środa, 13 maja 2015

Rozdział XVII

~ Izz ~

            Od kilku dni siedzę w tym pomieszczeniu. Codziennie przychodzą Sam i Tom. Dają mi coś do picie i zjedzenia. Zawsze mnie wkurzają do tego stopnia, że jak się odgryzę to dostaję. Także Jack się ze mną kontaktuje. Wczoraj mogłam mu podać mniej więcej moją pozycję, bo rano może koło 5 słyszałam statek, albo kuter. Mam nadzieję, że szybko mnie znajdą. Za każdym razem jak dostaję w twarz uderzają coraz mocniej. Im to chyba sprawia przyjemność. Próbowałam im coś zrobić, za pomocą mocy, ale nic się nie działo. Oznajmili mi, że mają jakąś specjalną biżuterię, naszyjnik, który ich chroni.
- Witaj mała – wszedł do pokoju Sam, a za nim Tom – Będziesz dziś grzeczna?
- To zależy – mruknęłam
- Dziś spotkasz się z naszym szefem – poinformował mnie Tom.
- A później mnie zabijecie? – spytałam
- Możliwe – uśmiechnął się Sam.
            Tom podszedł di mnie i odwiązał mi nogi. Sam natomiast wyciągnął mały pistolet chyba walther’a PPS i celował mi w głowę. Tom odwiązał sznurki i pomógł mi wstać. Na początku nie mogłam ustać, ale dałam rade. Wyszliśmy z tego pomieszczenia. Korytarz był długi i szary. Neonowe lampy były przeczepione do sufitu. Szliśmy w milczeniu. Na prawo zauważyłam następny korytarz, a na końcu drzwi.  Ominęliśmy go i poszliśmy dalej. Skręciliśmy w lewo, a tam czekało czterech podobnych facetów do Sam’a i Tom’a. Stanęliśmy przed wielkimi brązowymi drzwiami. Sam zapukał i usłyszeliśmy ciche „Proszę”. Weszliśmy do środka. Moim oczom ukazał się bogato urządzony gabinet. Na środku stało biurko wykonane chyba z mahoniu. Były trzy skórzane fotele, jeden z jednej strony biurka, a dwa po drugiej. Po dwóch stronach pokoju były regały z książkami. Koło jednego z nich stał wysoki brunet, w szarym garniturze. Miał miły wyraz twarzy. Skądś znam tego mężczyznę.
- Dzień dobry – odezwał się.
- Nie taki dobry – odparłam.
- Usiądź proszę – usiadłam na wskazanym miejscu. Cały czas patrzyłam na jego twarz. Znam ją, ale nie pamiętam skąd.- Jak się czujesz?
- Tak sobie – wzruszyłam ramionami.
- Chcesz może coś do picia? – zaoferował.
- Podziękuję - nadal na niego patrzyłam. W końcu wiedziałam. To jest ojciec Marty. Benjamin Morgan.
- Czego pan ode mnie chce? – wykrzyknęłam
- To proste, odbierzemy Ci żywioły, a później zabijemy – odparł z uśmiechem, a mnie oblały zimne poty.

~ Jack ~
           
            Łączę się z Izz codziennie odkąd została porwana, za pomocą myśli. Strasznie się o nią boję. Ale przynajmniej wiemy gdzie przynajmniej zacząć szukać. Słyszała statek albo coś takiego, więc znajduje się gdzieś blisko wody, morza. Jedziemy właśnie razem z Nat, Lukiem i Cris’em po nią. Mamy jeden obiekt na oku, w którym może przebywać.
- Jack – odezwała się Nat – W jaki sposób się tam dostaniemy?
- Spróbujemy przebić się przez front, ale musimy działać razem. Bo może się nam nie udać – nie dopuszczałem do siebie tej myśli. Muszę, musimy ją uratować i tak za długo tam siedzi.
            Resztę drogi przejechaliśmy w ciszy. Martwiłem się o nią, ale nie tylko ja. Nat też się o nią martwi i to strasznie, nie przespaliśmy ani jednej nocy.
            Dotarliśmy do tego magazynu. Budynek jest dwupiętrowy, szary i obskurny. Na zewnątrz nie było nikogo. Podeszliśmy do drzwi i bez problemu je otworzyliśmy. Weszliśmy do długiego szarego korytarza. Tu też nie było nikogo. Szliśmy gotowi do walki. Skręciliśmy w lewo, zanim przeszliśmy kilka kroków usłyszeliśmy głosy. To był głos Izz i jakiegoś faceta. Izz krzyczała. Dałem znać reszcie, że wkraczamy. Luke otworzył drzwi wiatrem. Wpadliśmy do środka. Stało tam dwóch facetów. Izz siedziała na krześle, bez koszulki w samym biustonoszu. Co oni jej zrobili? Wzburzyła we mnie złość. Rzuciłem się na jednego z nich, na łysego. Cris na tego drugiego. Nat i Luke pobiegli pomóc Izz. Chciałem użyć mocy, ale się nie dało. Crisowi na szczęście tak, ich nogi obwiązał pnączami. Dzięki temu mogłem wygrać. Nat i Luke pomagali Izz wstać. Podbiegłem do nich i wziąłem Izz na ręce. Była przerażona.
- Wynosimy się ! –krzyknąłem do reszty.
            Przede mną szła Nat, a Cris i Luke pilnowali tyłu. Bez trudności wydostaliśmy się z budynku. Cris pobiegł do przodu i usiadł za kierownicą Skyline’a, Luke na miejscu pasażera, a ja z Izz na rękach i Nat z tyłu. Cris na szczęście dobrze znał to auto. Wykonał szybki manewr i już byliśmy na drodze. Ściągnąłem z siebie bluzę i pomogłem włożyć ją Izz.
- Izz w porządku? – spytałem zdenerwowany – Nic Ci nie zrobili?
- W porządku, nic dzięki Wam – uśmiechnęła się smutno, cała drżała, więc przytuliłem ją do siebie.
- Kocham Cię – usłyszałem głos Izz w swojej głowie, to znaczy, że wykształciła żywioł.
- Ja Ciebie też – odpowiedziałem w jej w ten sam sposób i mocniej przytuliłem.
            Jechaliśmy do domu Izz. Matt ma na nas czekać. Dojechaliśmy do jej domu po kilku godzinach. Izz zasnęła w moich ramionach. Cris zajechał na podjazd gdzie czekał już Matt. Nat wysiadła i powiedziała mu, że Izz śpi. Pomógł mi ją wysadzić.
- Cześć Matt- powiedziałem cicho.
- Hej – wziął ode mnie Izz – Jack, dziękuję.
- Nie ma sprawy – uśmiechnąłem się – strasznie mi na niej zależy, daj zaniosę ją.
- Dobrze – oddał mi ją, poszedłem z nią na górę.
            Wszedłem do jej pokoju i położyłem ją na łóżku. Przebudziła się na chwilkę.
- Jack, proszę zostań ze mną – powiedziała śpiąco.
- Dobrze – odparłem i położyłem się koło niej. – Cris, ja zostaje, jedźcie do domów – powiedziałem do niego w myślach.

            Izz przyciągnęła się go mnie i wtuliła w mój tors. Objąłem ją. Tak bardzo mi jej brakowało. Przykryłem nas kołdrą. Patrzyłem jeszcze na nią przez jakiś czas. Pocałowałem w czoło i zasnąłem.

--------------------------------------------------
Jeśli przeczytałaś/eś pozostaw proszę opinię :)
Rozdział krótki, ale myślę, że się Wam spodoba.
Zmiana w zakładce bohaterowie.

2 komentarze:

  1. Ciekawi mnie czemu Izz była bez koszulki, gdy Jack i reszta przyszli ją uratować. .... Super rozdział :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podoba. Była bez koszulki, bo Tom i Sam chcieli się zabawić.

      Usuń

Proszę komentuj :*