~
Izz ~
Od kilku dni siedzę w tym
pomieszczeniu. Codziennie przychodzą Sam i Tom. Dają mi coś do picie i
zjedzenia. Zawsze mnie wkurzają do tego stopnia, że jak się odgryzę to dostaję.
Także Jack się ze mną kontaktuje. Wczoraj mogłam mu podać mniej więcej moją
pozycję, bo rano może koło 5 słyszałam statek, albo kuter. Mam nadzieję, że
szybko mnie znajdą. Za każdym razem jak dostaję w twarz uderzają coraz mocniej.
Im to chyba sprawia przyjemność. Próbowałam im coś zrobić, za pomocą mocy, ale
nic się nie działo. Oznajmili mi, że mają jakąś specjalną biżuterię, naszyjnik,
który ich chroni.
-
Witaj mała – wszedł do pokoju Sam, a za nim Tom – Będziesz dziś grzeczna?
-
To zależy – mruknęłam
-
Dziś spotkasz się z naszym szefem – poinformował mnie Tom.
-
A później mnie zabijecie? – spytałam
-
Możliwe – uśmiechnął się Sam.
Tom podszedł di mnie i odwiązał mi
nogi. Sam natomiast wyciągnął mały pistolet chyba walther’a PPS i celował mi w
głowę. Tom odwiązał sznurki i pomógł mi wstać. Na początku nie mogłam ustać,
ale dałam rade. Wyszliśmy z tego pomieszczenia. Korytarz był długi i szary.
Neonowe lampy były przeczepione do sufitu. Szliśmy w milczeniu. Na prawo
zauważyłam następny korytarz, a na końcu drzwi.
Ominęliśmy go i poszliśmy dalej. Skręciliśmy w lewo, a tam czekało
czterech podobnych facetów do Sam’a i Tom’a. Stanęliśmy przed wielkimi
brązowymi drzwiami. Sam zapukał i usłyszeliśmy ciche „Proszę”. Weszliśmy do
środka. Moim oczom ukazał się bogato urządzony gabinet. Na środku stało biurko
wykonane chyba z mahoniu. Były trzy skórzane fotele, jeden z jednej strony
biurka, a dwa po drugiej. Po dwóch stronach pokoju były regały z książkami.
Koło jednego z nich stał wysoki brunet, w szarym garniturze. Miał miły wyraz
twarzy. Skądś znam tego mężczyznę.
-
Dzień dobry – odezwał się.
-
Nie taki dobry – odparłam.
-
Usiądź proszę – usiadłam na wskazanym miejscu. Cały czas patrzyłam na jego
twarz. Znam ją, ale nie pamiętam skąd.- Jak się czujesz?
-
Tak sobie – wzruszyłam ramionami.
-
Chcesz może coś do picia? – zaoferował.
-
Podziękuję - nadal na niego patrzyłam. W końcu wiedziałam. To jest ojciec
Marty. Benjamin Morgan.
-
Czego pan ode mnie chce? – wykrzyknęłam
-
To proste, odbierzemy Ci żywioły, a później zabijemy – odparł z uśmiechem, a
mnie oblały zimne poty.
~
Jack ~
Łączę się z Izz codziennie odkąd
została porwana, za pomocą myśli. Strasznie się o nią boję. Ale przynajmniej
wiemy gdzie przynajmniej zacząć szukać. Słyszała statek albo coś takiego, więc
znajduje się gdzieś blisko wody, morza. Jedziemy właśnie razem z Nat, Lukiem i
Cris’em po nią. Mamy jeden obiekt na oku, w którym może przebywać.
-
Jack – odezwała się Nat – W jaki sposób się tam dostaniemy?
-
Spróbujemy przebić się przez front, ale musimy działać razem. Bo może się nam
nie udać – nie dopuszczałem do siebie tej myśli. Muszę, musimy ją uratować i
tak za długo tam siedzi.
Resztę drogi przejechaliśmy w ciszy.
Martwiłem się o nią, ale nie tylko ja. Nat też się o nią martwi i to strasznie,
nie przespaliśmy ani jednej nocy.
Dotarliśmy do tego magazynu. Budynek
jest dwupiętrowy, szary i obskurny. Na zewnątrz nie było nikogo. Podeszliśmy do
drzwi i bez problemu je otworzyliśmy. Weszliśmy do długiego szarego korytarza.
Tu też nie było nikogo. Szliśmy gotowi do walki. Skręciliśmy w lewo, zanim
przeszliśmy kilka kroków usłyszeliśmy głosy. To był głos Izz i jakiegoś faceta.
Izz krzyczała. Dałem znać reszcie, że wkraczamy. Luke otworzył drzwi wiatrem.
Wpadliśmy do środka. Stało tam dwóch facetów. Izz siedziała na krześle, bez
koszulki w samym biustonoszu. Co oni jej zrobili? Wzburzyła we mnie złość.
Rzuciłem się na jednego z nich, na łysego. Cris na tego drugiego. Nat i Luke
pobiegli pomóc Izz. Chciałem użyć mocy, ale się nie dało. Crisowi na szczęście
tak, ich nogi obwiązał pnączami. Dzięki temu mogłem wygrać. Nat i Luke pomagali
Izz wstać. Podbiegłem do nich i wziąłem Izz na ręce. Była przerażona.
-
Wynosimy się ! –krzyknąłem do reszty.
Przede mną szła Nat, a Cris i Luke pilnowali
tyłu. Bez trudności wydostaliśmy się z budynku. Cris pobiegł do przodu i usiadł
za kierownicą Skyline’a, Luke na miejscu pasażera, a ja z Izz na rękach i Nat z
tyłu. Cris na szczęście dobrze znał to auto. Wykonał szybki manewr i już
byliśmy na drodze. Ściągnąłem z siebie bluzę i pomogłem włożyć ją Izz.
-
Izz w porządku? – spytałem zdenerwowany – Nic Ci nie zrobili?
-
W porządku, nic dzięki Wam – uśmiechnęła się smutno, cała drżała, więc
przytuliłem ją do siebie.
-
Kocham Cię – usłyszałem głos Izz w swojej głowie, to znaczy, że wykształciła
żywioł.
-
Ja Ciebie też – odpowiedziałem w jej w ten sam sposób i mocniej przytuliłem.
Jechaliśmy do domu Izz. Matt ma na
nas czekać. Dojechaliśmy do jej domu po kilku godzinach. Izz zasnęła w moich
ramionach. Cris zajechał na podjazd gdzie czekał już Matt. Nat wysiadła i
powiedziała mu, że Izz śpi. Pomógł mi ją wysadzić.
-
Cześć Matt- powiedziałem cicho.
-
Hej – wziął ode mnie Izz – Jack, dziękuję.
-
Nie ma sprawy – uśmiechnąłem się – strasznie mi na niej zależy, daj zaniosę ją.
-
Dobrze – oddał mi ją, poszedłem z nią na górę.
Wszedłem do jej pokoju i położyłem
ją na łóżku. Przebudziła się na chwilkę.
-
Jack, proszę zostań ze mną – powiedziała śpiąco.
-
Dobrze – odparłem i położyłem się koło niej. – Cris, ja zostaje, jedźcie do domów – powiedziałem do niego w
myślach.
Izz przyciągnęła się go mnie i
wtuliła w mój tors. Objąłem ją. Tak bardzo mi jej brakowało. Przykryłem nas
kołdrą. Patrzyłem jeszcze na nią przez jakiś czas. Pocałowałem w czoło i
zasnąłem.
--------------------------------------------------
Jeśli przeczytałaś/eś pozostaw proszę opinię :)
Rozdział krótki, ale myślę, że się Wam spodoba.
Zmiana w zakładce bohaterowie.
Zmiana w zakładce bohaterowie.
Ciekawi mnie czemu Izz była bez koszulki, gdy Jack i reszta przyszli ją uratować. .... Super rozdział :-)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się podoba. Była bez koszulki, bo Tom i Sam chcieli się zabawić.
Usuń