piątek, 17 lipca 2015

Rozdział XXIV

         Obudziłam się na dźwięk mojego budzika. Wyciągnęłam rękę po komórkę, ale nie znalazłam jej na szafce. Przejechałam ręką pod poduszką. Tu też jej nie ma. Podniosłam się do pozycji siedzącej. W pokoju panował półmrok. Minęło kilka chwil zanim moje oczy przystosowały się do otoczenia. Zauważyłam naprzeciwko siebie jakąś postać. Na pewno był to mężczyzna. Podniósł rękę. Coś w niej błysnęło. Jakby metal. Zamachnął się. Nie wiedziałam co się dzieje. Rzucił czymś we mnie. Poczułam ból w okolicach brzucha. Spojrzałam tam. Coś tkwiło w moim ciele. Chwyciłam wystającą część. Wyciągnęłam sztylet. Była na niej krew. Moja krew. Zaczęło brzęczeć mi w uszach. Zamknęłam oczy. Dźwięki stawały się bardziej wyraźne. Tworzyły początek piosenki. „Highway to Hell”
            Otworzyłam oczy. Byłam w swoim pokoju. Promienie słoneczne przebijały się przez zasłonięte żaluzje. Chwyciłam się za brzuch. Żadnej rany. Zero krwi. Otarłam spocone czoło. Mój telefon zaczął dzwonić. Podniosłam się i odebrałam.
- Halo?
- Izz, wszystko w porządku? – usłyszałam głos Jack’a.
- Tak, miałam dość twardy i zły sen – odpowiedziałam – Co tam?
- Bałem się, że coś się stało – oznajmił – Będę za 30 minut.
- Dobra. Powinnam się wyrobić – podniosłam się z łóżka – To do zobaczenia.
- Pa – powiedział i się rozłączył.
            Podeszłam do szafy. Wyciągnęłam jasne dżinsy, ciemny podkoszulek i koszulę w czarno-czerwoną kratę. Weszłam do łazienki. Przebrałam się w przygotowane ciuchy. Włosy troszkę podniosłam i wymodelowałam. Nałożyłam czarny cień na powieki. Rzęsy przejechałam tuszem. Pochowałam książki na dzisiejsze zajęcia. Ostatnią lekcję mam zmienioną na muzykę. Zamknęłam torbę. Komórkę włożyłam do tylnej kieszeni i zeszłam na dół. Ktoś chodził już po kuchni. Miałam tylko nadzieję, że to nie ciotka. Powoli weszłam. Był to Matt, robił śniadanie.
- Cześć – przywitałam się.
- Hej – odwrócił się w moją stronę – Jak spałaś?
- Nawet git – usiadłam przy stole – Co dziś jemy?
- Kanapki i kawę – Matt podstawił mi to pod nos.
- Dzięki – uśmiechnęłam się – Matt musimy pogadać.
- O co chodzi? – zmarszczył brwi.
- O moje mieszkanie tutaj – odparłam – Chciałabym wiedzieć kiedy wracasz i kiedy Elizabeth i Mark wyjadą.
- Jeśli chodzi o to kiedy wyjadę – podrapał się po karku – To w piątek.
- Ten? – byłam bardzo zdziwiona – Jutro?
- Tak – powiedział cicho.
- Dobra, a co z ciotką i wujkiem? – chciałam, żeby już ich nie było.
- Wczoraj, jeszcze troszkę pokłóciłem się z Elizabeth – poinformował mnie – Mówi, że źle robisz zostając tu. Że powinnaś albo przenieść się ze mną, albo pójść do szkoły z internatem. Ale dziś wyjadą.
- Co ona sobie w ogóle myśli?- spytałam – Nie jest moją mamą, ani nikim. Nie może kazać robić mi to co się jej podoba.
- Siostra, spokojnie – chciał mnie uspokoić. Może troszkę podniosłam głos – Zostaniesz tu. Co miesiąc będę się strać przysyłać Ci jakąś kasę – chciałam coś powiedzieć, ale uciszył mnie ręką – Wiem, że sama o siebie zadbasz i w ogóle, ale musisz mi coś obiecać.
- Tak?
- Będziesz się uczyć i zdrowo odżywiać. Z Jackiem będziecie uważać, bo jeszcze nie chce być wujkiem – zaśmiałam się lekko – Nie będzie cały czas tu nocował, zero imprez i alkoholu. Jasne?
- Oczywiście – odparłam – Obiecuję.
- To dobrze – uśmiechnął się – A teraz jedz.
- Spoko – ugryzłam kanapkę – Matt, jeśli chodzi o kasę, to sobie poradzę. Mam jeszcze resztę z tamtych wyścigów. A następne też raczej wygram.
- Okej, ale ja Ci będę przysyłać kasę na rachunki.
            Skinęłam głową i wróciłam do jedzenia. Była 7:40 jak skończyłam jeść. Szybko umyłam zęby, ubrałam trampki i kurtkę. Bałam szybkiego całusa Matt’owi w policzek. Zarzuciłam torbę na ramię i wyszłam z domu. Jack był już na podjeździe. Zajęłam miejsce pasażera i ruszyliśmy.
- Hejka – odezwałam się – Długo czekałeś?
- Hej – uśmiechnął się  - Nie, dopiero co przyjechałem.
- Co tam? – spytałam – Jak się spało?
- Nawet dobrze – uśmiechnął się lekko – Tylko miałem zły sen.
- To podobnie do mnie – przyznałam się.
- Coś mówiłaś. Co Ci się śniło? – zainteresował się
- To samo co ostatnio – westchnęłam – Tylko z taką różnicą, że to było u mnie w pokoju.
- Serio? – wydał się zaniepokojony.
- O co chodzi? – byłam zdenerwowana.
- Miałem taki sam, jeśli – urwał – osoba, która rzucała to facet w garniturze.
            Po tych słowach zamarłam. Miał taki sam sen jak ja? Nie wiem czy był w garniturze, ale nie można tego wykluczyć. Ale czy to możliwe? Czy dwie osoby mogą mieć takie same albo podobne sny?
- Ej. – usłyszałam głos Jack’a – Nie płacz.
- Co? – otarłam policzki. Rzeczywiście płakałam -  Nic mi nie jest.
- Mam rozumieć, że mieliśmy ten sam sen? – spytał kładąc mi rękę na udzie.
- Raczej, ale nie wiem czy był w garniturze – odparłam.
            Zajechaliśmy na parking. Jack znalazł miejsce. Otarłam twarz, przyczepiłam uśmiech i wyszliśmy na pole. Na niebie się po chmurzyło. Jack objął mnie w pasie. Weszliśmy do szkoły. Pierwsze co zobaczyłam to plakaty z zdjęciem Marty i napisem „ Głosuj na Martę Morgan. Królową Jesienni”. Było to jej chyba najbardziej rozebrane zdjęcie. Przewróciłam oczami. Poszliśmy pod  salę, w której miałam mieć lekcję. Akurat zadzwonił dzwonek,  więc dałam skarbowi buziaka i poszłam na zajęcia. Wchodząc zauważyłam Martę i jej świtę. Liderka miała na sobie różową rozkloszowaną sukienkę, a w ręce trzymała jakieś karki, które rozdawała chłopakom. Obrzuciłam mnie wściekłym spojrzeniem. Zajęłam miejsce obok Nat.
- O co chodzi Marcie? – spytałam wyciągając potrzebne książki.
- O wybory na Królową Jesienni. – westchnęła Nat – Chce wygrać i robi sobie kampanie.
- Skoro jest chyba jedyną chętną, to i tak wygra.
- Ale ona nie jest jedyną kandydatką – Nat przewróciła oczami.
- To kto się jeszcze zgłosił i naraził na gniew Marty? – założyłam ręce na pierś.
- Nie udawaj głupiej Izz – Nat się uśmiechnęła, ale zaraz jej zszedł z twarzy – Serio nie wiesz?
- Tak, nie wiem.
- Izz, jesteś jedną z kandydatek – oznajmiła Nat.
- Jak to kurwa jestem jedną z kandydatek? – Co ona wygaduje? W życiu bym się nie zgłosiła – Powiedz, że to są żarty.
- Rano byłam w sekretariacie, a tam widziałam listę chętnych. Byłaś tam zapisana – uświadomiła mnie Nat.
- Będę musiała się tam przejść – westchnęłam, a do klasy wszedł nauczyciel.
             Nie mogłam się skupić na lekcji, bo cały czas zastanawiałam się kto mógł mnie zgłosić. Musiał zrobić to wczoraj po skończonych lekcjach. Niewykluczone, że któryś z moich kochanych przyjaciół to zrobił, chyba że ktoś chce się ze mnie ponabijać, albo Morgan coś wymyślił.
            Z zamyśleń wyrwał mnie dzwonek. Spakowałam się i ruszyłam do sekretariatu. Po drodze spotkałam Jack’a.
- Hej – pocałował mnie w policzek – Co się dzieje?
- Ktoś zgłosił mnie do konkursu na Królową Jesienni – westchnęłam – Idę to wyjaśnić.
- Dlaczego? – zdziwił się – Nie chcesz być królową?
- Nie chce – uśmiechnęłam się – Nie potrzebuję tego.
- Jak chcesz – otworzył drzwi do pokoju.
- Dzień dobry – usłyszałam cienki głos za biurka – W czymś pomóc?
- Chciałabym się zapytać – zaczęłam – Czy można mnie skreślić z listy kandydatek na Królową Jesienni?
- Przykro mi moja droga – sekretarka posmutniała – Dałam już listę dyrektorowi, a on przekazał ją dalej.
- Trudno – uśmiechnęłam się lekko i wyszliśmy – Cholera.
            Walnęłam ręką w ścianę.
- Kochanie, spokojnie – Jack zamknął mnie w szczelnym uścisku. Podniosłam wzrok na niego – Masz czarne oczy. Uspokój się.
            Wzięłam kilka głębokich wdechów. Zamknęłam oczy i otworzyłam je po chwili. Spojrzałam na Jack’a. Uśmiechnął się, więc wszystko wróciło do normy.
- Przepraszam – pocałowałam go – Idziemy?
- Tak – chwycił mnie za rękę – Gadałaś z Matt’em?
- Dziś rano – poprawiłam torbę – Wyjeżdża jutro i mam przeszczegać kilku zasad.
- Zasad? Jakich?
- Muszę chodzić do szkoły, zdrowo jeść – wzruszyłam ramionami – Nie mogę pić, ani imprezować. A ty nie możesz nocować u mnie cały czas i Matt nie chce być na razie wujkiem.
- Nie cały czas? Nie chce być wujkiem? – mój ukochany zaśmiał się – Czyli co drugi dzień u Ciebie? A Matt’owi robimy niespodziankę?
- Idiota – zachichotałam – Raczej w weekendy i nie zrobimy mu niespodzianki.
- Jak chcesz – zadzwonił dzwonek – Do zobaczenia.
            Pochylił się i musnął moje wargi. Uśmiechnęłam się i poszłam na zajęcia. Weszłam do klasy równo z nauczycielem. Pan Castellan zajął miejsce za biurkiem, a ja poszłam na swoje miejsce. Lekcja zaczęła się od kartkówki. Nie byłam za bardzo przygotowana, ale trafiły mi się łatwe przykłady. Oddałam kartkę z uśmiechem. Przez resztę lekcji robiłam zadania do przodu.
            Dzień minął mi nawet dobrze. Na lunch Su i Nat powiedziały, że zrobią mi kampanie. Nie chciałam jej, ale się uparły. Została ostatnia lekcja. Muzyka.
            Weszliśmy w trójkę do sali. Krzesła były ustawione w kółku. Zajęliśmy miejsca obok siebie. Zadzwonił dzwonek. Reszta się zjawiła. Miejsce po mojej prawej stronie zajął Jackob. Uśmiechnęłam się do niego. Niestety naprzeciwko mnie usiadła Marta z Anną i Kamilą. Zabijały mnie wzrokiem. Nauczycielka weszła do klasy.
- Dzień dobry – usiadła na wolnym miejscu.
- Dzień dobry – odpowiedzieliśmy chóralnie.
- Dziś będziecie śpiewać fragmenty piosenek, które wylosujecie – uśmiechnęła się Radoście i podniosła jakiś woreczek z kartkami – Zaczynamy.
            Podała go pierwszej osobie na lewo. Leo wylosował. Przeczytał tytuł na głos. Los przeznaczył mu piosenkę One Direction „What Makes You Beautiful” . Pani włączyła piosenkę w wersji instrumentalnej. Leo zaczął śpiewać. Nie brzmiało to najlepiej. Fałszował strasznie. Zakończył i podał dalej woreczek. Dostał do Jackob. Wylosował prosty utwór Justin’a Biber’a „Baby”. Zaśpiewał  nawet dobrze. Teraz pałeczkę dostałam ja. Włożyłam rękę i zamieszałam. Wyciągnęłam jeden papierek z tekstem piosenki.
- Green Day „ American Idiot” – przeczytałam
            Odetchnęłam z ulgą. Kocham tą piosenkę. Nauczycielka włączyła muzykę. Weszłam we właściwym momencie i zaśpiewałam. Kiedy skończyłam nauczycielka posła mi uśmiech, za to Marta dusiła mnie spojrzeniem. Podałam woreczek Nat, wylosowała swoją ulubioną artystkę Avril Laving i piosenkę „Smile”. Moja przyjaciółka zawsze miała tremę przed występami. Chwyciłam jej rękę, a Luke położył swoją rękę na jej udzie. Nat się lekko uśmiechnęła i odprężyła. Zaczęła śpiewać. Kocham jej głos. Pani też była poruszona. Nat podała pałeczkę Luke’owi. Wylosował coś w swoim stylu. Piosenkę „Highway to Hell” zespołu AC/DC. Mimo, że fałszował to nieźle mu poszło. Woreczek poszedł dalej. Niektórym szło lepiej, a niektórym gorzej. Z dzwonkiem woreczek wrócił do pani. Zebraliśmy rzeczy i wyszliśmy ze szkoły.
- Kiedy Matt wyjeżdża? – spytała w pewnym momencie Nat
- Jutro – westchnęłam.
- Czyli od jutra będziesz niezależna? – uśmiechnęła się Nat.
- Niby tak – też się uśmiechnęłam – Co chcecie zrobić w związku z tą kampanią?
- Standard – wzruszyła ramionami – Zrobimy plakaty, upieczemy ciasteczka. Sprawimy, że wygrasz.
- Śmieszne – zachichotałam – I tak nie wygram.
- Wygrasz i my Ci w tym pomożemy – usłyszałam głos Jack’a.
- Kochani jesteście – objęłam Nat wokół szyi, a Jack’a w pasie.
- Zbieramy się? – spytał Jack.
- Dobrze – pocałowałam Nat i Luke’a w policzek i poszliśmy do samochodu.
            Na szczęście pogoda się troszkę poprawiła. Jack otworzył przede mną drzwi. Wsiadłam, a on po kilku sekundach był koło mnie. Wyjechaliśmy z parkingu. Włączyłam radio. Słuchając muzyki zajechaliśmy na podjazd przed moim domem. Stał tylko samochód Matt’a, czyli, że ciotki już nie ma. Nachyliłam się na dźwignią i musnęłam usta Jack’a. Wyszłam z auta i poszłam do domu. Rzuciłam torbę w kąt i zdjęłam kurtkę. Matt siedział w salonie. Coś czytał.
- Jak tam? – siadłam obok niego
- Spoko – uśmiechnął się – Czytam materiały na zajęcia.
- Dużo tego – cały stolik był w jakiś papierkach – Chcesz coś do jedzenia?
-Chyba nic nie ma – podał mi telefon – Zamów coś.
- Pizza? Sushi? Chińszczyzna? – zarzuciłam go propozycjami.
- Tylko nie Sushi – zaśmiał się – Pizza?
- Okej.
            Wybrałam numer do pizzerii. Zamówiłam jedną dużą capriciosa. Miała być za 20 minut. Oddałam telefon bratu i poszłam do siebie. Wchodząc do pokoju zauważyłam, że okno jest otwarte na oścież, ale jak wychodziłam było zamknięte. Rozglądnęłam się po pokoju. Niby wszystko było na swoim miejscu.
- Matt? – krzyknęłam – Otwierałeś okno u mnie?
- Nie ja tylko Elizabeth – odpowiedział – Mówiła, że był straszny zaduch.
- Dobra.
            Zamknęłam okno. Usiadałam na łóżku i odetchnęłam głęboko. Na pierwszy rzut oka nie zauważyłam na szafce przy łóżku czarnego pudełeczka. Mam nadzieję, że to od cioci. Wzięłam pudełko do rąk i otworzyłam. W środku znajdował się mały pistolet SIG-Sauer P226. Oglądnęłam dokładnie broń, kaliber 9 mm, magazynek na 15 naboi. W środku była karteczka.
           
            „Na wszelki wypadek. Mam nadzieję, że Ci się nie przyda ~ Elizabeth i Hank”

            Nie mogłam uwierzyć, że ciocia kupiła mi broń. Zamknęłam pudełko, razem z nabojami. Włożyłam je pod łóżko, a pistolet włożyłam między ubrania. Mam za trudne życie. Przebrałam się w luźną błękitną koszulkę i czarne dresy. Włosy związałam w kucyk. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Zeszłam na dół. Przyjechało nasze zamówienie. Matt dał mi kasę. Odebrałam pizze i zapłaciła. Poszłam do kuchni.
- Matt, obiad – zawołałam go.
- Dzięki – odpowiedział, biorąc sobie kawałek.
- Chcesz się pośmiać? – spytałam jedząc.
- Dawaj – powiedział z pełnymi ustami.
- Ktoś zgłosił mnie na kandydatkę na Królową Jesienni – zaśmiał się.
- Mam nadzieję, że wygrasz – uśmiechnął się.
- Dzięki – wróciłam do jedzenia.
            Skończyliśmy jeść w ciszy. Nawet dobra im wyszła. Po zjedzeniu zrobiłam nam kawę i poszłam do siebie. Zaczęłam robić zadania zadane dziś w szkole. Po zakończeniu ostatniego zadania spakowałam się na jutro. Zrobiłam zestaw ćwiczeń: brzuszki, pompki, przysiady. Po treningu wzięłam czystą bieliznę i piżamę. Poszłam pod prysznic. Ciepła woda otuliła moje ciało. Nałożyłam żel, a na włosy szampon. Umyta wyszłam z kabiny. Włosy zawiązałam w koka. Ubrana w piżamę zeszłam na dół. Matt nadal siedział nad tymi papierami.
- Oglądamy coś? – zapytałam
- Odrobiłaś zadania? – spojrzał na mnie
- Tak- uśmiechnęłam się – To co „Motocrossed” ?
- Może być – odłożył papiery – U mnie czy u Ciebie?
- U Ciebie – poszłam do jego pokoju.
            Włączyłam komputer i zaczęłam szukać filmu. Matt wszedł do pokoju. Ściągnął koszulkę i przebrał spodnie. Ustawiłam laptop i położyłam się na łóżku. Po chwili brat włączył film i położył się koło mnie. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Objął mnie ramieniem i pocałował w głowę. Nie chcę, żeby wyjeżdżał, ale musi. Ułożyłam się wygodnie i skupiłam się na filmie. Nawet nie wiem, w którym momencie usnęłam.

            Obudziłam się przed Matt’em. Dyskretnie wyszłam z jego pokoju i poszłam do siebie. Włożyłam dżinsy, czarną koszulkę i sweterek. Zrobiłam lekki makijaż i poszłam do kuchni. Chciałam zrobić bratu niespodziankę i zrobić mu śniadanie. Przygotowałam ciasto i usmażyłam naleśniki. Po czym na patelnie wbiłam jajka i zrobiłam jajka po benedyktyńsku. Z uśmiechem poszłam obudzić Matt’a. Weszłam do pokoju i skoczyłam na niego. Zerwał się do pozycji siedzącej.
- Dzień dobry – uśmiechnęłam się.
- Cześć – padł spowrotem na łóżko.
- Na dole jest śniadanie, mam nadzieję, że Ci będzie smakować – zeszłam z niego i poszłam do drzwi – Zejdź szybko.
            Wróciłam do kuchni i zrobiłam kawę. Wzięłam mu jednego naleśnika, bo coś muszę zjeść przed szkołą. Matt był za niecałe 5 minut na dole. Uśmiechnął się na widok jedzenia.
- No siostra – poczochrał mnie po włosach – Widzę, że się postarałaś.
- Dla Ciebie wszystko – zaśmiałam się – Smacznego.
            Matt zaczął jeść, a ja poszłam do łazienki. Poprawiłam włosy i wyszczotkowałam zęby. Wiązałam już drugiego buty, gdy dostałam SMS’a. Był wysłany z nieznanego numeru.

            „Uważaj na siebie i bliskich. Oni znają Twoje słabości. Niedługo zaatakują, bądźcie gotowi”

            Nic z niego nie rozumiałam poza tym, że Carmonici zaatakują. Gotowa do wyjścia poszłam do brata.
- I co? Smakowało? – zapytałam
- Bardzo – uśmiechnął się i wziął mnie na kolana – Będę tęsknić.
- Ja też – przytuliłam się do niego – Zadzwoń lub napisz jak będziesz wyjeżdżać i jak dojedziesz – poprosiłam go.
- Oczywiście – przytulił mnie mocniej – Zrobię Ci jeszcze jakieś małe zakupy, a później pojadę.
- Dobrze. Ja muszę pędzić do szkoły – westchnęłam – Jedź ostrożnie, ucz się dobrze i dzwoń.
- Obiecuję.

            Wstałam z jego kolan, dałam mu buziaka w policzek i poszłam do garażu. Wsiadałam do Ford’a Shelby. Oczy miałam zaszklone. Poprawiłam rzęsy tuszem i wyjechałam z garażu. Pojechałam do szkoły.

---------------------------------------------------------------------------------
Jeśli przeczytałaś/eś pozostaw proszę komentarz to motywuje.
Według mnie rozdział jest średni. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Mimo iż pod tamtym rozdziałem nie było tych pięciu komentarzy, dodaje rozdział.
Żeby następny rozdział się pojawił to pod tym musi być co najmniej te pięć komentarzy:*

czwartek, 16 lipca 2015

LBA

             Nominacja jest, to nagroda , przyznawana za  "Dobrze wykonaną robotę", jej dedykowana blogerom o mniejszej publiczności,  w celu rozpowszechnienia Ich twórczości. Gdy odbierzesz nagrodę, odpowiadasz na 11 pytań, po Czym zadajesz Tak samo 11 pytań, 11 nominowanym przez Siebie osobom.       

            Dziękuję za nominację Lostinmyself ----->  http://lostinmyself01.blogspot.com

Pytania :

      1. Dlaczego piszesz ?
Chciałam zobaczyć czy podołałabym takiem zadaniu jak pisanie i prowadzenie bloga.

      2. Skąd czerpiesz inspiracje?
Inspiracje czerpię z otoczenia, książek, filmów, mojej wyobraźni.

      3. Jakie książki lubisz czytać najbardziej?
Myślę, że z gatunku fantasy i młodzieżowe.

      4. Ulubiony pisarz?
Mam dwójkę ulubionych autorów: Becca Fitzpatrick - autorka seri książek "Szeptem" i  Veronica Roth - autorka trylogi "Niezgodna".

      5. Jakie jest Twoje hobby?
Jazda konna, czytanie książek, siatkówka.

      6. Od kiedy piszesz?
Piszę od stycznia tego roku (2015).

Moje pytania:

1. Co zamierzasz robić na wakacjach?
2. Jaką książkę ostanio przeczytałaś?
3. Masz zamiar iść do kina na "Papierowe miasta"?
4. Dużo czasu poświęcasz na pisanie?
5. Ulubiony smak lodów?
6. Którego akotora/ aktorkę chciałabyś spotkać?
7. Wolisz ciszę i spokój podczas pisania, czy raczej jak coś gra?
8. Kiedy pojawi się następny rozdział w Twoim opowiadaniu?
9. Kto jest Twoim ulubionym bohaterem książkowym?
10. Ulubiony kolor?
11. Co sądzisz o moim opowaidaniu?

Nominuję:
1) http://zycie-milosc-przyjazn.blogspot.com/
2) http://s-c-s-a-specjalni.blogspot.com/
3) http://invisible-sophie.blogspot.com/
4) http://mimowszystkoxhsofywkdhs.blogspot.com/
5) http://unusual-invisible.blogspot.com/
6) http://wakerlings-life.blogspot.com/
7) http://obozksiezycowy.blogspot.com/
8) http://uwazaj-o-czym-marzysz.blogspot.com/
9) http://krwawy-dwor.blogspot.com/
10) http://czuc.blogspot.com/
11) http://cheat-destiny-fanfiction.blogspot.com/


czwartek, 9 lipca 2015

Rozdział XXIII

          Zapytałam się Su, o to tylko dlatego, że myślałam, że nic takiego nie ukrywa. Siedzimy już jakiś czas w salonie. Su jest smutna, a oczy ma zaszklone.
- Przepraszam – powiedziała
- Nie przepraszaj – Cris ją objął – Przecież nic nie zrobiłaś.
- Tak, ale Cię okłamałam – westchnęła – Pytałaś czy mam jakiś sekret – skinęłam – Proszę Was tylko nie bądźcie przerażeni, ani nie odepchnijcie mnie od siebie.
- Spokojnie, nie odwrócimy się od Ciebie – powiedziałam i złapałam ją za rękę.
- Potrafię wyczuć kiedy ktoś kłamie – zabrała rękę z mojej i troszkę odsunęła się od Cris’a – oraz za pomocą dotyku, mogę sparaliżować osobę, gdy jestem wkurzona.
- Wkurzona? – zdziwił się Cris – Przecież Ty jesteś oazą spokoju.
- Staram się, ale nie zawsze to wychodzi – łzy popłynęły po jej policzku.
- Od kiedy wiesz, że masz te zdolności? – spytałam i przysunęłam się do niej.
- Od piątej klasy w podstawówce – przetarła twarz – Byłam w klasie z taką Becky. Była strasznie wredna. Pewnego dnia, po w-f’ie zabrała mi ciuchy i wyrzuciła je. Wściekłam się. Przez moją dłoń przeszedł tak jakby prąd. Podeszłam do niej. Położyłam rękę na jej ramieniu. Chwile się trzęsła, a później upadła. Nie wiedziałam co się dzieje. Uciekłam. Od tamtej pory miałam jeszcze dwie takie sytuacje. W gimnazjum zrozumiałam co mogę.
            Płakała i to bardzo. Siadłam jeszcze bliżej niej i ją objęłam. Nie przeraziła mnie jej zdolność. Potrzebowała wsparcia. Przytuliła się do mnie. Płakała w moje ramię. Głaskałam ją po głowie. Cris też się przysunął. Również ją objął. Zaczęła się uspokajać.
- Chcesz coś do picia? – spytałam, lekko kiwnęła głową.
            Lekko ją przesunęłam, tak że twarz miała na torsie Cris’a. Wstałam i poszłam do kuchni. Chwilę się rozglądałam gdzie co jest. Zaglądałam do szafek, w końcu trafiłam na właściwą. Wyciągnęłam szklankę, a z lodówki zimną wodę. Nalałam i wróciłam do salonu. Su już nie płakała. Podałam jej szklankę. Uśmiechnęła się lekko. Usiadłam obok niej. Wypiła wszystko. Była nieco śpiąca. Pojrzałam na zegarek. 23:45.
- Powinniśmy się już położyć – oznajmiłam.
- To dobry pomysł – poparła mnie Nat – Chodź Luke.
- Dobrze – wstał – Dobranoc.
- Pa – też się podniosłam – My też już pójdziemy – wyciągnęłam rękę do Jack’a.
- Pomóc Ci Cris ? – spytał
- Nie dam radę – oznajmił – Dobrej nocy.
             Poszliśmy na górę. Otworzyłam drzwi do naszego tymczasowego pokoju. Zamknęłam drzwi i poczułam ręce na tali. Nieznacznie się uśmiechnęłam pod nosem. Obrócił mnie w swoją stronę. Musnął lekko moją szyję. Przeszedł na drugą stronę. Wplątałam palce w jego włosy. Pociągnęłam za nie.
- Skarbie – szepnęłam – Idę się wykapać.
- To ja Ci pomogę – pocałował delikatnie mój policzek.
            Pokręciłam głową. Przeniósł się na drugi policzek. Zaczął podnosić moją bluzkę. Przebiegł dłońmi po moich bokach brzucha. Zahaczył palcami o mój stanik i  go rozpiął. Chwycił moją koszulkę i ściągnął ją. Rzucił gdzieś w kąt. Biustonosz zleciał. Stałam pół naga przed nim.
- To mogę Ci pomóc? – spytał mnie w myślach.
            Zaczepiłam palcami o jego szlufki. Rozpięłam guzik od jego spodni. Opadły. Uśmiechnął się i podniósł mnie. Udał się do łazienki. Postawił mnie i pozbył się swojej koszulki. To samo zrobiłam ze swoimi spodniami. Ściągnęłam dolną bieliznę. Jack był już bez niej. Weszliśmy do kabiny. Włączyłam ciepłą wodę. Nasze usta przywarły do siebie.

            Stoję na Sali gimnastycznej w beżowej sukni. Dookoła mnie tańczą osoby ze szkoły. Bal. Wszyscy ślicznie ubrani. Opierała się o ścianę. Przyglądałam się im wszystkim. Ktoś do mnie podszedł. Jack. Poprosił do tańca. Wyszliśmy na parkiet. Tańczyliśmy wolnego. W pewnym momencie podszedł Luke. Odbijany. Jack poszedł do Su. Później przyszedł Cris. Znów nastąpiła zmiana. Ale to nie był, żaden z moich przyjaciół. Był to Benjamin Morgan. Chwycił mnie. Poczułam jakbym czymś dostała. Spojrzałam w dół. W brzuch miałam wbity sztylet. Morgan przekręcił nóż. Złapałam się za brzuch. Upadłam na ziemię.

            Zerwałam się z łóżka. Byłam cała spocona. Oddychałam za szybko. Zaczęłam płakać. Jack siedział obok mnie. Patrzył na mnie z troską. Przygarnął mnie do siebie.
- Sh, spokojnie – głaskał mnie po głowie – Co Ci się śniło?
- By…byliśmy na balu – mówiłam przez łzy – Był tam Benjamin Morgan. Tańczył ze mną i wbił mi sztylet w brzuch.
- To tylko sen – powiedział – Nic Ci nie grozi.
            Przytuliłam się do niego. Mocno. Pocałował mnie w czoło i powoli położył nas na łóżku. Oparłam głowę o jego tors. Troszkę się uspokoiłam.
- Jack? – spytałam – Która godzina?
- Jest – spojrzał na komórkę – kilka minut po trzeciej. Śpij.
            Wtuliłam się w jego tors. Objął mnie w żelaznym uścisku. Zasnęłam.
            Usłyszałam dźwięk budzika. Ale nie mojego. Otworzyłam jedno oko. Jack spał niewzruszony. Otworzyłam także drugie. Przeciągnęłam rękę przez szerokość łóżka. Chwyciłam telefon Jack’a i wyłączyłam budzik. Jest 7. Przetarłam oczy. Było jasno na polu. Podciągnęłam się i pochyliłam nad twarzą Jack’a. Włosy opadły na jego policzki. Musnęłam jego usta. Poruszył się, ale nadal spał. Pokręciłam głową. Jego nic nie obudzi. Przekręciłam się z zamiarem wstania. Czyjeś ramiona uniemożliwiły mi to. Objął mnie w tali i przyciągnął do siebie. Wylądowałam na jego nogach. Uśmiechnął się. Zbliżył swoją twarz do mojej. Złożył czuły pocałunek na moich ustach. Chwyciłam go za szyję. Pogłębiłam pocałunek. Podniosłam się nie odrywając od jego warg. Siadłam okrakiem na jego brzuchu. Uśmiechnął się w moje usta. Zahaczył palcami o moje majtki. Ściągnął je z małą pomocą. Jego bokserek też się pozbyłam. Obrócił nas tak, że byłam pod nim. Spojrzał na mnie pytająco. Uśmiechnęłam się i przybliżyłam jego twarz do mojej.
            Po cudownym poranku przyszła szara rzeczywistość. Wyszłam spod prysznica. Ubrałam jasnoniebieską koszulę i czarne podarte spodnie. Matt zadbał o wszystko. Zapakował nwet moją kosmetyczkę. Poprawiłam wczorajszy makijaż. Włosy związałam w bocznego warkocza. Weszłam do sypialni. Jack pościelił łóżko. Ubrany jest w czarne dżinsy i czarny podkoszulek. Posprzątałam resztę naszych ciuchów. Swoje schowałam do torby, a Jack’a do jego plecaka. Byłam odwrócona do niego tyłem. Przycisnął swoją pierś do moich pleców.
- Jak się czujesz? – spytał, składając pocałunek na mojej szyi.
- Dobrze – uśmiechnęłam się – Mogła bym tak zaczynać każdy dzień.
- Ja też – obrócił mnie do siebie przodem. Miał pomarańczowe oczy. Objęłam go w tali i pocałowałam.
- Powinniśmy już zejść – oznajmiłam, kiedy się od niego oderwałam.
- Spoko – westchnął i wziął nasze rzeczy.
            Zeszliśmy na dół. Reszta już wstała. Udaliśmy się do kuchni. Cris i Luke coś robili przy kuchence. Suzzan i Nat kroiły jakieś warzywa.
- Cześć – przywitaliśmy się
- Hejka – odparli prawie równocześnie
- Co robicie? – spytałam – Pomóc?
- Nie trzeba – odpowiedziała Su – Już kończymy.
- A co kończycie? – zainteresował się Jack
- Śniadanie – uśmiechnęłam się Nat. – Kanapki, jajecznica, kawa lub herbata.
- Brzmi nieźle – uśmiechnęłam się i usiadłam przy stole. Jack obok mnie.
            Przyglądaliśmy się pracy przyjaciół. Całkiem nieźle sobie radzili. Kuchnia jest przestrzenna. Pomarańczowe ściany, nowoczesne sprzęty. Luke zaczął nakładać jajecznicę na talerze. Sześć talerzy. Ustawił je na stole. Cris zalazł kawy. Postawił obok talerzy. Dziewczyny kończyły kanapki. Ślicznie wyglądały. Wszyscy usiedli. Zaczęliśmy jeść. Chłopaki się postarali. Jajecznica jest pyszna. Tak samo kanapki.
- Jak się spało? – spytała Su
- Dobrze – odparłam – Bardzo wygodne łóżko.
- To prawda – przyznała Nat – W ogóle bardzo ładnie urządzony dom.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się Su, popijając kawę.
- Sama urządzałaś? – spytałam
- Większość – pokiwała głową
- Jak się czujesz?
- Teraz już dobrze – odstawiła kubek – Cieszę się, że już wszystko wiecie i że nie muszę już niczego ukrywać.
- Zawsze możesz na nas liczyć – posłałam jej ciepły uśmiech.
- Wiem. Dziękuję – spojrzała na zegarek – Powinniśmy już jechać.
            Zebraliśmy Reczy. Włożyliśmy kurki i buty. Wyszliśmy przed dom i zapakowaliśmy się do aut. Cris zamienił motor na czarne Subaru imprezę VRx. Cris ruszył pierwszy, później Luke, a na końcu my.
Nie wiedziałam jak mam się zachować. Nie byłam w szkole od tygodnia. Zmieniłam kolor włosów. Nam trochę zaległości. Dobrze, że dziś tylko trzy lekcje. Włączyłam radio i wsłuchałam się w słowa piosenki, która leciała. Była o strachu i nadziei. Wszystkie problemy można pokonać tylko trzeba w to wierzyć. Poczułam jak oczy zachodzą mi łzami. Jack położył swoją rękę na moim udzie. Lekko ją głaskał. Chwyciłam ją i splątałam razem nasze palce.
- Co się dzieje? – spytał. Strasznie się o mnie martwi.
- Nic – uśmiechnęłam się – Po prostu słuchałam tej piosenki.
- Czego się boisz?
- W sumie wszystkiego – westchnęłam – Boje się reakcji ludzi na włosy i tatuaż. Boję się, że Morgan nam coś zrobi, o Matt’a też się boję. Ale przede wszystkim boję się, że coś stanie się Tobie, albo Nat, Lukowi, Cris’owi czy Suzzan.
- Ej, spokojnie – gładził moje knykcie – Damy sobie radę. Potrafimy o siebie zadbać.
- Tak, wiem – otarłam łzy.
- Będziemy razem zawsze – zapewnił.
- Zawsze?
- Zawsze – potwierdził.
            Wjechaliśmy do Liverpool’u. Było paskudnie. Padał deszcz, mgła była gęsta. Zajechaliśmy na parking szkolny. Znaleźliśmy miejsce. Jack wziął moją torbę i swój plecak. Wyszedł i otworzył mi drzwi. Objął mnie w tali i przyciągnął do siebie. Skryłam się pod jego ramieniem. Wkroczyliśmy do szkoły. Szóstka osób weszła przez główne wejście. Osoby, które były na parterze skierowali wzrok na nas. Zignorowaliśmy ich. Pożegnaliśmy się z Cris’em i Su. Poszli na lekcje. Wraz z Jackiem, Nat i Lukiem poszliśmy pod salę do hiszpańskiego. Klasa stała pod ścianą. Rozmawiali. Nie zwrócili na mnie uwagi. Zatrzymaliśmy się przed nimi. Luke i Nat poszli do nich. Jack stanął przede mną.
- Wszystko gra? – zapytał, patrzył na mnie z troską.
- Chyba tak – uśmiechnęłam się słabo.
- Okej – westchnął – Do zobaczenia za 45 minut.
- Pa.
            Pochylił się i złożył pocałunek na moich wargach. Odsunął się, posłał mi uśmieszek i poszedł na swoją lekcje. Zadzwonił dzwonek. Weszliśmy do klasy. Usiadłam na swoim miejscu. Nikt nie zwracał najmniejszej uwagi na moje włosy. Czy w ogóle na mnie. Nat usiadła obok mnie. Luke pocałował ją i poszedł ławkę dalej. Wyciągnęłam zeszyt i książki. Po kilku minutach weszła pani Dukru. Przywitała się z nami. Po kilku minutach lekcji wyłączyłam się. To co omawialiśmy teraz, wzięłam już w gimnazjum. Zaczęłam znów rysować po kartkach. Zamalowałam całe dwie strony. Rysunki nie przedstawiały nic. Zadzwonił dzwonek. Spakowałam swoje rzeczy. Wyszłyśmy razem z Nat.
- Izz, wszystko w porządku? – spytała, kiedy szłyśmy na matmę.
- Tak, czego pytasz? – zmarszczyłam brwi
- Byłaś jakby nie obecna przez całą lekcję – objęła mnie wokół szyi – Martwię się.
- Nie potrzebnie – uśmiechnęłam się – Wszystko jest okej.
            Dotarłyśmy pod salę od matmy. Była tam mniej więcej połowa klasy. Odpisywali jakieś zadanie. Odpuszczę je. Nie może dać mi jedynki, bo nie było mnie tydzień. Usiadłam pod ścianą. Sprawdziłam telefon. Nic. Ktoś się koło mnie przysiadł.
- Hej – usłyszałam głos Jackob’a – Co tam?
- Hej, git –uśmiechnęłam się – A u Ciebie?
- W porządku – też się uśmiechnął – Mogę zadać Ci pytanie?
- Wal.
- Co zrobiłaś z włosami? – wskazał palcem na koniec mojego warkocza.
- Przefarbowałam – powiedziałam obojętnie.
- Nawet ładnie – przyznał.
- Dzięki – uniosłam kąciki ust – Ominęło mnie coś w szkole?
- W sumie to nic ciekawego  nie było – wzruszył ramionami – tylko Marta została nakryta w dwuznacznej sytuacji z nauczycielem informatyki.
- Co? – Marta i pan Mast? To chyba jakieś kpiny.
- No na serio. Zostali zakryci przez jakiś kolesi z starszej klasy.
- No nieźle – rozglądnęłam się. Nigdzie nie zauważyłam Marty – Co teraz robimy z matmy?
- Powtarzamy równania i nierówności.
- To git. Umiem. – zajrzałam do torby. Słyszałam wibracje telefonu. Jack – Hej, skarbie. Co tam?
- Hej – odpowiedział – Widzimy się na lunchu?
- Tak, jasne – odparłam, zadzwonił dzwonek – Widzimy się później pa.
- Kocham Cię – usłyszałam.
- Ja Ciebie też – rozłączyłam się.
            Jackob wstał. Podał mi rękę. Chwyciłam ją. Podciągnął mnie do góry. Otrzepałam spodnie. Wzięłam torbę i weszliśmy do klasy. Nat siedziała już na miejscu, razem z Lukiem. Bawiła się jego włosami. Usiadłam na miejscu. Wyciągnęłam zeszyt. Do Sali wszedł pan Castellan. Nat wstała i wypuściła Luke’a. Castellan sprawdził obecność.
- Izabela Vaz? – spytał
- Obecna – podniosłam rękę
- Proszę zostań chwilę po lekcji – skinęłam głową.
            Zaczął prowadzić lekcje. Uważałam. Przed końcem Nat sturchnęla mnie w ramie i wskazała na głowę.
- Izz, wiesz dlaczego chce, żebyś została? – pokręciłam głową -  Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Boje się o Ciebie. Na lunchu powiem Jack’owi, że się spóźnisz – uśmiechnęłam się
            Zadzwonił dzwonek. Nat się spakowała i szepnęła bez głośnie „Powodzenia”.  Spakowałam zeszyt do torby i podeszłam do biurka. Pan Castellan spojrzał na mnie.
- O co chodzi? – spytałam, opierając się o krawędź stołu.
- Pani Likos jest na zwolnieniu i wyznaczono mnie, żebym przejął jej klasę – patrzył się na mnie – Chciał bym wiedzieć, dlaczego Cię nie było przez ostatni tydzień.
- Miałam swoje problemy – spuściłam głowę.
- Zdrowotne? Rodzinne? Miłosne? – pytał pan Castellan.
- Moi rodzice nie żyją, wczoraj był pogrzeb – poinformowałam go – I byłam chora kilka dni – skłamałam.
- Przykro mi spowodu rodziców. – spoważniał – szkoła może Ci pomóc – uśmiechnęłam się lekko – Mam nadzieję, że jesteś już zdrowa.
- Tak, czy to wszystko? – spytałam z nadzieją.
- Możesz już iść – zamknął dziennik.
- Do widzenia – wyszłam z sali.
            Z sali od matematyki udałam się na stołówkę. Szłam przez korytarz. Czułam spojrzenia osób na sobie. Po chwili weszłam do stołówki. Stanęłam w kolejce. Wzięłam sobie kanapkę, jabłko i wodę niegazowaną. Zapłaciłam i rozglądnęłam się po jadalni. Zauważyłam moich przyjaciół. Udałam się w ich stronę. Siedzieli przy stole obok dużego okna, które wychodzi na boisko. Byli pochłonięci rozmową. Miejsce koło Jack’a było wolne. Usiadłam tam.
- Hej kochanie – Jack objął mnie i pocałował w policzek.
- Hej – uśmiechnęłam się – Co tam?
- Co chciał od Ciebie Castellan? – spytała Nat.
- Pytał się dlaczego mnie nie było – odpowiedziałam – Powiedziałam mu o pogrzebie, a że wcześniejsze nieobecności, były spowodowane chorobą.
- Tylko tyle? – dopytywał się Jack.
- Tak. A o czym w tak gadaliście?
- Su ma pomysł – oznajmił Cris
- Serio? Jaki? – zaciekawiłam się
- W przyszłym tygodniu, piątek lub sobota – zaczęła Suzzan – Będzie impreza. U mnie w domu.
- Wow. Fajnie – przyznałam – Co Cię tak naszło na nią?
- Z ostatnich sprawdzianów z historii i biologii, cała nasza trójka dostała 5, więc trzeba to uczcić.
- Dostałeś 5? – spytałam zaskoczona Jack’a
- Tak – odparł
- To jest faktycznie dobry powód do świętowania – uśmiechnęłam się – A kogo zaprosisz?
- Ludzi ze szkoły – wzruszyła ramionami – Ale bez Marty i jej świty.
- Chwała – odezwał się Luke. Zaśmialiśmy się.
- Kiedy Matt wraca do Londynu? – spytał Jack
- Nie mam pojęcia – przyznałam – Ale pewnie niedługo.
- To będziemy mieli więcej czasu dla siebie – przytulił mnie do siebie.
- Świntuch – szturchnęłam go w żebra.
- Idziemy na w-f? – spytała Nat
- Pewnie.
            Podniosłam się z miejsca. Dałam Jack’owi buziaka. Razem z Nat i Lukiem wyszliśmy z stołówki. Moi kochani przyjaciele szli za rękę. Naprawdę śliczna z nich para. Luke wysoki, blondyn, ubiera się zazwyczaj na czarno. Nat troszkę niższa. Długie kręcone blond włosy. Ubiera się zwykle w kolorowe ciuchy. Takie słodziaki. Szliśmy do szatni dziewczyn. Stanęliśmy przed nią. Luke pocałował Nat, po czym weszłyśmy do szatni. Wyciągnęłam strój i przebrałam się. Włosy rozpuściłam i związałam w wysokiego kucyka. Nat też już wiązała włosy. Zadzwonił dzwonek. Wyszłyśmy z pomieszczenia i poszłyśmy na salę gimnastyczną. Chłopcy byli już ustawieni na zbiórce. Dołączyliśmy do nich.  Trener Hittel stanął przed nami.
- To co chcecie dziś robić? – spytał zrezygnowany. Coś musiało się stać. Nigdy nam nie pozwalał wybierać.
- Może siatkówka? – zaproponował Jackob.
- To zrób rozgrzewką i grajcie. Vaz i Nev kapitanowie. Machnął ręką i poszedł usiąść.
            Jake zrobił szybką rozgrzewkę. Stanęliśmy przed klasą. Były akurat te osoby, które chce mieć w drużynie.
- Panie mają pierwszeństwo – odezwał się Jackob – Wybieraj.
- Nie trzeba, ale dobrze – uśmiechnęłam się – Nat.
- Leon – powiedział Jake.
- Luke – uśmiechnął się i podszedł do nas.
- Mail’a – wybrał
            Złożyliśmy składy. Stanęliśmy po przeciwnych stronach siatki. Ustawiłam drużynę. Zaczęliśmy mecz. Zespół Jackob’a zaczyna. Odebrał Luke, podał mi i wystawa do Nat. Wyskok i piękny atak.
            Rozegraliśmy trzy sety. Wygraliśmy 2:1. Na sam koniec przybiliśmy piątkę z Jackob’em. W dobrych humorach poszliśmy do szatni. Przebrałam się i wyszłam z pomieszczenia. Na korytarzu natknęłam się na trenera.
- Izabel – odezwał się – Dobrze, że Cię widzę.
- Tak? O co chodzi trenerze? – spytałam zdezorientowana.
- Nie było Cię na kilku ostatnich treningach – założył ręce na pierś – Wiem o Twoich rodzicach. Jeśli potrzebujesz jeszcze czasu, żeby wrócić na treningi, zrozumiem.
- Dobrze trenerze – próbowałam się uśmiechnąć – Możliwe, że za tydzień już będę.
- To znakomicie – trochę się rozweselił. Zadzwonił dzwonek.
            Nauczyciel skinął głową i odszedł. Poczekałam jeszcze chwilkę na Nat i udałyśmy się na parking. Jack stał już przy aucie. Gadał z Cris’em i Suzzan. Był tyłem do mnie. Przyłożyłam palec do ust, żeby byli cicho. Dyskretnie podkradłam się do niego i wskoczyłam mu na plecy i zamknęłam oczy. Chwycił moje nogi i przytrzymał, żebym nie spadała. Wyczułam jak się uśmiecha. Pochyliłam się lekko do przodu i musnęłam kącik jego ust.
-Kochanie? Możesz wziąć już ręce z moich oczu? – poprosił grzecznie Jack.
- Jasne – oderwałam ręce od jego oczu. – A ty możesz mnie postawić?
- Tak – delikatnie puścił moje nogi. Stanęłam – Jedziemy?
- Dobra – uśmiechnęłam się do reszty – Do jutra.
- Pa – odpowiedzieli prawie równocześnie.
            Jack otworzył drzwi. Zdjęłam torbę i usiadłam. Zamknął i po chwili był na miejscu kierowcy. Wyjechaliśmy ze szkolnego parkingu. Rozmawialiśmy o dzisiejszym dniu. O tym czy zdarzyło się coś ciekawego. Byliśmy już niedaleko mojego domu, kiedy uświadomiłam sobie, że prawdopodobnie moja rodzina jeszcze jest. Troszkę się spięłam. Jack jakby to wyczuł, bo położył rękę na moim udzie i delikatnie głaskał. Na podjeździe stał samochód Matt’a i jednego wujka. Jack zaparkował na końcu. Odetchnęłam spokojnie i wyszłam. Jack po kilku sekundach już był koło mnie. Chwyciłam jego dłoń.
- Przyjedziesz jutro po mnie? – spytałam
- Naturalnie – uśmiechnął się, nieco zdziwiony – Izz Co się dzieje?
- Nic – odparłam – Muszę pogadać z Matt’em. Wiesz wszystko ustalić i w ogóle. Napiszę Ci jak poszło.
- Dobrze – objął mnie w tali – Będę jutro o 7:40, ok.?
- W porządku – uśmiechnęłam się – Powinnam się wyrobić.
- To do jutra.
- Pa, pa- chwyciłam skrawek jego koszulki i przyciągnęłam go do mnie.
            Jack wbił się w moje usta. Całował namiętnie i czule. Uśmiechnęłam się w jego usta i przygryzłam jego wargę. Jack wziął ręce z mojej tali i włożył do spodni. Dałam mu szybkiego buziaka w policzek i poszłam do domu. Ledwo co otworzyłam drzwi, usłyszałam jakąś kłótnie. Ściągnęłam kurtkę i poszłam do kuchni.
- Ona nie może tu mieszkać sama – usłyszałam głos ciotki Elizabeth.
- Nie może to prawda – głos Matt’a był pewny, ale drżący – Ale będzie.
- To jest nieodpowiedzialne z Twojej strony – warknęła ciotka.
- Może i jest, ale Iza nie pójdzie do żadnej szkoły z internatem – oznajmił mój brat.
            Szkoła z internatem? Ona chyba sobie chyba żartuje. Nie ma takiej opcji. Nie pójdę. Weszłam do kuchni. Ciotka i Matt popatrzyli po sobie.
- Po pierwsze – zaczęłam – Dziękuję Ci Matt za wczoraj – uśmiechnęłam się – Po drugie, nie pójdę do żadnej szkoły z internatem – warknęłam – I po trzecie to jest mój dom i tu będę mieszkać.
            Ciotka otwierała i zamykała usta. Nigdy jej tak nie odpyskowałam. Matt uśmiechał się lekko. Podeszłam do blatu i wzięłam sobie jabłko. Ugryzłam je. Do kuchni wpadli bliźniacy. Trzymali coś w rękach. Były to nogi lalki. Zaraz za nimi weszła ze łzami w oczach Ana. Odłożyłam jabłko i wzięłam ją na ręce.
- Co zrobiliście? – spytałam chłopców
- Bawiliśmy się – zaczął Simon – i nogi same odleciały.
- Niech Ci będzie – pokręciłam głową – An, na górze chyba mam jakieś lalki.
            Poszliśmy na górę. Weszłyśmy do pokoju gościnnego. Posadziłam ją na łóżku i zaglądnęłam do szafy. Na jej dnie znalazłam pudło. To było to. Wyciągnęłam je i ustawiłam przed łóżkiem. Otworzyłam pokrywkę. W środku są lalki Barbie, ubrania do nich, jakieś interaktywne.
- Proszę – uśmiechnęłam się do niej – Baw się.
            Ana zaklaskała w ręce i zeskoczyła. Poczochrałam jej włosy i wyszłam. Zeszłam na dół po torbę. Matt nadal rozmawiał z ciotką. Zauważyłam, że nigdzie nie ma cioci Emily i wujka Hank’a oraz Oliv. Zarzuciłam torbę na ramię i weszłam do kuchni. Chwyciłam swoje jabłko.
- Gdzie jest Emily, Hank i Oliv? – spytałam brata.
- Musieli wracać – poinformował mnie – Emily zostawiła Ci chyba wiadomość w pokoju.
- Dobra – udałam się do przejścia – I nie kłóćcie się o to, że tu zostaje. Nic nie zmieni mojej decyzji.
            Wyszłam schodami na górę. Weszłam do swojego pokoju. Cały czas jadłam jabłko. Rzuciłam torbę w kąt i położyłam się na łóżku. Takie wygodne. Nie chciałam nic innego robić tylko leżeć. Matt coś wspomniał o jakieś wiadomości od cioci. Z trudem podniosłam się  łóżka. Na łóżku zauważyłam kawałek kartki. Na niej był długopis. Podniosłam ją. Była to właśnie ta wiadomość:

            „Kochana Bello.
                        Przepraszam Cię, że nie możemy zostać, żeby się z Tobą pożegnać, ale Hank miał wezwanie z pracy. Pamiętaj, że zawsze możesz liczyć na swoją chrzestną matką. Mam nadzieję, że wiesz co robisz, zostając tu.
            Ten Jack wydaje się bardzo miły. Życzę Wam z całego serca szczęścia.
            Do zobaczenia pewnie na Święta.
                                                                                                                      Emily.
PS W pierwszej szufladce biurka, zostawiłam Ci coś.”

            Kiedy skończyłam czytać zaglądnęłam do tej szafki. Była tam biała koperta. Zaglądnęłam do niej. Była tam ok. 200 £. Kochana jest. Schowałam kasę z powrotem do koperty. Miałam już zamykać szafkę, kiedy zauważyłam Male niebieskie pudełeczko. Zdziwiona podniosłam je. Powoli otworzyłam wieczko. W środku zobaczyłam bransoletkę. Zwykła bransoletka łańcuchowa, pokryta złotą farbą. Do czterech kółeczek miała przypięte zawieszki. Byłam zaniepokojona, bo były to : płomień, róża, kropelka wody i symbol wiatru. Podniosłam ją. Leżała na karteczce.

            „Widziałam tatuaż. Ładny. Mam nadzieję, że bransoletka Ci się spodoba
                                                                                                                        ~Emily”

            Ona jest najlepsza. Włożyłam biżuterie powrotem do pudełka. Zamknęłam szafkę, a pudełko włożyłam na półkę z biżu. Wyjęłam bieliznę, zabrałam piżamę z łóżka i poszłam do łazienki. Zmyłam makijaż. Rozebrałam się. Rozpuściłam włosy. Weszłam do kabiny. Puściłam ciepłą wodę. Namydliłam ciało płynem. Włosy umyłam. Wyszłam odświeżona. Ubrałam czystą bieliznę, a na to piżamę. Przeczesałam już prawie suche włosy. Wróciłam do pokoju. Zaczęłam odrabiać zadania.
            Po ich skończeniu, rzuciłam się na łóżko. Znalazłam telefon. Napisałam do cioci SMS’a.

            „Nic się nie stało. Wiem co robię. Dziękuję za kasę, bransoletkę i że nie powiedziałaś, Matt’owi o tatuażu. Widzimy się na święta ~ Bella”

            Przeglądnęłam facebook’s, instagrama i resztę. Powieki zaczęły mi ciążyć. Napisałam SMS do Jack’a:

            Dobranoc Kochanie ;**”
           

Odłożyłam komórkę. Owinęłam się szczelnie kołdrą i odpłynęłam w sen.

--------------------------------------------------------------------------------
Jeśli przeczytałaś/eś pozostaw proszę komentarz to motywuje.
Tak, jak mówiłam rozdział jest w drugim tygodniu lipca.
Mam nadzieję, że się Wam spodoba i opłacało się czekać
te trzy tygodnie.
Następny rozdział ukaże sie może za tydzień lub dwa.
Ale pod warunkiem, że pod tym będzie co najmniej 5 komentarzy ;*