Zapytałam
się Su, o to tylko dlatego, że myślałam, że nic takiego nie ukrywa. Siedzimy
już jakiś czas w salonie. Su jest smutna, a oczy ma zaszklone.
-
Przepraszam – powiedziała
-
Nie przepraszaj – Cris ją objął – Przecież nic nie zrobiłaś.
-
Tak, ale Cię okłamałam – westchnęła – Pytałaś czy mam jakiś sekret – skinęłam –
Proszę Was tylko nie bądźcie przerażeni, ani nie odepchnijcie mnie od siebie.
-
Spokojnie, nie odwrócimy się od Ciebie – powiedziałam i złapałam ją za rękę.
-
Potrafię wyczuć kiedy ktoś kłamie – zabrała rękę z mojej i troszkę odsunęła się
od Cris’a – oraz za pomocą dotyku, mogę sparaliżować osobę, gdy jestem
wkurzona.
-
Wkurzona? – zdziwił się Cris – Przecież Ty jesteś oazą spokoju.
-
Staram się, ale nie zawsze to wychodzi – łzy popłynęły po jej policzku.
-
Od kiedy wiesz, że masz te zdolności? – spytałam i przysunęłam się do niej.
-
Od piątej klasy w podstawówce – przetarła twarz – Byłam w klasie z taką Becky.
Była strasznie wredna. Pewnego dnia, po w-f’ie zabrała mi ciuchy i wyrzuciła
je. Wściekłam się. Przez moją dłoń przeszedł tak jakby prąd. Podeszłam do niej.
Położyłam rękę na jej ramieniu. Chwile się trzęsła, a później upadła. Nie
wiedziałam co się dzieje. Uciekłam. Od tamtej pory miałam jeszcze dwie takie
sytuacje. W gimnazjum zrozumiałam co mogę.
Płakała i to bardzo. Siadłam jeszcze
bliżej niej i ją objęłam. Nie przeraziła mnie jej zdolność. Potrzebowała
wsparcia. Przytuliła się do mnie. Płakała w moje ramię. Głaskałam ją po głowie.
Cris też się przysunął. Również ją objął. Zaczęła się uspokajać.
-
Chcesz coś do picia? – spytałam, lekko kiwnęła głową.
Lekko ją przesunęłam, tak że twarz
miała na torsie Cris’a. Wstałam i poszłam do kuchni. Chwilę się rozglądałam
gdzie co jest. Zaglądałam do szafek, w końcu trafiłam na właściwą. Wyciągnęłam
szklankę, a z lodówki zimną wodę. Nalałam i wróciłam do salonu. Su już nie
płakała. Podałam jej szklankę. Uśmiechnęła się lekko. Usiadłam obok niej.
Wypiła wszystko. Była nieco śpiąca. Pojrzałam na zegarek. 23:45.
-
Powinniśmy się już położyć – oznajmiłam.
-
To dobry pomysł – poparła mnie Nat – Chodź Luke.
-
Dobrze – wstał – Dobranoc.
-
Pa – też się podniosłam – My też już pójdziemy – wyciągnęłam rękę do Jack’a.
-
Pomóc Ci Cris ? – spytał
-
Nie dam radę – oznajmił – Dobrej nocy.
Poszliśmy na górę. Otworzyłam drzwi do naszego
tymczasowego pokoju. Zamknęłam drzwi i poczułam ręce na tali. Nieznacznie się
uśmiechnęłam pod nosem. Obrócił mnie w swoją stronę. Musnął lekko moją szyję.
Przeszedł na drugą stronę. Wplątałam palce w jego włosy. Pociągnęłam za nie.
-
Skarbie – szepnęłam – Idę się wykapać.
-
To ja Ci pomogę – pocałował delikatnie mój policzek.
Pokręciłam głową. Przeniósł się na
drugi policzek. Zaczął podnosić moją bluzkę. Przebiegł dłońmi po moich bokach
brzucha. Zahaczył palcami o mój stanik i
go rozpiął. Chwycił moją koszulkę i ściągnął ją. Rzucił gdzieś w kąt.
Biustonosz zleciał. Stałam pół naga przed nim.
- To mogę Ci pomóc? –
spytał mnie w myślach.
Zaczepiłam palcami o jego szlufki.
Rozpięłam guzik od jego spodni. Opadły. Uśmiechnął się i podniósł mnie. Udał
się do łazienki. Postawił mnie i pozbył się swojej koszulki. To samo zrobiłam
ze swoimi spodniami. Ściągnęłam dolną bieliznę. Jack był już bez niej.
Weszliśmy do kabiny. Włączyłam ciepłą wodę. Nasze usta przywarły do siebie.
Stoję na Sali gimnastycznej w
beżowej sukni. Dookoła mnie tańczą osoby ze szkoły. Bal. Wszyscy ślicznie
ubrani. Opierała się o ścianę. Przyglądałam się im wszystkim. Ktoś do mnie
podszedł. Jack. Poprosił do tańca. Wyszliśmy na parkiet. Tańczyliśmy wolnego. W
pewnym momencie podszedł Luke. Odbijany. Jack poszedł do Su. Później przyszedł
Cris. Znów nastąpiła zmiana. Ale to nie był, żaden z moich przyjaciół. Był to
Benjamin Morgan. Chwycił mnie. Poczułam jakbym czymś dostała. Spojrzałam w dół.
W brzuch miałam wbity sztylet. Morgan przekręcił nóż. Złapałam się za brzuch.
Upadłam na ziemię.
Zerwałam się z łóżka. Byłam cała
spocona. Oddychałam za szybko. Zaczęłam płakać. Jack siedział obok mnie.
Patrzył na mnie z troską. Przygarnął mnie do siebie.
-
Sh, spokojnie – głaskał mnie po głowie – Co Ci się śniło?
-
By…byliśmy na balu – mówiłam przez łzy – Był tam Benjamin Morgan. Tańczył ze
mną i wbił mi sztylet w brzuch.
-
To tylko sen – powiedział – Nic Ci nie grozi.
Przytuliłam się do niego. Mocno.
Pocałował mnie w czoło i powoli położył nas na łóżku. Oparłam głowę o jego
tors. Troszkę się uspokoiłam.
-
Jack? – spytałam – Która godzina?
-
Jest – spojrzał na komórkę – kilka minut po trzeciej. Śpij.
Wtuliłam się w jego tors. Objął mnie
w żelaznym uścisku. Zasnęłam.
Usłyszałam dźwięk budzika. Ale nie
mojego. Otworzyłam jedno oko. Jack spał niewzruszony. Otworzyłam także drugie.
Przeciągnęłam rękę przez szerokość łóżka. Chwyciłam telefon Jack’a i wyłączyłam
budzik. Jest 7. Przetarłam oczy. Było jasno na polu. Podciągnęłam się i
pochyliłam nad twarzą Jack’a. Włosy opadły na jego policzki. Musnęłam jego
usta. Poruszył się, ale nadal spał. Pokręciłam głową. Jego nic nie obudzi.
Przekręciłam się z zamiarem wstania. Czyjeś ramiona uniemożliwiły mi to. Objął
mnie w tali i przyciągnął do siebie. Wylądowałam na jego nogach. Uśmiechnął
się. Zbliżył swoją twarz do mojej. Złożył czuły pocałunek na moich ustach.
Chwyciłam go za szyję. Pogłębiłam pocałunek. Podniosłam się nie odrywając od
jego warg. Siadłam okrakiem na jego brzuchu. Uśmiechnął się w moje usta.
Zahaczył palcami o moje majtki. Ściągnął je z małą pomocą. Jego bokserek też
się pozbyłam. Obrócił nas tak, że byłam pod nim. Spojrzał na mnie pytająco.
Uśmiechnęłam się i przybliżyłam jego twarz do mojej.
Po cudownym poranku przyszła szara
rzeczywistość. Wyszłam spod prysznica. Ubrałam jasnoniebieską koszulę i czarne
podarte spodnie. Matt zadbał o wszystko. Zapakował nwet moją kosmetyczkę.
Poprawiłam wczorajszy makijaż. Włosy związałam w bocznego warkocza. Weszłam do
sypialni. Jack pościelił łóżko. Ubrany jest w czarne dżinsy i czarny
podkoszulek. Posprzątałam resztę naszych ciuchów. Swoje schowałam do torby, a
Jack’a do jego plecaka. Byłam odwrócona do niego tyłem. Przycisnął swoją pierś
do moich pleców.
-
Jak się czujesz? – spytał, składając pocałunek na mojej szyi.
-
Dobrze – uśmiechnęłam się – Mogła bym tak zaczynać każdy dzień.
-
Ja też – obrócił mnie do siebie przodem. Miał pomarańczowe oczy. Objęłam go w
tali i pocałowałam.
-
Powinniśmy już zejść – oznajmiłam, kiedy się od niego oderwałam.
-
Spoko – westchnął i wziął nasze rzeczy.
Zeszliśmy na dół. Reszta już wstała.
Udaliśmy się do kuchni. Cris i Luke coś robili przy kuchence. Suzzan i Nat
kroiły jakieś warzywa.
-
Cześć – przywitaliśmy się
-
Hejka – odparli prawie równocześnie
-
Co robicie? – spytałam – Pomóc?
-
Nie trzeba – odpowiedziała Su – Już kończymy.
-
A co kończycie? – zainteresował się Jack
-
Śniadanie – uśmiechnęłam się Nat. – Kanapki, jajecznica, kawa lub herbata.
-
Brzmi nieźle – uśmiechnęłam się i usiadłam przy stole. Jack obok mnie.
Przyglądaliśmy się pracy przyjaciół.
Całkiem nieźle sobie radzili. Kuchnia jest przestrzenna. Pomarańczowe ściany,
nowoczesne sprzęty. Luke zaczął nakładać jajecznicę na talerze. Sześć talerzy.
Ustawił je na stole. Cris zalazł kawy. Postawił obok talerzy. Dziewczyny
kończyły kanapki. Ślicznie wyglądały. Wszyscy usiedli. Zaczęliśmy jeść.
Chłopaki się postarali. Jajecznica jest pyszna. Tak samo kanapki.
-
Jak się spało? – spytała Su
-
Dobrze – odparłam – Bardzo wygodne łóżko.
-
To prawda – przyznała Nat – W ogóle bardzo ładnie urządzony dom.
-
Dziękuję – uśmiechnęłam się Su, popijając kawę.
-
Sama urządzałaś? – spytałam
-
Większość – pokiwała głową
-
Jak się czujesz?
-
Teraz już dobrze – odstawiła kubek – Cieszę się, że już wszystko wiecie i że
nie muszę już niczego ukrywać.
-
Zawsze możesz na nas liczyć – posłałam jej ciepły uśmiech.
-
Wiem. Dziękuję – spojrzała na zegarek – Powinniśmy już jechać.
Zebraliśmy Reczy. Włożyliśmy kurki i
buty. Wyszliśmy przed dom i zapakowaliśmy się do aut. Cris zamienił motor na
czarne Subaru imprezę VRx. Cris ruszył pierwszy, później Luke, a na końcu my.
Nie wiedziałam jak mam się zachować. Nie
byłam w szkole od tygodnia. Zmieniłam kolor włosów. Nam trochę zaległości.
Dobrze, że dziś tylko trzy lekcje. Włączyłam radio i wsłuchałam się w słowa
piosenki, która leciała. Była o strachu i nadziei. Wszystkie problemy można
pokonać tylko trzeba w to wierzyć. Poczułam jak oczy zachodzą mi łzami. Jack
położył swoją rękę na moim udzie. Lekko ją głaskał. Chwyciłam ją i splątałam
razem nasze palce.
-
Co się dzieje? – spytał. Strasznie się o mnie martwi.
-
Nic – uśmiechnęłam się – Po prostu słuchałam tej piosenki.
-
Czego się boisz?
-
W sumie wszystkiego – westchnęłam – Boje się reakcji ludzi na włosy i tatuaż.
Boję się, że Morgan nam coś zrobi, o Matt’a też się boję. Ale przede wszystkim
boję się, że coś stanie się Tobie, albo Nat, Lukowi, Cris’owi czy Suzzan.
-
Ej, spokojnie – gładził moje knykcie – Damy sobie radę. Potrafimy o siebie
zadbać.
-
Tak, wiem – otarłam łzy.
-
Będziemy razem zawsze – zapewnił.
-
Zawsze?
-
Zawsze – potwierdził.
Wjechaliśmy do Liverpool’u. Było
paskudnie. Padał deszcz, mgła była gęsta. Zajechaliśmy na parking szkolny.
Znaleźliśmy miejsce. Jack wziął moją torbę i swój plecak. Wyszedł i otworzył mi
drzwi. Objął mnie w tali i przyciągnął do siebie. Skryłam się pod jego
ramieniem. Wkroczyliśmy do szkoły. Szóstka osób weszła przez główne wejście.
Osoby, które były na parterze skierowali wzrok na nas. Zignorowaliśmy ich.
Pożegnaliśmy się z Cris’em i Su. Poszli na lekcje. Wraz z Jackiem, Nat i Lukiem
poszliśmy pod salę do hiszpańskiego. Klasa stała pod ścianą. Rozmawiali. Nie
zwrócili na mnie uwagi. Zatrzymaliśmy się przed nimi. Luke i Nat poszli do
nich. Jack stanął przede mną.
-
Wszystko gra? – zapytał, patrzył na mnie z troską.
-
Chyba tak – uśmiechnęłam się słabo.
-
Okej – westchnął – Do zobaczenia za 45 minut.
-
Pa.
Pochylił się i złożył pocałunek na
moich wargach. Odsunął się, posłał mi uśmieszek i poszedł na swoją lekcje.
Zadzwonił dzwonek. Weszliśmy do klasy. Usiadłam na swoim miejscu. Nikt nie
zwracał najmniejszej uwagi na moje włosy. Czy w ogóle na mnie. Nat usiadła obok
mnie. Luke pocałował ją i poszedł ławkę dalej. Wyciągnęłam zeszyt i książki. Po
kilku minutach weszła pani Dukru. Przywitała się z nami. Po kilku minutach
lekcji wyłączyłam się. To co omawialiśmy teraz, wzięłam już w gimnazjum.
Zaczęłam znów rysować po kartkach. Zamalowałam całe dwie strony. Rysunki nie
przedstawiały nic. Zadzwonił dzwonek. Spakowałam swoje rzeczy. Wyszłyśmy razem
z Nat.
-
Izz, wszystko w porządku? – spytała, kiedy szłyśmy na matmę.
-
Tak, czego pytasz? – zmarszczyłam brwi
-
Byłaś jakby nie obecna przez całą lekcję – objęła mnie wokół szyi – Martwię
się.
-
Nie potrzebnie – uśmiechnęłam się – Wszystko jest okej.
Dotarłyśmy pod salę od matmy. Była
tam mniej więcej połowa klasy. Odpisywali jakieś zadanie. Odpuszczę je. Nie
może dać mi jedynki, bo nie było mnie tydzień. Usiadłam pod ścianą. Sprawdziłam
telefon. Nic. Ktoś się koło mnie przysiadł.
-
Hej – usłyszałam głos Jackob’a – Co tam?
-
Hej, git –uśmiechnęłam się – A u Ciebie?
-
W porządku – też się uśmiechnął – Mogę zadać Ci pytanie?
-
Wal.
-
Co zrobiłaś z włosami? – wskazał palcem na koniec mojego warkocza.
-
Przefarbowałam – powiedziałam obojętnie.
-
Nawet ładnie – przyznał.
-
Dzięki – uniosłam kąciki ust – Ominęło mnie coś w szkole?
-
W sumie to nic ciekawego nie było –
wzruszył ramionami – tylko Marta została nakryta w dwuznacznej sytuacji z
nauczycielem informatyki.
-
Co? – Marta i pan Mast? To chyba jakieś kpiny.
-
No na serio. Zostali zakryci przez jakiś kolesi z starszej klasy.
-
No nieźle – rozglądnęłam się. Nigdzie nie zauważyłam Marty – Co teraz robimy z
matmy?
-
Powtarzamy równania i nierówności.
-
To git. Umiem. – zajrzałam do torby. Słyszałam wibracje telefonu. Jack – Hej,
skarbie. Co tam?
-
Hej – odpowiedział – Widzimy się na lunchu?
-
Tak, jasne – odparłam, zadzwonił dzwonek – Widzimy się później pa.
-
Kocham Cię – usłyszałam.
-
Ja Ciebie też – rozłączyłam się.
Jackob wstał. Podał mi rękę.
Chwyciłam ją. Podciągnął mnie do góry. Otrzepałam spodnie. Wzięłam torbę i
weszliśmy do klasy. Nat siedziała już na miejscu, razem z Lukiem. Bawiła się
jego włosami. Usiadłam na miejscu. Wyciągnęłam zeszyt. Do Sali wszedł pan
Castellan. Nat wstała i wypuściła Luke’a. Castellan sprawdził obecność.
-
Izabela Vaz? – spytał
-
Obecna – podniosłam rękę
-
Proszę zostań chwilę po lekcji – skinęłam głową.
Zaczął prowadzić lekcje. Uważałam.
Przed końcem Nat sturchnęla mnie w ramie i wskazała na głowę.
-
Izz, wiesz dlaczego chce, żebyś została?
– pokręciłam głową - Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Boje
się o Ciebie. Na lunchu powiem Jack’owi, że się spóźnisz – uśmiechnęłam się
Zadzwonił dzwonek. Nat się spakowała
i szepnęła bez głośnie „Powodzenia”. Spakowałam zeszyt do torby i podeszłam do
biurka. Pan Castellan spojrzał na mnie.
-
O co chodzi? – spytałam, opierając się o krawędź stołu.
-
Pani Likos jest na zwolnieniu i wyznaczono mnie, żebym przejął jej klasę –
patrzył się na mnie – Chciał bym wiedzieć, dlaczego Cię nie było przez ostatni
tydzień.
-
Miałam swoje problemy – spuściłam głowę.
-
Zdrowotne? Rodzinne? Miłosne? – pytał pan Castellan.
-
Moi rodzice nie żyją, wczoraj był pogrzeb – poinformowałam go – I byłam chora
kilka dni – skłamałam.
-
Przykro mi spowodu rodziców. – spoważniał – szkoła może Ci pomóc – uśmiechnęłam
się lekko – Mam nadzieję, że jesteś już zdrowa.
-
Tak, czy to wszystko? – spytałam z nadzieją.
-
Możesz już iść – zamknął dziennik.
-
Do widzenia – wyszłam z sali.
Z sali od matematyki udałam się na
stołówkę. Szłam przez korytarz. Czułam spojrzenia osób na sobie. Po chwili
weszłam do stołówki. Stanęłam w kolejce. Wzięłam sobie kanapkę, jabłko i wodę
niegazowaną. Zapłaciłam i rozglądnęłam się po jadalni. Zauważyłam moich
przyjaciół. Udałam się w ich stronę. Siedzieli przy stole obok dużego okna,
które wychodzi na boisko. Byli pochłonięci rozmową. Miejsce koło Jack’a było
wolne. Usiadłam tam.
-
Hej kochanie – Jack objął mnie i pocałował w policzek.
-
Hej – uśmiechnęłam się – Co tam?
-
Co chciał od Ciebie Castellan? – spytała Nat.
-
Pytał się dlaczego mnie nie było – odpowiedziałam – Powiedziałam mu o
pogrzebie, a że wcześniejsze nieobecności, były spowodowane chorobą.
-
Tylko tyle? – dopytywał się Jack.
-
Tak. A o czym w tak gadaliście?
-
Su ma pomysł – oznajmił Cris
-
Serio? Jaki? – zaciekawiłam się
-
W przyszłym tygodniu, piątek lub sobota – zaczęła Suzzan – Będzie impreza. U
mnie w domu.
-
Wow. Fajnie – przyznałam – Co Cię tak naszło na nią?
-
Z ostatnich sprawdzianów z historii i biologii, cała nasza trójka dostała 5,
więc trzeba to uczcić.
-
Dostałeś 5? – spytałam zaskoczona Jack’a
-
Tak – odparł
-
To jest faktycznie dobry powód do świętowania – uśmiechnęłam się – A kogo
zaprosisz?
-
Ludzi ze szkoły – wzruszyła ramionami – Ale bez Marty i jej świty.
-
Chwała – odezwał się Luke. Zaśmialiśmy się.
-
Kiedy Matt wraca do Londynu? – spytał Jack
-
Nie mam pojęcia – przyznałam – Ale pewnie niedługo.
-
To będziemy mieli więcej czasu dla siebie – przytulił mnie do siebie.
-
Świntuch – szturchnęłam go w żebra.
-
Idziemy na w-f? – spytała Nat
-
Pewnie.
Podniosłam się z miejsca. Dałam
Jack’owi buziaka. Razem z Nat i Lukiem wyszliśmy z stołówki. Moi kochani
przyjaciele szli za rękę. Naprawdę śliczna z nich para. Luke wysoki, blondyn,
ubiera się zazwyczaj na czarno. Nat troszkę niższa. Długie kręcone blond włosy.
Ubiera się zwykle w kolorowe ciuchy. Takie słodziaki. Szliśmy do szatni
dziewczyn. Stanęliśmy przed nią. Luke pocałował Nat, po czym weszłyśmy do
szatni. Wyciągnęłam strój i przebrałam się. Włosy rozpuściłam i związałam w
wysokiego kucyka. Nat też już wiązała włosy. Zadzwonił dzwonek. Wyszłyśmy z
pomieszczenia i poszłyśmy na salę gimnastyczną. Chłopcy byli już ustawieni na
zbiórce. Dołączyliśmy do nich. Trener
Hittel stanął przed nami.
-
To co chcecie dziś robić? – spytał zrezygnowany. Coś musiało się stać. Nigdy
nam nie pozwalał wybierać.
-
Może siatkówka? – zaproponował Jackob.
-
To zrób rozgrzewką i grajcie. Vaz i Nev kapitanowie. Machnął ręką i poszedł
usiąść.
Jake zrobił szybką rozgrzewkę.
Stanęliśmy przed klasą. Były akurat te osoby, które chce mieć w drużynie.
-
Panie mają pierwszeństwo – odezwał się Jackob – Wybieraj.
-
Nie trzeba, ale dobrze – uśmiechnęłam się – Nat.
-
Leon – powiedział Jake.
-
Luke – uśmiechnął się i podszedł do nas.
-
Mail’a – wybrał
Złożyliśmy składy. Stanęliśmy po
przeciwnych stronach siatki. Ustawiłam drużynę. Zaczęliśmy mecz. Zespół
Jackob’a zaczyna. Odebrał Luke, podał mi i wystawa do Nat. Wyskok i piękny
atak.
Rozegraliśmy trzy sety. Wygraliśmy
2:1. Na sam koniec przybiliśmy piątkę z Jackob’em. W dobrych humorach poszliśmy
do szatni. Przebrałam się i wyszłam z pomieszczenia. Na korytarzu natknęłam się
na trenera.
-
Izabel – odezwał się – Dobrze, że Cię widzę.
-
Tak? O co chodzi trenerze? – spytałam zdezorientowana.
-
Nie było Cię na kilku ostatnich treningach – założył ręce na pierś – Wiem o
Twoich rodzicach. Jeśli potrzebujesz jeszcze czasu, żeby wrócić na treningi,
zrozumiem.
-
Dobrze trenerze – próbowałam się uśmiechnąć – Możliwe, że za tydzień już będę.
-
To znakomicie – trochę się rozweselił. Zadzwonił dzwonek.
Nauczyciel skinął głową i odszedł.
Poczekałam jeszcze chwilkę na Nat i udałyśmy się na parking. Jack stał już przy
aucie. Gadał z Cris’em i Suzzan. Był tyłem do mnie. Przyłożyłam palec do ust,
żeby byli cicho. Dyskretnie podkradłam się do niego i wskoczyłam mu na plecy i
zamknęłam oczy. Chwycił moje nogi i przytrzymał, żebym nie spadała. Wyczułam
jak się uśmiecha. Pochyliłam się lekko do przodu i musnęłam kącik jego ust.
-Kochanie?
Możesz wziąć już ręce z moich oczu? – poprosił grzecznie Jack.
-
Jasne – oderwałam ręce od jego oczu. – A ty możesz mnie postawić?
-
Tak – delikatnie puścił moje nogi. Stanęłam – Jedziemy?
-
Dobra – uśmiechnęłam się do reszty – Do jutra.
-
Pa – odpowiedzieli prawie równocześnie.
Jack otworzył drzwi. Zdjęłam torbę i
usiadłam. Zamknął i po chwili był na miejscu kierowcy. Wyjechaliśmy ze
szkolnego parkingu. Rozmawialiśmy o dzisiejszym dniu. O tym czy zdarzyło się
coś ciekawego. Byliśmy już niedaleko mojego domu, kiedy uświadomiłam sobie, że
prawdopodobnie moja rodzina jeszcze jest. Troszkę się spięłam. Jack jakby to
wyczuł, bo położył rękę na moim udzie i delikatnie głaskał. Na podjeździe stał
samochód Matt’a i jednego wujka. Jack zaparkował na końcu. Odetchnęłam
spokojnie i wyszłam. Jack po kilku sekundach już był koło mnie. Chwyciłam jego
dłoń.
-
Przyjedziesz jutro po mnie? – spytałam
-
Naturalnie – uśmiechnął się, nieco zdziwiony – Izz Co się dzieje?
-
Nic – odparłam – Muszę pogadać z Matt’em. Wiesz wszystko ustalić i w ogóle.
Napiszę Ci jak poszło.
-
Dobrze – objął mnie w tali – Będę jutro o 7:40, ok.?
-
W porządku – uśmiechnęłam się – Powinnam się wyrobić.
-
To do jutra.
-
Pa, pa- chwyciłam skrawek jego koszulki i przyciągnęłam go do mnie.
Jack wbił się w moje usta. Całował
namiętnie i czule. Uśmiechnęłam się w jego usta i przygryzłam jego wargę. Jack
wziął ręce z mojej tali i włożył do spodni. Dałam mu szybkiego buziaka w
policzek i poszłam do domu. Ledwo co otworzyłam drzwi, usłyszałam jakąś
kłótnie. Ściągnęłam kurtkę i poszłam do kuchni.
-
Ona nie może tu mieszkać sama – usłyszałam głos ciotki Elizabeth.
-
Nie może to prawda – głos Matt’a był pewny, ale drżący – Ale będzie.
-
To jest nieodpowiedzialne z Twojej strony – warknęła ciotka.
-
Może i jest, ale Iza nie pójdzie do żadnej szkoły z internatem – oznajmił mój
brat.
Szkoła z internatem? Ona chyba sobie
chyba żartuje. Nie ma takiej opcji. Nie pójdę. Weszłam do kuchni. Ciotka i Matt
popatrzyli po sobie.
-
Po pierwsze – zaczęłam – Dziękuję Ci Matt za wczoraj – uśmiechnęłam się – Po
drugie, nie pójdę do żadnej szkoły z internatem – warknęłam – I po trzecie to
jest mój dom i tu będę mieszkać.
Ciotka otwierała i zamykała usta.
Nigdy jej tak nie odpyskowałam. Matt uśmiechał się lekko. Podeszłam do blatu i
wzięłam sobie jabłko. Ugryzłam je. Do kuchni wpadli bliźniacy. Trzymali coś w
rękach. Były to nogi lalki. Zaraz za nimi weszła ze łzami w oczach Ana.
Odłożyłam jabłko i wzięłam ją na ręce.
-
Co zrobiliście? – spytałam chłopców
-
Bawiliśmy się – zaczął Simon – i nogi same odleciały.
-
Niech Ci będzie – pokręciłam głową – An, na górze chyba mam jakieś lalki.
Poszliśmy na górę. Weszłyśmy do
pokoju gościnnego. Posadziłam ją na łóżku i zaglądnęłam do szafy. Na jej dnie
znalazłam pudło. To było to. Wyciągnęłam je i ustawiłam przed łóżkiem.
Otworzyłam pokrywkę. W środku są lalki Barbie, ubrania do nich, jakieś
interaktywne.
-
Proszę – uśmiechnęłam się do niej – Baw się.
Ana zaklaskała w ręce i zeskoczyła.
Poczochrałam jej włosy i wyszłam. Zeszłam na dół po torbę. Matt nadal rozmawiał
z ciotką. Zauważyłam, że nigdzie nie ma cioci Emily i wujka Hank’a oraz Oliv.
Zarzuciłam torbę na ramię i weszłam do kuchni. Chwyciłam swoje jabłko.
-
Gdzie jest Emily, Hank i Oliv? – spytałam brata.
-
Musieli wracać – poinformował mnie – Emily zostawiła Ci chyba wiadomość w
pokoju.
-
Dobra – udałam się do przejścia – I nie kłóćcie się o to, że tu zostaje. Nic
nie zmieni mojej decyzji.
Wyszłam schodami na górę. Weszłam do
swojego pokoju. Cały czas jadłam jabłko. Rzuciłam torbę w kąt i położyłam się
na łóżku. Takie wygodne. Nie chciałam nic innego robić tylko leżeć. Matt coś
wspomniał o jakieś wiadomości od cioci. Z trudem podniosłam się łóżka. Na łóżku zauważyłam kawałek kartki. Na
niej był długopis. Podniosłam ją. Była to właśnie ta wiadomość:
„Kochana
Bello.
Przepraszam Cię, że nie możemy zostać, żeby
się z Tobą pożegnać, ale Hank miał wezwanie z pracy. Pamiętaj, że zawsze możesz
liczyć na swoją chrzestną matką. Mam nadzieję, że wiesz co robisz, zostając tu.
Ten Jack wydaje się bardzo miły. Życzę Wam z całego serca
szczęścia.
Do zobaczenia pewnie na Święta.
Emily.
PS W pierwszej szufladce
biurka, zostawiłam Ci coś.”
Kiedy skończyłam czytać zaglądnęłam
do tej szafki. Była tam biała koperta. Zaglądnęłam do niej. Była tam ok. 200 £.
Kochana jest. Schowałam kasę z powrotem do koperty. Miałam już zamykać szafkę,
kiedy zauważyłam Male niebieskie pudełeczko. Zdziwiona podniosłam je. Powoli
otworzyłam wieczko. W środku zobaczyłam bransoletkę. Zwykła bransoletka
łańcuchowa, pokryta złotą farbą. Do czterech kółeczek miała przypięte
zawieszki. Byłam zaniepokojona, bo były to : płomień, róża, kropelka wody i
symbol wiatru. Podniosłam ją. Leżała na karteczce.
„Widziałam
tatuaż. Ładny. Mam nadzieję, że bransoletka Ci się spodoba
~Emily”
Ona jest najlepsza. Włożyłam biżuterie powrotem
do pudełka. Zamknęłam szafkę, a pudełko włożyłam na półkę z biżu. Wyjęłam bieliznę,
zabrałam piżamę z łóżka i poszłam do łazienki. Zmyłam makijaż. Rozebrałam się. Rozpuściłam
włosy. Weszłam do kabiny. Puściłam ciepłą wodę. Namydliłam ciało płynem. Włosy umyłam.
Wyszłam odświeżona. Ubrałam czystą bieliznę, a na to piżamę. Przeczesałam już prawie
suche włosy. Wróciłam do pokoju. Zaczęłam odrabiać zadania.
Po ich skończeniu, rzuciłam się na łóżko.
Znalazłam telefon. Napisałam do cioci SMS’a.
„Nic
się nie stało. Wiem co robię. Dziękuję za kasę, bransoletkę i że nie powiedziałaś,
Matt’owi o tatuażu. Widzimy się na święta ~ Bella”
Przeglądnęłam facebook’s, instagrama i resztę.
Powieki zaczęły mi ciążyć. Napisałam SMS do Jack’a:
Dobranoc
Kochanie ;**”
Odłożyłam
komórkę. Owinęłam się szczelnie kołdrą i odpłynęłam w sen.
--------------------------------------------------------------------------------
Jeśli przeczytałaś/eś pozostaw proszę komentarz to motywuje.
Tak, jak mówiłam rozdział jest w drugim tygodniu lipca.
Mam nadzieję, że się Wam spodoba i opłacało się czekać
te trzy tygodnie.
Następny rozdział ukaże sie może za tydzień lub dwa.
Ale pod warunkiem, że pod tym będzie co najmniej 5 komentarzy ;*
Kolejny świetny rozdział <3 z niecierpliwością czekam na następny ;*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :D czekam na next'a :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział ;)Czekam na następny i weny życzę :D
OdpowiedzUsuńTego to ja się nie spodziewałam.Mam wrażenie że już niedługo coś się wydarzy i że matka chrzestna Iz wie o tym że ona włada nad żywiołami.Dobrze że wróciłaś bo już się z tęskniłam :*
OdpowiedzUsuńWeny weny i jeszcze raz weny życzę