piątek, 15 maja 2015

Rozdział XVIII

              Promienie słoneczne, które wpadały przez okno, chciały żebym wstała. Nie miałam na to ochoty. Przekręcając się na drugi bok, poczułam, że ktoś mnie trzyma. Powoli otworzyłam oczy. Ujrzałam Jack’a. Tak się cieszę, że go mam przy sobie. Wymknęłam się z jego uścisku. Stanęłam przed lustrem. Włosy były strasznie rozczepane, pod oczami worki, a ja miałam na sobie tylko dresy i bluzę Jack’a. Gdzie jest moja koszulka? Sam i Tom odprowadzili mnie spowrotem do tego pomieszczenia. Zanim mnie jeszcze związali, któryś przeciął moją koszulkę. Byłam wystraszona. I wtedy przyszli po mnie. Oczy zaczynały mnie piec. Wzięłam czyste rzeczy i poszłam do łazienki. Ściągnęłam ciuchy. W okolicach żeber miałam siniaki. Weszłam do kabiny. Puściłam ciepłą wodę, która rozluźniła moje mięśnie. Namydliłam gąbkę.  Chciałam zmyć z siebie wszystko co dotyczyło porwania. Umyłam włosy. Odświeżona wróciłam do pokoju. Jack już wstał i miał przerażony wyraz twarzy. Zmienił się kiedy mnie zobaczył. Podeszłam do niego powoli i przytuliłam się do niego. Przyciągnął mnie do siebie.
- Jak się czujesz? – szepnął koło mojego ucha.
- Dobrze, od kiedy wiem, że mnie tam już nie ma, że jesteś przy mnie – odparłam – Tęskniłam za Tobą.
- Ja za Tobą też – odsunął mnie od siebie i delikatnie musnął moje usta.
            Wplątał palce w moje włosy, a drugą zjechał na talie. Przeniosłam ręce na jego szyję. Pogłębił pocałunek. Tak mi tego brakowało. Szliśmy w stronę łóżka. Jack, powoli obrócił mnie tak, że leżałam na plecach, a on na mnie. Odsunęłam się od niego, ciężko dysząc.
- Jack – odezwałam się – Chyba nie powinniśmy.
- Czego nie powinniśmy? – Jack zmarszczył czoło, tak jakby nie wiedział o czym mówię.
- Całować się – odparłam – Matt jest na dole.
- I co z tego – uśmiechnął się i musnął mój nos swoim – On wie, że tu jestem. Na 100 % się wczoraj skapnął, że nie wyszedłem.
- Ale mimo wszystko – uśmiechnęłam się nieśmiało – I jeszcze Ci nie wybaczyłam. Musisz jeszcze poczekać.
- Dobrze poczekam, ale będziemy rozmawiać i nie będziesz mnie spławiać? – zapytał zdenerwowany.
- Nie będę – uśmiechnęłam się do niego – Chodźmy na dół.
            Wstaliśmy z łóżka. Poprawiłam koszulkę i bluzę Jack’a. Zeszliśmy na dół. Matt był już w kuchni. Stał tyłem do nas, więc podleciałam i przytuliłam go od tyłu. Wzdrygnął się, ale jak się odwrócił przytulił mnie mocno do siebie. Powoli traciłam oddech.
- Matt – wydusiłam – puść mnie, bo mnie udusisz!
- Przepraszam -  poluźnił uścisk – Nigdy więcej nie wychodź z domu, nie zostawiając wiadomości, gdzie idziesz !
- Dobrze – uśmiechnęłam się ze skruchą – To co jemy?
- A na co masz ochotę? – odwrócił się do kuchenki – Zrobiłem naleśniki i jajka po benedyktyńsku.
- Mniam. Jack może zostać? – spytałam brata i spojrzałam na chłopaka, który był oparty o framugę łuku.
- Jak chcesz, to ja nie mam nic przeciwko – odpowiedział.
- Siadaj – zwróciłam się do Jack’a – Jak zjemy to pojedziemy do Nat, muszę się z nią zobaczyć, później z resztą.
- Spoko – uśmiechnął się i wyciągnął komórkę. Chyba pisze sms’a – Wszyscy będą nad jeziorem – skinęłam głową na znak zgody.
            Zjedliśmy śniadanie i pojechaliśmy nad jezioro. Po drodze dużo myślałam o porwaniu, o tym co mówił Benjamin Morgan, że chcą odebrać mi moc i zabić, o tym, że kocham Jack’a i czy mu nie wybaczyć. Dużo myśli nasuwało mi się teraz kiedy nie znałam na nie odpowiedzieli.
- O czym tak myślisz? – spytał Jack, który wyrwał mnie z natłoku myśli.
- O wszystkim – westchnęłam – Jack, mam pytanie.
- Słucham Cię uważnie – uśmiechnął się lekko.
- Chce się umieć bronić – powiedziałam – żeby więcej nie było takich sytuacji.
- Rozumiem Cię. Myślę, że byłbym dobrym nauczycielem, ale w samoobronie i sztukach walki Cris jest lepszy, więc lepiej będzie jak on Ci pomoże. Ja zawsze mogę dawać Ci jakaś motywacje – podsumował.
- Dobra, Cris też może być – popatrzyłam w okno – O jakiej motywacji mówiłeś?
- Przy bardziej zaawansowanych treningach, za każde powalenie Cris’a na matę- podrapał się po karku – jeden lub dwa buziaki.
- Pamiętaj jeszcze Ci nie wybaczyłam – uśmiechnęła się – Ale zgoda.
            Do jeziora dotarliśmy w dobrych humorach. Wszyscy już tam byli. Szłam spokojnie, kiedy Nat mnie zobaczyła to podbiegła i przytuliła mnie równie mocno jak Matt. Przywitałam się również z Lukiem i Cris’em.
- Jak się czujesz? – spytała Nat, kiedy siadaliśmy w naszym ulubionym miejscu.
- Nawet dobrze – siadałam koło niej.
- Cris – odezwał się Jack – Ja i Izz mielibyśmy do Ciebie prośbę.
- Tak – zdziwił się – Słucham?
- Chciałbym, żebyś – zaczął Jack, ale mu przerwałam.
- Nauczył mnie samoobrony i kilku dobrych ciosów – skończyłam za niego.
- Chcesz, żebym Cię uczył, tak? – spytał Cris
- Tak – odparłam –Prosiłam Jack’a, ale powiedział, że jesteś lepszy.
- Okej – uśmiechnął się – To od jutra, od 6 zaczynamy trening. Przyjdę po Ciebie. Później bieg na salę – tu zrobił cudzysłów w powietrzu – treningową i trening. Spowrotem też będzie bieg.
- Nie mogę się doczekać – uśmiechnęłam się
- To co robimy?- spytał Luke.
- Izz, może potrenujesz żywioły? – zaproponowała Nat.
- Ale po co – zmarszczyłam brwi – Przecież wykształciłam już w pełni wszystkie.
- Tak? – zdziwili się
- W dzień porwania, poszłam pobiegać i przybiegłam tutaj. Robiłam to co zawsze mi każecie na treningach. Zrobiłam to lekko o tym myśląc. I wykształciłam – wyjaśniła im to. Nadal wyglądali jakby nie wierzyli, poza Jackiem, który wiedział, że mówię prawdę – Mam Wam to udowodnić? – skinęli głowami.
            Wstałam z miejsca i podeszłam do wody. Wyciągnęłam rękę przed siebie i pojawił się płomień. Drugą ręką przywołałam wiatr, który uniósł ogień nad wodę. Ta wystrzeliła w słupie i otoczyła ogień wodną otoczką. Z samego dna jeziora wyrósł długie pnącze, które uformowałam na kształt kielicha. Kulę z ogniem i wodą powoli opuszczają ją na powierzchni kielicha. Odwróciłam się do nich wszyscy mieli otwarte buzie.
- Zamknijcie te buzie, bo Wam jeszcze coś tam wpadnie – powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko.
- No nieźle – odezwał się Luke – to znaczy, że niedługo objawią się cechy indywidualne, albo i nie.
- Jedna już się ujawniła – siadłam na trawie, ale tym razem koło Jack’a.
- Jaka ?- zaciekawiła się Nat.
- Czytanie w myślach – powiedziałam – i chyba w wspomnieniach, ale nie mów nikomu – dokończyłam w jej myślach.
- Okej, to może czas zobaczyć czy masz też nasze zdolności – wskazała na siebie, Luke’a i Cris’a – czy nie chcesz?
- Możemy spróbować – uśmiechnęłam się
- Telekineza – zaczęła Nat – jak już mówiłam pozwala przesuwać rzeczy za pomocą myśli.- wyciągnęła z kieszeni spodni telefon – myśl o tym, że chcesz, żeby do Ciebie „przyleciał” – skinęłam na znak, że rozumiem.
            Skupiłam całą swoją uwagę na tym telefonie. Wyobraziłam sobie, że unosi się i ląduje w mojej ręce. Powoli, ale to strasznie powoli telefon Nat, zaczął się podnosić. Mocniej się nad tym skupiłam, aż wreszcie telefon znalazł się w mojej ręce.
- Gratki – uśmiechnęła się Nat – jeszcze musisz trochę poćwiczyć, ale jest nieźle. A teraz oddaj telefon.
- Dzięki, i nie oddam – w momencie, kiedy to powiedziałam telefon wyrwał się z mojej ręki i wrócił do Nat – A jednak oddałam. Usłyszałam dzwonek telefonu Jack’a.
- Halo? – odezwał się do telefonu – Izz do Ciebie.
- Do mnie? – zdziwiłam się i wzięłam telefon – Słucham?
- Izz, jadę do rodziców i proszę nie siedź za długo ze znajomymi, dobrze? – ale się o mnie martwi Matt.
- Spoko, nie długo będę wracać – odparłam i się rozłączyłam.
- Matt? –spytała Nat.
- Tak, martwi się o mnie – westchnęłam – Nie wiecie może gdzie jest mój telefon?
- Zgubiłaś? – zapytał Jack – Kiedy go ostatni raz miałaś?
- W czwartek, w dzień porwania – mruknęłam – Myślicie, że jest u nich?
- Wątpię, raczej od razu by się go pozbyli – odparł Jack.
- W takim razie, muszę kupić nowy i zastrzec tamtą kartę – dźwignęła się z ziemi – Widzimy się jutro Cris. Jack idziesz? – skinął głową – Pa Wam.
- Hej – pożegnali się.
- Jesteśmy tu Shelby, więc ja prowadzę – oznajmiłam – Dawaj kluczyki.
- Okej – podał mi je.
            Wsiedliśmy do Forda i pojechaliśmy do centrum. Muszę mieć nowy telefon, ale jaki. Zatrzymałam się na parkingu, przed galerią. Uderzyliśmy do najbliższego stoiska z telefonami. W oko od razu wpadł mi czarny Sony Xperia Z2. Kupiłam go i od razu nową kartę z doładowaniem. Nie martwiłam się o to, że wszystkie moje zdjęcia, muzyka były na tamtym telefonie, raz w miesiącu przesyłałam nowe dane na chmurkę. Wracając do auta odpaliłam telefon.
- Odwieźć Cię do domu? – zaproponowałam Jack’owi.
- W sumie to tak, bo Skyline jest u Cris’a – odparł Jack.
            Do Jack’a jechaliśmy w ciszy, ale z radia leciała muzyka. Nuciła kawałek, który właśnie leciał, kiedy Jack zaczął go śpiewać. Wybuchałam śmiechem, ale dołączyłam się do niego. Zajechałam na podjazd Jack’a.
- Wejdziesz? – spytał kiedy wyłączyłam silnik.
- Na chwilkę mogę – przyznałam
            Weszliśmy do domu Jack’a. W holu zauważyłam nowy motywator ,, Zacznij patrzeć tam gdzie chcesz iść". Zgadzam się z tym. Od razu poszłam na górę. Pokój Jack’a był trzeci od lewej. Otworzyłam go bez wahania. Ten pokój też przeszedł malowanie. Widać odnowiony kolor. Na podłodze zauważyłam płatki róż. Na łóżku też. Może jednak pomyliłam pokoje? Spojrzałam na przód drzwi „ Nie wchodź jeśli Ci nie pozwoliłem”. To na 100% jest jego pokój. To co u diabła robiła tu te róże?
- Jack? – zawołałam
- Co tam? – zobaczyłam jak niesie tackę z kanapkami i herbatą – Czemu nie weszłaś?
- Bo nie wiem czy mogę, wszędzie są płatki róż.
- Wchodź – zrobiłam to.
            Weszliśmy do środka. Jack położył tackę na biurku, a ja stanęłam koło łóżka. Nie mogłam jakoś usiąść na tych płatkach. Byłam ciekawa co one tu robią.
- Siadaj – odezwał się Jack.
- Gdzie? – rozejrzałam się po pokoju.
- Na łóżku, nie zwracaj uwagi na te płatki – usiadłam, choć nie pewnie.
- Jak tam? – Jack się uśmiechnął – Skąd masz to auto?
- Dostałam je od Matt’a – odparłam – I uprzedzam Twoje następne pytanie, wygrał je w wyścigu – uśmiechnęłam się – I tak Matt się ściga.
- Widzę, że już Cię ktoś przesłuchiwał na ten temat – zaśmiał się – A jak Tobie idzie?
- W czym? – zmarszczyłam brwi
- W wyścigach, Harry mówił, że bywałaś tam.
- No tak byłam – poprawiłam grzywkę – Wygrałam, a to dzięki Kawasaki.
- Cieszę się, że dobrze Ci z nim idzie – pochylił się i pocałował w policzek – Pójdziesz jutro ze mną na piknik?
- Piknik? No nie wiem czy znajdę czas – droczyłam go – Ale chyba znajdę chwilkę.
- Będę po Ciebie o 17 – pocałował mnie – A teraz możemy?
            Skinęłam głową na potwierdzenie. Pochylił się i złożył delikatny pocałunek na moich wargach. Odwzajemniłam go. Jack zaczął go pogłębiać. Przygryzłam jego wargę. Oderwał się od ust i przeszedł na szyję. Składał czułe pocałunki. Na chwilkę przyssał się do miejsca, koło tętnicy. Robił mi malinkę. Napierał na mnie swoim ciałem z taką siła, że leżałam już plecami na łóżku, a Jack wisiał nade mną. Zszedł na obojczyk składają cały czas czułe pocałunki. Wplątałam dłonie w jego włosy., chodź nie miał ich teraz takich długich. Podniósł się i zbliżył do moich warg. Przygryzł dolną wargę, jęknęłam. Nasze usta się złączyły. Ręce przełożyłam pod jego bluzkę. Dotykałam umięśnionego torsu. Jack powoli też włożył ręce pod moją bluzkę. Nie przerywają naszego pocałunku. Z trudem łapałam oddech, ale nie przerywałam. Brakowało mi tego. Jack swoimi rękami wodził po moim brzuchu drażnić paznokciami skórę. Zatrzymał się w jednym miejscu i zaczął je maskować. Nie wiem, czemu, ale zwróciłam uwagę gdzie się zatrzymał, wiedziałam, że to się źle skończy. I miałam rację. Zaczął mnie łaskotać. Starałam się powstrzymać chichot, ale nie dałam rady. Wybuchłam śmiechem. Zaczęłam mu się wyrywać, ale nie pozwolił mi na to. Korzystając z tego, że miałam ręce jeszcze pod jego koszulka, zrobiłam to co on. Łaskotałam go. Teraz oboje się śmialiśmy. Biorąc pod uwagę to, że przestał mnie łaskotać, wykonałam szybki manewr. Teraz ja nad nim wisiałam. Usiadłam okrakiem, na jego biodrach, a ręce, które wyciągnął spod mojej bluzki położyłam nad jego głową, splatając nasze palce. Pochyliłam się nad jego twarz i złożyłam delikatny i namiętny pocałunek. Puściłam go i szybko chciałam wstać. Jack niestety chwycił mnie w tali i przyciągnął spowrotem do siebie.
- Jack – powiedziałam – Muszę już iść.
- Nie musisz – mruknął koło mojego ucha.
- Jednak muszę, Matt się będzie martwić.
- Zadzwonię do niego, że zostaniesz – przygryzł płatek mojego ucha. Mruknęłam.
- Nie zostanę – westchnęłam i dałam mu buziaka w policzek – Widzimy się jutro.
- Tak – opadł i mnie puścił.
            Wstałam poprawiając włosy i ubiór. Upiłam łyka herbaty i podeszłam jeszcze raz do łóżka. Nachyliłam się nad nim i pocałowałam na pożegnanie.
- Na razie – uśmiechnęłam się i podeszłam do drzwi.
- Pa, słoneczko – uśmiechnął się
            Wyszłam z jego pokoju i poszłam do samochodu. Opadłam na fotel kierowcy. Włączyłam radio i odpaliłam silnik. Wyjechałam z posesji Jack’a i pojechałam do domu. Słuchałam piosenek w radiu. Zajechałam na podjazd. Matt już wrócił. Wyłączyła silnik. Poszłam do kuchni i odszukałam dziennik  numerami rodziny i przyjaciół. Wzięłam go. Poszłam do salonu, gdzie siedział Matt z rękami przy twarzy, podniósł głowę kiedy usiadałam koło niego.
- Hej – miał zachrypnięty głos.
- Matt, co jest? – spytałam zdenerwowana.
- Ro-ro-rodzice –jąkał się.
- Co z rodzicami? – wpadłam w panikę.
- Nie żyją – wypowiedział, a mi do oczu napłynęły łzy.
- Ale jak to? – rozpłakałam się
- Nie wiadomo – carmonici, pomyślałam, to przez to, że uciekłam. Zabiję ich.
- Matt, dlaczego?
- Nie wiem – przytuliłam się do niego. Objął mnie i razem płakaliśmy.
            Osunęłam się na ramiona Matt’a. Nie mogłam w to uwierzyć, że rodzice nie żyją. To wszystko przeze mnie. Dlatego, że mam moc. Muszę coś zrobić, zmienić.
            Nie wiem jak długo płakałam w ramię Matt’a. Otarłam łzy z policzków swoich i Matt’a. Pocałowałam w policzek i poszłam do siebie. Spojrzałam w lustro kiedy weszłam do pokoju. Oczy napuchnięte, policzki zaczerwienione. Udałam się do łazienki i przemyłam twarz. Wróciłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Odszukałam telefon i dziennik w spodniach. Znalazłam numer Nat i zadzwoniłam do niej. Odebrała prawie od razu.
- Halo? – spytała
- Nat, to ja Izz – powiedziałam
- O, co tam? Nowy numer?
- Tak, tamten razem z telefonem zgubiłam – odparłam – Mam do Ciebie sprawę.
- Jaką? – zaciekawiła się
- Jesteś w domu? – spytałam.
- Tak, wpadniesz?
- Będę za chwilę – rozłączyłam się.
            Spakowałam kilka rzeczy do torby. Przebrałam bluzkę i założyłam kurtkę. Zbiegłam na dół. Zgarnęłam kluczyki do Kawasaki i poszłam do salonu.
- Matt jadę do Nat – powiedziałam i wyszłam.
- Pobiegłam do garażu i włączyłam motor. Wrzucając bieg wyjechałam na ulicę i  pojechałam w stronę Nat. Nie ubrałam kasku, jakoś nie chciałam. Ulice nie były do końca puste, ale jechałam szybko. Zajechałam na podjazd przed domem państwa Jackson. Budynek w kolorze ekri z obłożonymi do 1m wysokości kamieniem. Zapukałam w drewniane drzwi, czekając, aż ktoś mi otworzy. Usłyszałam, że ktoś zbiega ze schodów. Klamka się poruszyła, a drzwi się otworzyły. Stała tam Nat. Była w dresach i krótkiej czarnej koszulce. Włosy spięła w luźnego koka.
- Cześć – uśmiechnęła się przyjemnie – Chodź.
- Hej –weszłam do środka – Jest ktoś?
- Tylko Luna – młodsza siostra Nat, jej mini kopia, ale bardziej niegrzeczna.
- To w czym ma Ci pomóc? – spytała Nat, kiedy weszłyśmy do jej pokoju.
            Kolor ścian był zielony, a na jednej ze ścian była tapeta z naszymi zdjęciami. Pokój nie był duży, ale idealnie urządzony.
- Chce przefarbować włosy – zaczęłam – I zrobić tatuaż.
- Poczekaj, co Cię naszło na takie decyzje? –była bardzo zdziwiona.
- Moi rodzice – oczy zaczęły mnie piec – Oni nie żyją.
- Skarbie moje – przytuliła mnie, głaszcząc po głowie. –Tak mi przykro, ale jak to się stało?
- Nikt nie wie – przytuliłam się do niej mocnej – Pomożesz mi?
- Oczywiście, skarbie. Kiedy chcesz to zrobić?
- Jak najszybciej – odparłam w jej ramie.
- To ogarnij się i jedziemy do sklepu – szepnęła.
            Kiwnęłam głową i poszłam do łazienki. Oczy miałam napuchnięte. Przemyłam twarz i wróciła do Nat. Stała przed szafą i wkładała kurtkę.
- Gotowa?- spytała. Kiedy wychodziliśmy na pole.
- Tak, jestem Kawasaki – wyciągnęłam kluczyki – I nie mam kasków.
- To nic, sklep jest nie daleko, przeżyję – uśmiechnęła się smutno.
            Wsiadłyśmy na motor. Jechałam wolno. Ruchu takiego nie było. Przed sklepem było kilka samochodów. Zsiadłyśmy i weszłyśmy. Udałyśmy się na dział kosmetyki. Szukałyśmy czerwonej farby, albo czegoś takiego. Znalazłyśmy piankę z jasną czerwienią. Wzięłyśmy trzy sztuki. Ekspedienta patrzyła na nas z zaciekawieniem, ale nic nie powiedziała. Zapakowałam farbę do torby. Szłyśmy w stronę salonu tatuażu, który prowadzi kuzyn Nat, Sean. Jest od nas starszy i ma chyba dwadzieścia pięć może sześć lat. Blondyn o brązowych oczach. Jest przystojny. Lubi nas, bo to on pierwszy raz załatwił nam alkohol.
            Weszłyśmy do jego salonu. Trochę się bałam, ale chciałam to zrobić. Nat zadzwoniła dzwonkiem, po chwili za kotary wyszedł Sean. Wyglądał tak samo jak go zapamiętałam, ale teraz lewe ramię miał wytatuowane.
- Hej, małe – uśmiechnął się.
- Cześć – odpowiedziałyśmy wspólnie.
- Co mogę dla Was zrobić? – spytał i stanął przed nami.
- Chce tatuaż. – powiedziałam, drżącym głosem.
- Oki, zgoda rodziców jest? – oczy znów zaczęły mnie piec, tylko pokręciłam głową. – Izz, co się dzieje?
- Rodzice – zaczęła Nat – Izz nie żyją – wybuchłam płaczem. Nat mnie przytuliła.
- Przykro mi – Sean też mnie przytulił- To masz pomysł na tatuaż i gdzie?
- Na łopatce – wyciągnęłam telefon i znalazłam zdjęcie rysunku – i to.
- Da się zrobić – uśmiechnął się i zaprowadził do pokoju gdzie robi tatuaże.

            Rysunek, który mu pokazałam jest to ten, który narysowałam na jednej z lekcji. Wszystkie żywioły, skierowane w cztery strony świata, a na środku trójkąt z okiem. Żywioły są zarysowane według starożytnych symboli.

            Ściągnęłam kurtkę i koszulkę. Położyłam się na brzuchu, na specjalnym fotelu. Nat siadła obok mnie i chwyciła moją rękę. Sean przemył czymś moją łopatkę, telefon położył na moich plecach. Wziął maszynkę z igłami i zaczął rysować. Poczułam pieczenie.

---------------------------------------------------------
Jeśli przeczytałaś/eś pozostaw prosze opinie, to motywuje :)
Mam nadzieję, że rodział się Wam spodobał.

7 komentarzy:

  1. Boski ^^ Nie spodziewałam się że Izz zrobi coś takiego. Pisz szybciutko następny ;) Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Izz potrafi zaskakiwać. To jest dopiero początek jej zmian. Następny będzie dopiero za tydzień. :c Muszę ocenki poprawić.

      Usuń
  2. To Izz nie miała juz czerwonych włosów? :o

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale dowaliłaś z tym rozdziałem :D Zupełnie się nie spodziewała że to tak się potoczy.
    Teraz to już na maksa mnie zaciekawiłaś
    Weny weny i jeszcze raz weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Cię zaskoczyłam i zaciekawiłam. Dziękuję za wenę, przyda się :*

      Usuń
  4. Cudowne *-* Więcej!
    Wpadnij też do mnie :D jest nowy rozdział
    http://mroczne-miasto.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Proszę komentuj :*