. Ja, Nat i Cris ukrywamy się przed nimi. Zazwyczaj jak nas znajdują to my ich zabijamy – oznajmił Jack
-Ilu już zabiłeś ?- zapytałam – Czy ja też będę musiała?
- W całym życiu zabiłem pięciu carmonitów. Polowali na mnie i na Cris'a.
- Kiedy to było ?
- Nie całe dwa lata temu.
- To nie dawno –przyznałam – Jak się dowiedzieli gdzie mieszkam i jestem obdarzona?
- Z tego co wiem, to mają jakieś urządzenie namierzające, ale tylko tyle wiem.
- To, źle – oznajmiłam – Muszę się szybko nauczyć panować nad mocami.
- To prawda, musisz – uśmiechnął się Jack – Powinienem powiedzieć reszcie, że carmonici Cię znaleźli. A także porozmawiać z Lukiem.
- Dobrze – odparłam
- Do zobaczenia jutro- pożegnał się Jack i pocałował mnie w czoło.
            Kiedy Jack poszedł, zaczęłam rozwiązywać zadania. Skończyłam koło 20. Poszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Wyszłam z kąpieli sucha. Już się do tego przyzwyczaiłam. Rzuciłam się na łóżko i szukałam telefonu. Sprawdziłam wiadomości i facebook’a. Nic mi nie przyszło. Odłożyłam telefon na szafkę i ułożyłam się do spania.

            Znajdowałam się w sali gimnastycznej w mojej szkole. Było mnóstwo osób. Byłam ubrana w moją beżową sukienkę. To bal jesienny. Szłam z kimś pod rękę. Okazało się, że to Jack. Poszliśmy na środek sali i zaczęliśmy tańczyć. Zaważyłam Nat, była w jasnoniebieskiej sukience wiązana na szyi. Tańczyła z Lukiem. Obok nich tańczyli Cris i Suzzan. Minęła jedna piosenka, później druga. Cały czas tańczyliśmy. Przestali grać, na scenę wyszedł dyrektor Marc.
- Drodzy uczniowie – zaczął – przyszła chwila, na którą tak bardzo czekaliście. Wybór króla i królowej jesieni.
            Rozległy się brawa i wiwaty.
- Spokój – dyrektor podniósł ręce i wszyscy ucichli – Naszym królem zostaje Jack Woolin -  zaskoczona spojrzałam na Jack’a – Jack chodź do nas.
            Jack ruszył w stronę sceny. Szedł powoli. Był tak samo zaskoczony jak ja. Koledzy klepali go po plecach. Wszedł na scenę i dyrektor założył mu koronę.
- Gratulacje Jack – p. Marc podał mu rękę – A teraz zobaczymy kto będzie Twoją królową.
            Zapadła głucha cisza. Wszyscy wyczekiwali tego momentu.
-Królową balu zostaje – urwał – Zostaje Izabela Vaz.
            Że co ?- spytałam sama siebie. Szłam oszołomiona i zaskoczona tym co właśnie usłyszałam. Weszłam na scenę, a tam Jack mnie podniósł i obrócił. Opuścił mnie, a dyrektor założył mi diadem.
- Brawa dla naszej pary królewskiej – powiedział profesor Marc.
            Rozległy się brawa. Tak głośne, że aż dziwne. Jack splótł ze mną swoje palce i zeszliśmy na parkiet. Zaczęła grać wolna i spokojna muzyka. Położył jedną rękę na mojej tali, a drugą przytrzymał moją rękę i zaczęliśmy tańczyć.
            Nagle zgasły wszystkie światła, a muzyka przestała grać. Stałam na środku z Jackiem, koło nas stali Nat z Lukiem i Cris. Nigdzie nie było Suzzan. Poczułam, że ktoś nas obserwuje. Ujrzałam przy ścianie jakąś postać. W ręce trzymała pistolet. Celowała prosto w nas. Usłyszałam wystrzał.

            Zerwałam się z łóżka, cała byłam spocona. Sięgnęłam ręką po telefon. Była 4 nad ranem. Usiadłam na łóżku, po czym wstałam i otworzyłam okno. Wiał rześki poranny wiaterek. Poszłam do łazienki i przemyłam twarz zimną wodą. Położyłam się powrotem do łóżka.
            Obudziłam się na dźwięk mojego budzika. Jest 9:00. Dostałam wiadomość od Jack’a:
- Hej, przyjedź nad jezioro koło 10:30, proszę :*
            Zwlekłam się z łóżka, byłam jak żywy trup. Zrobiłam porządek z włosami. Umalowałam się . Włożyłam dżinsy, czarny top, a na to czerwoną dużą koszulkę. Wrzuciłam do plecaka, dokumenty, portfel i zapasową koszulkę. Zeszłam na dół. Nie miałam na nic ochoty i zrobiłam sobie tylko kawę. Włączyłam telewizor. Nic ciekawego nie było, wypiłam kawę i poszłam do łazienki umyć zęby.  Była już 10, więc ubrałam kurtkę i trampki. Udałam się do garażu. Wzięłam kluczyki do mojego BMW. Wsiadłam, odpaliłam sinik. Założyłam kask i pojechałam nad jezioro. Kiedy dojeżdżałam do jeziora, zauważyłam samochód Jack’a, motor Cris’a i chyba auto Luke’a. Postawiłam motor koło motoru Cris’a. Zdjęłam kask i poszłam w stronę brzegu jeziora.
- Cześć misiu – usłyszałam głos Jack’a – Co tam ?
- Hejka, po staremu, ale miałam bardzo dziwny sen. A co u Ciebie ?
- Git, właśnie zastanawiamy się co zrobić w sprawie carmonitów – wskazała głową na resztę zgromadzonych – Co Ci się śniło ?
- Byliśmy na tym balu – zaczęłam – Tańczyliśmy i ogłoszono królewską parę. My nią zostaliśmy.
- I to było takie dziwne? – spytał śmiejąc się Jack.
- To też, ale jak zeszliśmy ze sceny, to światła zgasły i nie było nikogo tylko obdarzeni. Ale w jednym miejscu stała jakaś postać z pistoletem w ręku i celowała do nas. Usłyszałam strzał i się obudziłam.
- To faktycznie dziwny sen – przyznał Jack.- Ale wydaje mi się, że śniło Ci się to tylko dlatego, że powiedziałem Ci o carmonitach.
- Może masz rację. Po co mnie tu ściągnąłeś ?
- Ponieważ masz ćwiczyć tak ? – uśmiechnął się Jack.
- No, tak.
            Podeszliśmy do Cris’a, Luke’a i Nat. Gadali zawzięcie na jakiś temat. Zauważyłam, że Nat i Luke trzymają się na ręce. Miło widzieć Nat szczęśliwą.
- Hej – przywitałam się
- Hej – odpowiedzieli prawie równocześnie.
- No to co możemy zaczynać ? – spytała Nat
- Jasne, jestem gotowa na wszystko – odparłam z uśmiechem.
- Okej – mruknęła Nat – Podejdź do brzegu.
- I co dalej ?
- Stań blisko wody, pomyśl że jesteś wodą. Oczyść umysł. Kiedy będziesz gotowa unieś ręce do góry, z myślą, że się woda podnosi razem z nimi.
            Postąpiłam zgodnie ze wskazówkami Nat. Oczyściłam umysł. Słyszałam szum wody, poczułam jej zapach. Zobaczyłam jej błękitny kolor. Podniosłam ręce. Ze środka jeziora wystrzeliły dwa, proste strumienie. Zaczęłam kręcić dłońmi i stworzyłam piękne spirale. Zagłębiłam się w tym. Ktoś dotknął mnie w tali. Przestraszyłam się, a strumienie opadły. Obróciłam się i ujrzałam Jack’a.
- Ej, czemu to zrobiłeś tak dobrze mi szło – powiedziałam z oburzeniem.
- Nie mogłem się powstrzymać – odpowiedział z uśmiechem Jack.
- Świetnie Ci poszło – krzyknęła Nat.
- To prawda – przytaknął Nat, Cris – Teraz czas, żebyś spróbowała zapanować nad ziemią.
- Brzmi, ciekawie – uśmiechnęła się do niego –To co mam zrobić ?
- Wyciągnij rękę przed siebie. Zamknij oczy. Pomyśl o jakimś kwiatku. Myśl, że on rośnie.
            Wyciągnęłam rękę. Wyobraziłam sobie róże. Czerwoną dużą róże. Ma krwisty kolor płatków. Kilka  zielonkawych listków i w cztery kolce. Spojrzałam w dół na ziemię. Zobaczyłam mały pąk kwiatu. Rósł, powoli. Zaczął rozkwitać. Była to piękna róża. Ktoś chwycił za łodygę róży. Urwał ją, a ja poczułam ból.
- Co to było ? – spytałam zdziwiona ?
- Co masz na myśli? – zapytał mnie Jack, podając kwiatek
- Jak zerwałeś róże, poczułam ból.
- Przepraszam nie chciałem – powiedział z pokorą Jack.
- Czułaś ból dlatego, że to ty ją stworzyłaś – uświadomił nas Cris
- Rozumiem – odparłam
- No to teraz moja kolej, co ?- podszedł do nas Luke
- Na to wygląda – uśmiechnęłam się.
- Panowanie nad wiatrem chyba jest najprościejsze – pochwalił się Luke
- Jeśli tak, to co mam zrobić, żeby nim poruszyć ? – spytałam
- Musisz poczuć go koło siebie i machnąć ręką – poinformował Luke
- Tak,  nad wiatrem jest najłatwiej, sądząc po twojej instrukcji.
            Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie, że mogę dostrzec wiatr. Otworzyłam oczy. Podniosłam rękę i machnęłam nią delikatnie w stronę Jack.  Jego włosy się poruszyły. Teraz machnęłam trochę mocniej i pociągnęło go w tył. Byłam zadowolona z tego co dziś zrobiłam.
- Moje gratulacje, umiesz wywoływać już żywioły – powiedział Jack i pocałował mnie w usta.

-----------------------------------------------------------------------------
Jeśli przeczytałaś/eś pozostaw opinie proszę :)

piątek, 13 marca 2015

Rozdział VIII

           Wiatr lekko muskał moje włosy. Jadąc z Jackiem na motorze czułam się bezpiecznie. W ogóle strasznie lubię jeździć na motorze. Ale wole sama prowadzić. Rodzice na 16-ste urodziny kupili mi czarno-czerwone BMW R1200RS. Wspominam te urodziny mile, były one na wakacjach.
            Wstałam rano, mama przyniosła orzechowo-waniliowy tort do łóżka. Zdmuchnęłam świeczki. Powiedziała, żebym wyjrzała przez okno. Podbiegłam od okna. Na  podjeździe stało czarno-czerwone BMW R1200RS. To, które oglądałam z tatą w salonie nie cały tydzień temu. Skoczyłam mamie na szyję i pocałowałam w policzek. Zleciałam na dół i objęłam tatę, który stał koło „turystyka”. Dziękuję wyszeptałam mu do ucha.
            Zajechaliśmy z Jackiem do salonu z sukienkami i sukniami wieczorowymi.
- Po co tu przyjechaliśmy? – zapytałam zdziwiona
- Musisz kupić sukienkę, na bal – wziął mnie za rękę – No właśnie, czy pójdziesz ze mną na bal jesienny ?
- No nie wiem, nie wiem – zaczęłam się z nim drażnić
- Jak nie chcesz to nie musimy iść – oznajmił zasmucony Jack
- Jasne, że z Tobą pójdę misiu – i pocałowałam go w policzek.
            Weszliśmy do salonu. Zaczęłam przeszukiwać wieszaki. Znalazłam trzy obiecujące kandydatki. Jedna jest to czarna długa sukienka z rozcięciem po lewej stronie, wiązana na szyi. Materiał przyjemny w dotyku, lekki i zwiewny. Druga to krótka czerwona sukienka z tiulem od spodu. Na cienkich szelkach. Materiał błyszczący i zwiewny. Trzecia propozycja to długa beżowa sukienka bez ramiączek, zapinana z tyłu na zamek.Materiał matowy, lekki i zwiewny. W niektórych miejscach są małe diamenciki. Przymierzyłam wszystkie. Nadal nie wiem, którą wybrać.
- Jack, którą wziąć ?- spytałam siadając mu na kolanach w beżowej – A ty w czym idziesz?
- Wszystkie są śliczne – mruknął mi do ucha – Ja pójdę w czarnym garniturze i krawacie dobranym do Twojej sukienki.
- Nie pójdę w czarnej, bo w końcu to bal jesienny – stwierdziłam – A czerwona za krótka trochę. To zostaje beżowa, akurat mam beżowe szpilki.
- No to zdejmuj ją i bierzemy – uśmiechnął się.
- Rozepniesz suwak ? – zapytałam stojąc przed przebieralnią, odwracając się do niego tyłem i wzięłam włosy do przodu.
- Jasne, idę zapłacić.- odsuną zamek i udał się do kas.
            Przebrana już w dresy, wzięłam sukienkę i doszłam do Jack’a, który rozmawiał z ekspedientką.
- Bierzesz tą – zwróciła się do mnie sprzedawczyni – Piękna jest.
-  Też mi się podoba – uśmiechnął się Jack i wyciągnął rękę po sukienkę – Ile płacę?
- To będzie 80£ - uśmiechnęła się ekspedientka.
            Jack wyciągnął kartę i zapłacił. Wyszliśmy z salonu. Dziwie się czułam, że to Jack zapłacił. W ogóle nie wiedziałam czemu on mi ją kupił, przecież sama mogłam pójść lub z Nat, coś wybrać. Miło, że mnie zabrał, rzadko, który chłopak lubi chodzić z dziewczynami na zakupy.
- To co, głodna? – zapytał Jack opierając się o motor.
- Może, troszkę – przybliżyłam się do niego i pocałowałam delikatnie w usta.
- To, gdzie jedziemy ? – spytał przytulając mnie do siebie – Pizzeria, Cafe czy jakaś restauracja?
- Mam lepszy pomysł.
- Tak, a jaki? – obrócił mnie, staliśmy twarzą w twarz i zaczął mnie łaskotać.
- Pojedziemy do mnie, mama pewnie zrobiła już obiad – odpowiedziałam usiłując opanować śmiech – Zadzwonię i się upewnię. Może być ?
- Może – pocałował mnie w policzek.
-Cześć mamo. Zrobiłaś już obiad ? – spytałam wprost.
- Hej kochanie. No prawie – odparła – jeszcze tylko podgrzać. A czego pytasz?
- Bo przyjadę z Jackiem na obiad, okej?
- Dobrze, to za ile będziecie ?
- Za 20 minut – powiedziałam jej i rozłączyłam się.
- To jemy u Ciebie ? – spytał Jack z uśmiechem.
- Tak – potwierdziłam – Wiesz co? Chyba muszę im w końcu powiedzieć, że jesteśmy razem.
- Nie powiedziałaś im jeszcze ? – spytał z pretensją Jack.
- Nie miałam okazji – próbowałam się tłumaczyć – Ale dziś jest .
- To jedziemy ?- Jack już siedział na harleyu.
- Tak, ale mogę prowadzić ? – zrobiłam słodkie oczka
- Możesz, ale nas nie zabij – powiedział drwiącym głosem.
- Nie zabiję – siadłam na miejscu kierowcy, założyłam kask i pojechaliśmy.

***

Byliśmy już po obiedzie. Postanowiliśmy, że teraz powiemy rodzicom, że jesteśmy razem.
- Mamo, tato – zaczęłam – muszę Wam coś powiedzieć.
- Iza, co się stało ? – mama siadał przestraszona na krzesło.
- Nic strasznego mamo – próbowałam ją uspokoić.
- Izz, próbuje powiedzieć – podjął Jack – że jesteśmy razem – objął mnie ramieniem.
- No, no kochani – powiedział z uśmiechem tata – szczęścia i wytrwałości życzę – objął nas oboje.
- Iza, nie mogłaś po prostu powiedzieć- mama wstała i pocałowała mnie, a później Jack’a w policzek – już się bałam, że coś strasznego się stało.
- Nie chciałam Was nastraszyć – powiedziałam z pokorą – My pójdziemy na górę.
            Rodzice skinęli głowami. Jack wziął mnie pod rękę i poszliśmy na górę. Otworzyłam drzwi. Jack siadł na łóżku, a ja włożyłam sukienkę do garderoby. Wróciłam do niego.
- Co robimy? – wyciągnął rękę, żebym usiadła koło niego.
- Mam kilka pomysłów – mruknęłam siadając mu na kolanach.
- Na przykład jaki?
- Na przykład pomożesz mi w lekcjach – uśmiechnęłam się do niego – Albo będziemy się całować.
- To wybieram tą drugą opcję- musnął wargami moją szyję.
- Mogłam się domyślić.
            Wstałam i okraczyłam go. Położył ręce na moich biodrach. Przysunęłam się lekko do niego i pocałowałam w policzek. Jack przysunął się do mojej szyi i pocałował ją. Później pocałował oba policzki, czoło i nos. Dzieliły nas centymetry, powoli dotknęłam jego ust. Przytrzymał je i delikatnie oddał pocałunek. Położyłam ręce na jego twarzy. Zaczęliśmy na siebie napierać. Przesunęłam rękę na jego szyję i plecy. Jack podniósł delikatnie moją koszulkę z tyłu i położył ręce na moich plecach. Cały czas trwaliśmy w pocałunku. Jego ręce objęły mnie tak, że dłonie muskały mój brzuch, a maniona plecy. Oderwałam się na chwile. Popatrzyłam w oczy Jack’a, były pomarańczowe jak zawsze. Przyglądał mi się. Niespodziewanie przewrócił mnie na łóżko. Leżałam, a on pochylił się i pocałował mnie. Moje ręce znalazły się pod jego koszulkę, na nagich plecach. Jego zaś jedna ręka na mojej nodze, a druga na twarzy. Chwyciłam za skraj jego koszulki i przeciągnęłam ją przez jego głowę. Ukazał mi się pięknie umięśniony brzuch. Uśmiechnął się i to samo zrobił z moją koszulką. Pocałował mnie w obojczyk, klatkę piersiową, a na sam koniec w brzuch. Połaskotał mnie. Zaczęłam się śmiać. Położył głowę koło mojej.
- Ślicznie wyglądasz – szepnął mi do ucha.
- Dziękuję, ty też – pocałowałam go w policzek – Szczególnie twój brzuch, jest boski.
            Położyłam się na jego braku, objął mnie. Czułam się bezpiecznie. Nie mogłam uwierzyć, że jesteśmy ze sobą dopiero 3 dni, a znamy się 15 lat. Przytulaliśmy się bardzo długo. Nagle usłyszałam kroki na schodach. Zerwaliśmy się i szybko ubraliśmy koszulki. Siedzieliśmy na łóżku, kiedy usłyszałam puknie do drzwi.
- Proszę – powiedziałam szybko.
- Nie chciałam przeszkadzać- usłyszałam głos mamy – Przyszedł list do Ciebie.
- Do mnie ? – podeszłam do niej – od kogo ?
- Nie ma nadawcy. To ja już idę.
- Dzięki – powiedziałam i zamknęłam drzwi.
- Jak myślisz od kogo – spytał Jack, gdy usiadałam
- Nie mam pojęcia – otworzyłam kopertę i wyciągnęłam kartkę- Droga Izabelo, wiemy kim jesteś i mamy Cię na oku. Nie jesteś bezpieczna – przeczytałam na głos.

- O, cholera – powiedział zaniepokojony Jack- To jest chyba od carmonitów. 

------------------------------------------------------
Jeśli przeczytałaś/eś pozostaw opinie proszę :)

poniedziałek, 9 marca 2015

Rozdział VII

Rano obudziłam się z bólem głowy. Wróciłam koło pierwszej rano. Pamiętam, że Jack mnie odwiózł i zasnęłam jak zabita. Wstałam, odsunęłam żaluzje. Poszłam po prysznic. Zagłębiłam się w wczorajszych wydarzeniach i o tym czego dowiedziałam się od Jack’a. Wyszłam spod prysznica, skórę miałam już suchą, a włosy dochodziły.
            Ubrałam się w dresy i luźną dużą koszulkę. Zeszłam na dół. Mama już krzątała się po kuchni. Poszłam do lodówki i wyciągnęłam mleko, a z szafki miskę i płatki.
- Jak się wczoraj bawiłaś ? – spytała mama z uśmiechem.
- Było fajnie – odpowiedziałam – nie wróciłam późno.
- Tak, wiem. Słyszałam jak auto zajechało na podjazd.
- Sprawdzałaś mnie ? – zapytałam zdziwiona
- Nie, nie mogłam zasnąć, bo tata chrapał.
- Gdzie jest ?
- Pojechał po zakupy.
- Okej. Dochodzi 9, idę pobiegać – oznajmiłam.
            Wstałam od stołu, poszłam do przedpokoju. Założyłam adidasy i bluzę, oraz włożyłam słuchawki do uszu. Pobiegłam prosto na ulice. Jak co tydzień w sobotę, pobiegałam żeby się od stresować i zaczerpnąć świeżego powietrza. Udałam się nad jezioro. Słońce ładnie świeciło. Woda się mieniła, a wiatr lekko muskał taflę, tworząc fale. Usiadłam na brzegu. Rozmyślałam nad moimi mocami. Jak mogę ją wywołać? Czy to bezpieczne? Moje rozmyślania przerwał dzwonek komórki.
- Cześć, słoneczko – usłyszałam głos Jack’a – Gdzie jesteś ?
- Hej skarbie, jestem nad jeziorem. A ty ?
- Niedaleko- powiedział – Jak chcesz to przyjadę.
- Chcę. Będę na Ciebie czekać – uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Zaraz przyjadę.
             Minęło może z 5 minut, a Jack przyjechał na swoim czarnym harleyu Davidsonie. Miał na sobie czarną skórzaną kurtkę, czarne spodnie i koszulkę, a kask był biało-czarny. Kiedy go ściągnął potrząsną głową i przejechał palcami włosy. Wyglądał bosko.
- Co tam myszko? O czym myślisz ?- przysiadł koło mnie i pocałował w policzek.
- W porządku. Myślę o tym co mi wczoraj powiedziałeś i o tym jak wywołać moce.
- To jest troszkę skomplikowane. Nauczę Cię – mruknął zachęcająco.
- Dobra, kiedy zaczynamy ?- spytałam z radością.
- Możemy nawet teraz, ale ja nauczę Cię tylko władania ogniem.
- Brzmi nieźle – uśmiechnęłam się – To co mam robić ?
- Najpierw ja Ci pokaże jak to zrobić, a później ty spróbujesz, dobrze ? – spytał wstając.
            Kiwnęłam głową na potwierdzenie. Jack ustawił się do mnie bokiem. Podniósł prawą rękę na wysokość barków. Zacisnął mocno oczy. Otworzył dłoń. Z środka dłoni buchnęły płomienie. Otworzył oczy i były one pomarańczowe. Uśmiechnął się do mnie. Drugą ręką machnął, żebym podeszła. Stojąc koło niego czułam ciepło z kuli, którą trzymał w dłoni. Zacisnął ją w pięść i kula znikła, oczy wróciły do swojego dawnego szarego koloru.
- Wow, to było niesamowite – objęłam go i pocałowałam.
- Teraz twoja kolej – zwrócił się do mnie – Zamknij oczy, wyciągnij rękę przed siebie. Myśl o tym co czujesz do mnie, do twojego największego wroga – instruował mnie –jednym słowem myśl o uczuciach i o tym, że chcesz wywołać ogień.
- A Tobie jakiego uczucia pomagają?- spytałam, stojąc z dłonią w górze.
- Mi gniew i miłość do Ciebie – zaczęłam się rumienić – Jak za pierwszym razem Ci się nie uda, nic się nie stanie.
            Stanęłam z ręką wyciągniętą przed siebie. Zamknęłam oczy. Myślałam o moim pierwszym spotkaniu z Nat i Jackiem, o moim pierwszym pocałunku z nim. To było pierwsze o czym pomyślałam, później myślałam o Marcie, najpopularniejszej i najbogatszej dziewczynie z mojej klasy, która uważa się na bóg wie co. Poczułam na dłoni ciepło. Stawało się coraz bardziej odczuwalne, ale nie parzyło. Usłyszałam głos Jack’a, że mogę otworzyć oczy. Otworzyłam najpierw jedno, a później drugie. Na środku mojej ręki tlił się płomień. Z każdą chwilą rósł. Zacisnęłam dłoń i płomyka już nie było.
- I jak było ? – spytałam zaciekawiona – Jakie były moje oczy?
- Jestem pod wrażeniem, skarpie – chwycił mnie w tali i podniósł – nie byłem przekonany, że za pierwszym razem dasz radę. Były czarne.
- Czarne ? A więc o to chodziło – powiedziałam sama do siebie – Wątpiłeś we mnie ?
- Ależ skąd- przybliżył swoje usta do moich i pocałował delikatnie, a zarazem namiętnie. Chwyciłam się go za szyję i wplotłam palce w jego włosy. Nogami oplotłam się wokół jego bioder. Staliśmy tak przez chwile, po czym Jack stracił równowagę i przewróciliśmy się na ziemię. Zaczęłam się śmiać. Obróciłam się w jego stronę i pocałowałam go w usta. Patrzyliśmy na niebo. Naszła mnie pewna myśl.
- Jack ?! – mruknęłam – Masz ochotę trochę popływać ?
- Popływać ? – spojrzał na mnie ze zdziwieniem – A woda nie będzie za zimna ?
- Nie powinna – zaczęłam ściągać buty i dresy – Idziesz ?
            Ściągnęłam koszulkę i pobiegłam do wody. Zanurzałam się powoli. Woda sięgała mi już do połowy klatki piersiowej. Jack nadal był na brzegu, ściągnął już buty, kurtkę i koszulkę, spodnie już prawie. Wskoczył do wody i był już koło mnie.
- Mówiłam, że nie jest zimna – uśmiechnęłam się ciepło.
- No, nie jest – objął moją twarz i przyciągnął delikatnie do siebie. Chwyciła jego szyję i z całej siły pchnęłam go pod wodę.
            Nie wypływał. Zaczęłam się niepokoić i rozglądać. Coś chwyciło mnie za stopę i pociągnęło w dół. Zaczęłam się szarpać, okazało się że to Jack. Chciał mnie nastraszyć i mu się udało. Wypłynęliśmy na powierzchnie.
- Jak mogłeś mnie tak nastraszyć ?- spytałam ze wściekłością – Przecież wiesz, że mnie się nie straszy -  okładałam go pięściami po torsie.
- Przepraszam, myszko – powiedział cierpiąco i z tymi przepraszającymi oczkami- Już tak nie postąpię, obiecuję.
- Mam nadzieję.
            Chwycił mnie za nogi i podniósł, byłam na wysokości jego twarzy. Zarzuciłam ręce przez jego kark i przywarłam do jego ust.
            Wyszliśmy z wody susi. Ubraliśmy się.
- Podwieźć Cię – zaproponował Jack.
- Tak, pewnie – oznajmiłam- A mogę poprowadzić?
- No, nie wiem, przekonaj mnie, że dasz radę.
- Mam Cię przekonać ?
- Mhmm.
            Zbliżyłam się do niego powoli, położyłam jedną rękę na jego twarzy. Drugą szukałam kasku. Przyciągnęła jego twarz do swojej. Wyrwałam kas z jego objęć i obróciłam się. Założyłam kask.
- To co mogę ? – spytałam z głupkowatym uśmiechem.
- Nie dziś słonko – zdjął mi kask i pocałował w czoło.
- A to dlaczego ?
- Bo muszę Cię gdzieś zawieść, a ty nie wiesz gdzie.
- To mi powiedz i pojadę – nalegałam
- Nie, bo nie będzie niespodzianki.
- Niespodzianki ?! – spytałam zdumiona.
- tak, wskakuj – powiedział siedząc już na motorze.
            Usiadłam za nim i wtuliłam się w jego skórzaną kurtkę. Odpalił silnik i pojechaliśmy.

--------------------------------------------------------------------------
Jeśli przeczytałaś/eś pozostaw komentarz proszę :)

piątek, 6 marca 2015

Rozdział VI

            Siedzę z Jackiem na brzegu basenu. Cała się trzęsę. To co się stało. To, że się unosiliśmy nad wodą, to ja to zrobiłam. Nie mogę w to uwierzyć. Jak ja to zrobiłam? Może mi się zdawało? Ale przecież czułam uderzenie.
- Izz, chodźmy stąd – mruknął Jack do mojego ucha – wiem, że chcesz pogadać.
            Kiwnęłam na potwierdzenie. Wstał i podał mi rękę. Weszliśmy do środka. Znaleźliśmy Nat. Stała na środku dużego pokoju i z kimś się całowała. Całowała się z, z Lukiem. Domyślałam się, że Nat mu się podoba, ale nie wiedziałam, że on jej też. Stanęłam na palcach i przyciągnęłam Jack’a, żeby być na wysokości jego ucha i szepnęłam
- Zostawmy Nat, Luke ją odwiezie, chyba.
- Wyślemy jej SMS-a, że musieliśmy iść – powiedział Jack.
            Wyszliśmy od Luke’a i udaliśmy się do auta. Otworzył mi drzwi i wsiedliśmy. Odpalił silnik.
- Przecież piłeś, nie powinieneś kierować- położyłam rękę na kierownicy.
- Spokojnie, nic się nie stanie – wziął i pocałował moją rękę.
- Niech Ci będzie – odarłam się i wrzucił bieg.
- Jack, powiesz mi co się stało w basenie ?
- O czym była ta książka „Moc żywiołów” ?
- Nie zmieniaj tematu – podniosłam głos
- Nie zmieniam – odparł – o czym była ?
- O grupce nastolatków, którzy potrafili panować nad czterema żywiołami. Każdy nad innym. Wodą, ogniem, ziemią i powietrzem. Ale to tylko książka.
- A co jeśli byłaby to prawda ? Jeśli są osoby, które panują nad żywiołami?
- Jack, do czego zmierzasz. Powiedz prawdę! – zatrzymał samochód na poboczu.
- Do tego, że potrafimy panować nad żywiołami – odparł patrząc mi prosto w oczy.
- Ale jak to my?  To znaczy ty i ja ?- spytałam zdziwiona i zaskoczona
- Tak, ja panuje nad ogniem.
- To dlatego jak się całujemy Twoje oczy są pomarańczowe, tak ?
- Tak, stają się takie jeszcze jak używam mocy.
- Czy ktoś o tym wie? Wiesz kto ma resztę żywiołów ?
- Wie o tym Nat, która panuje nad wodą i Cris, panuje nad ziemią.
- Na serio? – aż mnie zatkało, dlaczego mi o tym nie powiedzieli? Przecież się przyjaźnimy! – A powietrze? Kto ma ?
- Tego jeszcze nie jesteśmy pewni, ale mamy pewne przypuszczenia – spojrzał na mnie pytająco czy chce poznać te przypuszczenia.
- Masz na myśli mnie ?- zapytałam przerażona
- Nie, słoneczko nie ty masz moc powietrza- powiedział spokojnie – Moc wiatru ma prawdopodobnie Luke.
- No to są cztery żywioły. Cztery osoby. Więc co ja mam z tym wspólnego? – spytałam, chciałam się wszystkiego dowiedzieć. Dlaczego ja ? Jaką mam moc? Czy w ogóle ją mam? Za dużo myśli kłębiło mi się w głowie.
- Izz, posłuchaj mnie uważnie – chwycił mnie za ręce i spojrzał w oczy. Poczułam, że jestem bezpieczna – Emanuje od Ciebie bardzo potężna moc. Od Nat, Crisa czy Luke’a nie czuję, aż takiej mocy. A Twoja jest 100 razy silniejsza. W naszej historii, jest że powstanie osoba, która będzie mieć w posiadaniu wszystkie cztery żywioły.
            To co powiedział, uderzyło we mnie jak grom. Jestem tą, która ma wszystkie. Cała się trzęsę, ale nie z zimna, tylko z przerażenia i strachu. Co jeśli nie zdołam nad nimi zapanować. Chciałam wracać do domu. Chciałam położyć się i zasnąć. Musiałam o tym pomyśleć. Co mam zrobić. Kim dokładnie jestem ?
- Jack, kim ja jestem ? My jesteśmy

- My jesteśmy żywiołem – odpowiedział spokojnie – A ty jesteś Piątym żywiołem.

-----------------------------------------------------------------------------
Jeśli przeczytałaś/eś pozostaw proszę opinię :)
Rozdział krótki, bo nie mam czasu, żeby pisać :c