sobota, 30 maja 2015

Rozdział XX

            Ocknęłam się słysząc moje imię. Ktoś mną potrząsał. Otworzyłam oczy. Widziałam przez mgłę. Czułam na policzkach łzy i czyjąś rękę na ramieniu.
- Izz, obudź się – usłyszałam jakiś głos.
            Zamrugałam kilka razy. Obraz mi się wyostrzył. To Jack. Pochylał się nade mną. Był cały i zdrowy.
- Jack, nic Ci nie jest? – spytałam cicho, a z oczu popłynęły mi łzy.
- Mi nic, a Tobie? Jak się czujesz? – w jego oczach widziałam troskę. Czyli to był tylko sen. Zły sen. Nic mu nie jest.
- Teraz, już nie – przyciągnęłam go do siebie. Przytuliłam go mocno. On też mnie przytulił.
- Jesteśmy na miejscu – oznajmił – Zasnęłaś. Dlaczego płakałaś?
- Śniło mi się, że – jąkałam się i płakałam – że ktoś Cię postrzelił w głowę.
- Shh, spokojnie, nic mi nie jest – pomógł mi wstać – To tylko zły sen.
- Matt jest w domu? – spytałam wycierając łzy z policzków.
- Chyba nie, bo nigdzie nie ma Mustanga.
- To dobrze. Wejdziesz? – spytałam otwierając drzwi.
- Jak mogę to pewnie – pocałował mnie w czoło.
- Chcesz coś do picia? – zapytałam jak weszliśmy do kuchni.
- Wodę, poproszę – uśmiechnął się i oparł o blat.
- Proszę – podałam mu szklankę z wodą, a sobie nalałam sok jabłkowy.
-To co chcesz robić? – spytał Jack i przyciągnął mnie do siebie.
- Muszę się pouczyć na jutro – oznajmiłam.
- Chcesz się uczyć? – zdziwił się – Ty, która zawsze chciała się wymigać od szkoły?
- Tak. Pasowało by, bo nie byłam w zeszłym tygodniu i dziś – popatrzyłam na niego – I to w sumie przez Ciebie, dziś nie poszłam.
- Mogłaś nie zostawać – przewrócił oczami.
- I przegapić to co się stało? – uniosłam brew – Nigdy.
- Chodź tu – przyciągnął mnie bliżej i wbił się w moje usta.
            Odwzajemniłam pocałunek. Wplątałam dłoń w jego włosy. Chwycił mnie za tyłek i podniósł. Obrócił nas tak, że usiadłam na blacie. Przyciągnęłam go jeszcze bliżej. Pocałunek stał się namiętniejszy, nasze języki walczyły o dominacje. Jack przygryzł moją dolną wargę. Odsunął się i zaczął całować moją szyję, oraz podnosić moją bluzkę.
- Jack – szepnęłam – to jest kuchnia.
- Okej – odparł i zanim się zorientowałam przerzucił mnie sobie przez ramię i kierować się w stronę schodów.
- Możesz mnie postawić – uderzyłam go w ramię – sama też mogę iść.
- Możesz – zaśmiał się – Ale mam tu całkiem niezłe widoki.
- Ja też nie mogę narzekać – spojrzałam na jego tyłek.
- No widzisz – weszliśmy do mojego pokoju.
- Postawisz mnie?
- Nie – czułam, że coś kombinuje.
            Zaczął powoli iść na przód. Zatrzymał się i rzucił mnie na łóżko. Odbiłam się. Jack pochylił się i wisiał nade mną. Podniosłam się lekko i spojrzałam na drzwi. Podążył za moim wzrokiem. Uśmiechnął się i kręcił głową. Bez niczego wstał i poszedł zamknąć drzwi.
- Kochany – uśmiechnęłam się.
            Odwzajemnił mój uśmiech. Rozbiegł się i skoczył obok mnie na łóżko. Upadł po mojej lewej stronie. Przekręciłam się na bok i położyłam się na nim. Objął mnie ramionami na plecach i przycisnął do swojej piersi.
- Nadal chcesz się uczyć? – spytał Jack robiąc kręgi na moich plecach.
- Mhm – podniosłam się i oparłam rękę o jego tors – Jak chcesz to możesz zostać i patrzeć jak się uczę, albo wrócić do siebie, i też się pouczyć.
- Lepiej, żeby mnie tu nie było jak Matt przyjedzie – pokręcił głową – On mnie zabije.
- Nie przesadzaj – usłyszałam warkot silnika Mustanga – Chyba, nie dasz rady go ominąć.
- Przyjechał – przytaknęłam – To daj ostatniego buziaka, bo więcej pewnie nie dostanę.
            Zaśmiałam się i pocałowałam go. Od razu odwzajemnił pocałunek i go pogłębił. Odsunęłam się i wstałam z niego. Poprawiłam ciuchy i włosy. Jack też się podniósł i poprawił. Wyciągnęłam do niego rękę. Ujął ją niepewnie. Pociągnęłam go w stronę drzwi. Odwróciła się jeszcze do Jack’a i szybko musnęłam jego usta. Uśmiechnął się. Otworzyłam drzwi. Zeszliśmy powoli na dół. Matt’a nie było w salonie. Zajrzeliśmy do kuchni. Rozpakowywał zakupy.
- Hej – odezwałam się – pomóc Ci?
- Cześć, jak chcesz – wzruszył ramionami.
- Co tam u Ciebie? – spytałam chowając ciastka do szafki.
- Może być – odwrócił się do mnie. Chyba nie zauważył jeszcze Jack’a – Powiadomiłem rodzinę o śmierci rodziców. Jutro będzie pogrzeb.
- Dobrze – skinęłam głową – Czyli nie idę jutro do szkoły?
- Nie, dziś wieczorem ma przyjechać ciotka Elizabeth, wujek Mark oraz Mike, Simon i Ana – będzie fajnie – A także ciocia Emily, wujek Hank i Olivia.
- Fajnie, że przyjadą, ale szkoda, że w takich okolicznościach – chowałam ostanie mleko do lodówki.
- Zgadam się z tym – odparł, spojrzał na Jack’a – A ty chodź tu!
- Matt – zaczął powoli iść do mojego brata – nie zrób nic głupiego.
- Mam Ci tylko dać w gębę, pamiętasz? – zapytał i ustawił się naprzeciwko Jack’a – Miała wrócić rano, a nie w południe. W ogóle gdzie byliście, że nie mogliście wrócić?
- Matt, uspokój się – położyłam mu rękę na ramieniu – byliśmy na randce, na polanie. Zasnęłam, a Jack nie chciał mnie budzić, więc zostaliśmy tam.
- Ale i tak obije mu gębę – powiedział i chciał się zamachnąć.
- Proszę  - Jack stanął prosto i nieruchomo.
- Co ty wyprawiasz? – spytałam zdziwiona.
- Należy mi się – odparł Jack – Uderz no.
            Matt złożył rękę w pięść i uderzył Jack’a z prawego sierpowego w twarz. Zachwiał się chwilę, ale utrzymał. Popatrzyłam na nich wkurzona. Oni się tylko uśmiechnęli i po przyjacielsku przytulili. Podeszłam do lodówki i z zamrażarki wyciągnęłam kops taki lodu, które położyłam na ścierce. Zawiązałam ją i podeszłam do chłopaka. Powoli przyłożyłam lód Jack’owi do szczęki, żeby jutro nie było dużego siniaka. I pocałowałam go lekko w drugi policzek.
- Posłuchajcie – zaczął Matt, odwróciłam się do niego – Cieszę się, że jesteście razem i jesteście szczęśliwi – uśmiechnęłam się – ale jak coś jej zrobisz, skrzywdzisz ją i będzie tak załamana jak ostatnio – Matt wyciągnął przed Jack’a wskazujący palec – To stary, nie chciałbym być w Twojej skórze, jak się z Tobą policzę, jasne?
Spojrzałam na Jack’a, był troszkę blady, ale nie dawał po sobie poznać, że się denerwuje.
- Tak, jasne – podał mu dłoń, którą uścisnął.
- No, to git – uśmiechnął się – A teraz misie moje kochane, pomożecie mi z sałatą i ciastem?
- To ja zrobię ciasto – podeszłam do blatu wiążąc włosy – Jakie?
- Kupiłem składniki na sernik na zimno – poinformował Matt i spojrzał na mnie – Może idź się przebrać, co?
            Spojrzałam na siebie. Była w wczorajszych ciuchach. Tak miał rację, powinnam się przebrać.
- Zaraz wracam – rzuciłam i pobiegłam na górę.
            Szybko weszłam do pokoju. Otworzyłam szafę i wyciągnęłam z niej czarny top oraz czarne dresy. Ściągnęłam wczorajsze ciuchy i włożyłam nowe. Spojrzałam w lustro. Całkiem nieźle wyglądałam. Wróciłam do chłopaków.
            Obierali właśnie warzywa na sałatę. Podeszłam do blatu i wyciągnęłam mikser i miskę. Z spiżarni przyniosłam jajka, mąkę i cukier. Zauważyłam, że Matt mi się przygląda.
- Mam coś na twarzy? – zapytałam w końcu.
- Na twarzy nie, ale masz coś na szyi – oznajmił Matt. O cholera, malinki. Czego ich  nie zauważyłam w lustrze. Może nie zwróciłam uwagi – Jack, ty to zrobiłeś?
- Ja… no… ten – jąkał się i zaczął drapać po karku – Tak.
- Czy wczoraj wydarzył się coś o czym powinienem wiedzieć? – Matt patrzył to na mnie, to na Jack’a.
- Nie – odparłam – o niczym nie musisz wiedzieć.
- Izz, nie kłam – Matt podszedł do mnie.
- Mam mu powiedzieć? – spytałam Jack’a w myślach.
- Nie wiem, i tak się pewnie dowie – odpowiedział w ten sam sposób.
- Ale nie będziesz się złościł, ani nic ? – chciałam się upewnić.
- Tak – odparł krótko.
- No to – zaczęłam powoli, bawiłam się swoimi palcami – wczoraj ja i Jack, no… zrobiliśmy to.
            W Macie zbiera złość, on tego nie wytrzyma. Nie musiałam mu tego mówić. Zacisnął dłonie w pięść.
- Ej, Matt spokojnie – położyłam ręce na jego ramionach – Jack nic nie zrobił, wbrew mojej woli. Chciałam tego.
- Izz, ty masz dopiero 16 lat. – odparł nerwowo Matt – Nie powinniście byli tego robić. A co jak Cię teraz zostawi?
- Nie zostawię jej – powiedział pewnie Jack, stając koło mnie – Kocham Izabel Marie Annabeth Vaz. Kocham Twoją siostrę stary.
            Poczułam jak łzy gromadzą się w moich oczodołach. Boże, powiedział moje pełne imię i nazwisko. Powiedział, że mnie kocha przy Matt’im. Matt wypuścił powietrze i rozluźnił ręce. Chyba ochłoną.
- To co robimy tą sałatkę i ciasto? – spytałam cicho.
- Ta, jasne – powiedział Matt i wrócił do stołu.
- Przepraszam Cię – szepnęłam do Jack’a.
- Nic się nie stało – pocałował mnie w policzek. Wrócił do stołu.
            Zaczęłam robić masę na biszkopt. Wlałam ciasto do formy i włożyłam do piekarnika. Zajęłam się teraz masą serową. Kiedy ja skończyłam rozcieńczyłam galaretkę i zaczęłam szukać owoców.
- Matt, kupiłeś jakieś owoce? – spytałam brata, nie mogąc nic znaleźć.
- Tak, truskawki i brzoskwinie – odparł – powinny być w spiżarni.
            Udałam się tam. Na jednej z półek, leżą owoce. Zajęłam się ich oporządzaniem. Spojrzałam na zegarek. Minęło 30 minut, od włożenia biszkoptu. Powinien już być. Wyciągnęłam go z piekarnika. Na gotowy spód dałam masę serową, a na to ułożyłam truskawki i brzoskwinie. Włożyłam wszystko do lodówki, czekając aż galaretka zacznie tężeć. Chłopaki kończyli kroić ostanie warzywa.
- O, której mają przyjechać? – spytałam opierając się o blat.
- Ciocia Elizabeth mówiła, że będą koło 18, a wujek Hank, że na 19 – poinformował mnie Matt wsypując ostanie warzywa do miski.
- Dobra, to ja idę przygotować im pokoje – powiedziałam i spojrzałam na Jack’a – pomożesz mi?
- Pewnie – skinął głową i poszedł za mną.
            Szliśmy w milczeniu po schodach. Doszliśmy do końca korytarza i weszliśmy w ostanie drzwi po lewej. Jest to jeden z pokoi gościnnych. Zapaliłam światło. Było tu trzy łóżka. Dwa dwuosobowe i jedno pojedyncze. Naprzeciwko łóżek stała szafa z prześcieradłami i poszewkami. Wyciągnęłam białe prześcieradła i jasno pomarańczowe poszewki na kołdrę i poduszki. Rzuciłam tym w Jack’a. Dostał w twarz.
- Ej – uśmiechnęłam się – Co się dzieje?
- A co ma się dziać? – zmarszczył brwi i zaczął zakładać poszewkę na pościel.
- Nie kłam – mruknęłam i odwróciłam go do siebie. Widziałam strach i smutek.
- Skarbie, po prostu się boję, że Cię stracę – szepnął
            Przyciągnęłam go do siebie. Wbiłam swoje ustaw w jego. Czułam jego napięte mięśnie. Przesunęłam rękę po jego plecach i torsie. Rozluźnił się troszkę. Odwzajemnił pocałunek. Pchnęłam go na ścianę. Poczułam jak się uśmiecha. Oderwałam się od niego. Oczy miał pomarańczowe.
- Nie stracisz mnie, misiu – musnęłam jego szyję. – Jak skończymy to, idę wziąć prysznic.
- Ja pewnie będę się zbierać – przeczesał włosy.
- Myślałam, że razem weźmiemy ten prysznic – powiedziałam obojętnym głosem.
- No to na co czekamy? – spytał i znów zaczął nakładać poszewki na pościel.
            Skończyliśmy w pierwszym pokoju i poszliśmy do drugiego. Tam też się szybko uwinęliśmy. Skończyłam jeszcze na dół, zalać ciasto galaretką. Udałam się do swojego pokoju. Jack siedział na łóżku. Zamknęłam drzwi na klucz i skoczyłam na niego.
- Gotowy na kąpiel? – spytałam i musnęłam jego usta.
- No pewnie – uśmiechnął się i pozbył się swojej koszulki.
            Wzięłam czystą bieliznę o poszliśmy do łazienki. Tak się cieszę, że wróciliśmy do siebie. Weszliśmy do kabiny. Puściałam wodę i przywarłam ustami do Jack’a.
            Wyszliśmy po 10 minutach. Ubrałam czystą bieliznę. Wróciliśmy do pokoju. Jack stał w samych spodniach. Stanęłam przed szafą. W co ja mam się ubrać?
- Skarbie, co mam włożyć? – spytałam zmartwiona.
- Może to? – wyciągnął z szafy czarne spodnie i ciemno granatową koszulę na guziki.
- Nawet nieźle – przyznałam i zaczęłam się ubierać.
            Zapinałam właśnie spodnie, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Spokojnie ubrałam koszulę i zaczęłam zapinać guziki. Włożyłam końcówki koszuli do spodni. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam całkiem dobrze. Spięłam włosy w kok, ale kilka włosów puściałam luzem. Chwyciłam rękę Jack’a, który włożył  już koszulkę. Zeszliśmy powoli na dół. W salonie siedział wujek Mark, 40 letni, wysoki mężczyzna, o czarnych włosach, obok niego siedziała ciocia Elizabeth, ma 38 lat, jej ciemne brązowe włosy kontrastują z jej jasną cerą. Na kanapie siedzą bliźniaki Mike i Simon. Mają po dziewięć lat. Mike ma brązowe włosy, a Simon czarne, tylko dzięki temu ich rozpoznaje, tak to są identyczni. Na samym skaju siedziała Ana, moja czteroletnia kuzyneczka. Jej najsłodszym dzieckiem jakie widziałam. Jej czarno-brązowe włosy doskonale współgrają z ciemnymi oczami, i jasną cerą.
- Dobry wieczór – przywitaliśmy się z nimi. Pociągnęłam Jack’a na fotel. Usiadł, a ja na jego kolanach.
- Witaj Izabel – przywitała mnie ciocia – Jak się czujesz?
- Ciężko, ale daję radę – odparłam.
- Izabel, co zrobiłaś z włosami? – spytał wujek Mark – Dlaczego są czerwone?
- Przefarbowałam je, kilka dni temu – odparłam, czułam, że oczy mnie pieką, złączyłam palce z Jack’iem i zacisnęłam je.
 Spokojnie – usłyszałam głos Jack’a – Rozluźnij się – poczułam jak przyciska usta do mojego ramienia.
- Przygotowałam Wam pokój – odezwałam się – Jest to pokój gościnny, ostatnie drzwi po lewej.
- Dziękujemy – powiedziała ciocia.
- Może macie ochotę na herbatę, kawę – zaproponowałam – a może na gorącą czekoladę?
- Cekolada – wykrzyknęli równocześnie chłopcy.
- Ja herbatę – uśmiechnęłam się ciocia – Mark też.
- Dobrze – próbowałam się uśmiechnąć – Zaraz przyniosę - wstałam i pociągnęłam Jack’a – Idziecie łobuzy?
            Tylko krzyknęli i pobiegli do kuchni. Najgrzeczniejsza Ana, podeszła do mnie i wyciągnęła ręce do góry. Podniosłam ją, a ta przytuliła się do mnie. Podążyłam do kuchni. Chłopcy już czekali. Odstawiłam małą. Podeszłam do kuchenki i nastawiłam wodę.
- To co pięć gorących czekolad i dwie herbaty? – podsumowałam
- Pięć? – zdziwił się Jack.
- A my to co? – uśmiechnęłam się
            Wyciągnęłam z szafki pięć kubków i dwie szklanki. Poczułam jak ciepłe ramiona obejmują mnie w pasie. Położył brodę na moim ramieniu. Lekko musnął moją szyję.
- Jack, tu są dzieci – westchnęłam
- Kto to jest? – usłyszałam głos Simona.
- O kim mówisz? – odwróciłam się do nich.
- O tym chłopaku – wskazał na mojego skarba.
- To jest Jack – uśmiechnęłam się – mój chłopak.
- Za kochana para – zaczął śpiewać Mike.
- Bella i Jack – dokończył Simon.
- Słodcy jesteście – powiedziałam i zalałam szklanki wodą.
- Na ronczki – powiedziała Ana do Jack’a.
            Ten się troszkę zdziwił, ale ją wziął na ręce. Tak słodko z nią wygląda. Wzięłam tackę i ułożyłam na niej kubki. Zaczęłam powoli iść do salonu. Położyłam tackę na stoliku.
- Chłopaki chodźcie – zawołałam ich – Proszę ciociu i wujku.
- Dziękuję skarbie – powiedziałam ciocia.
            Do salonu wpadli bliźniacy i powoli wszedł Jack z Aną na rękach. Ciocia wyglądała na zdziwioną, ale się uśmiechnęła. Jack odłożył mała, a ta od razu wzięła gorącą czekoladę. Podniosłam dwa kubki dla siebie i Jack’a. Ponowie usiedliśmy na tym fotelu.
- Jak tam w szkole? – spytała ciocia Elizabeth
- Nie narzekam – odparłam – chodź mam kilka dni nieobecności.
- Co się stanie z Izabel, kiedy ty wrócisz na studia Matt? – zapytał wujek Mark – Chyba nie zostanie tutaj, prawda?
            Poczułam jak mięśnie Jack’a się napinają. Potarłam jego kolano wolną ręką i się uśmiechnęłam.
-Rozmawialiśmy o tym – oznajmił Matt – i młoda wyraziła się jasno, że nigdzie stąd nie pojedzie – Jack się rozluźnił.
- Ale jak to? – ciocia Elizabeth wyglądała na zdezorientowaną.
- A tak to – odezwałam się – Mam 16 lat i umiem o siebie zadbać. Mam najlepszych przyjaciół i chłopaka, i nie zamierzam ich opuszczać. Sądzę, że rodzice Nat czy Jack’a pomogą mi jeśli zajdzie taka potrzeba.
- A skąd mamy mieć taką pewość?
- Mogę zapewnić, że moi rodzice – odezwał się Jack – pomogą Izz. Jesteśmy przyjaciółmi już blisko 14 lat. Oni już traktują ją jak członka rodziny – uśmiechnęłam się – A kiedyś nim naprawdę będziesz – dopowiedział w moich myślach.
            Nie do końca wiedziałam o co Mo chodzi, ale cieszyłam się, ale poparł moje zdanie.
- Czyli mam rozumieć, że 16-stoletnia dziewczyna będzie sama mieszkać w domu? – ciotka wyglądała na oburzoną -  A ty jesteś Jack, jak mniemam, tak?

- Tak, ciociu będę tu mieszkać sama –ale tylko tak oficjalnie – I tak to jest Jack. Mój przyjaciel i chłopak.

--------------------------------------------------------------------
Jeśli przeczytałaś/eś pozostaw proszę komentarz to motywuje.
Nie jestem zadowolona z tego rozdziału.
Chciałabym Wam podziękować za 2500 wyświetleń.
Przepraszam, że rozdział jest tak późno, ale nie miałam wcześniej czasu, oraz
za wszystkie błędy jakie się pojawiają.

2 komentarze:

  1. ____ ♥ ♥ ♥ ♥ ________ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥
    ____ ♥ xxxxxxxx♥ _____♥xxxxxxxxxx ♥
    ___ ♥ xxxxxxxxxxx♥ _♥xxxxxxxxxxxx ♥
    ___ ♥ xxxxxxxxxxxxxx xxxxxxxxxxxxx ♥
    ___ ♥ xxxxxxxxxxxx xxxxxxxxxxxxxxx ♥
    ____ ♥ xxxxxxxxxxxxxxx xxxxxxxxxx ♥
    _____ ♥ xxxxxx xxxxxxxxxxxxxxxxx ♥
    ______ ♥ xxxxxxx xxxxxxxxxxxxxx ♥
    _________ ♥ xxxxxxxxxxx xxxxx ♥
    ___________ ♥ xxx xxxxxxxxx ♥
    _____________ ♥ xxxxxxxx ♥
    ______________ ♥ xxxxx ♥
    _______________ ♥ xxx ♥
    _______________♥ xx ♥
    ______________♥ ♥
    _____________♥ ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. WOW. Genialne, nie umiem opisać swoich uczuć co do tego bloga.

    OdpowiedzUsuń

Proszę komentuj :*