Wjeżdżając
na parking szkolny, zauważyłam, że moi przyjaciele już są. Zaparkowałam na
wolnym miejscu niedaleko nich. Zgarnęłam torbę z siedzenia, zamknęłam auto i
ruszyłam do nich.
-
Hejka – przywitałam się i wszystkim dałam całusa w policzek, a Jack’owi w usta
– Co tam?
-
W porządku – odpowiedzieli
-
Mamy dla Ciebie niespodziankę – Nat się tajemniczo uśmiechała przez co zaczęłam
się bać.
-
Jaką? – zapytałam niepewnie.
Nat i Su poszły do samochodu Cris’a.
Chłopaki uśmiechali się, więc wiedzieli o co chodzi. Dziewczyny wróciły z dwoma
pudłami.
-
Otwórz – poleciała Su.
Podeszłam do pudełka, które
trzymała. Otworzyłam wieko i ujrzałam chyba z dwieście babeczek, albo więcej.
Kampania, pomyślałam od razu. Następnie podeszłam do Nat. Myślałam, że tutaj
też będą babeczki, ale myliłam się. Tu były plakaty z moim zdjęciem i hasłem :
„Przyszła Królowa Jesieni – Izz Vaz. Głosuj na mnie”.
-
Kochane jesteście – uśmiechnęłam się do mich, a chłopaki odchrząknęli – Wy też
jesteście najlepsi.
-
To co- Nat się uśmiechnęła – Czas rozpocząć kampanie.
Westchnęłam i jeszcze raz się
uśmiechnęłam. Ruszyliśmy do szkoły. Chłopaki nieśli pudła, a Nat z Su i Cris’em
wieszali plakaty. Wszędzie. Ja natomiast rozdawałam babeczki i zachęcałam do
głosowania na mnie. Pięć minut przed początkiem pierwszej lekcji nie było już
połowy babeczek i większości plakatów. Pożegnaliśmy się z Su i Cris’em i
ruszyliśmy na zajęcia. Stanęłam przed salą razem z Jackiem.
-
Co jest? – spytał mnie i objął ramieniem.
-
Matt, dziś wyjeżdża – westchnęłam – Wolałabym, żeby został.
-
Wiem, też będę za nim tęsknić – zadzwonił dzwonek. Dałam Jackowi buziaka i
poszłam do sali.
Wyjęłam potrzebne książki i zeszyt.
Do klasy wszedł nauczyciel. Sprawdził obecność i rozpoczął lekcje. Niby
uważałam co nauczyciel mówił, ale myślami byłam zupełnie gdzie indziej.
Zastanawiałam się co znaczył ten SMS. Martwiłam się o moich przyjaciół i Matt’a.
Mam nadzieję, że bezpiecznie dojedzie. Oby to był tylko głupi żart i pomylony
numer.
Zadzwonił dzwonek. Spakowaliśmy się
i poszliśmy na następną lekcje. Przy okazji rozwieszaliśmy resztę plakatów i
rozdawaliśmy babeczki. Wiedziałam, że Marta jest strasznie zła. W sumie chce
jej dogryźć, za te lata upokorzenia w gimnazjum. Jeśli wygram to będzie koniec.
Przerwa się skończyła. Nie miałam
żadnych wiadomości od Matt’a. Może postanowił zostać i uczyć się na lokalnej
uczelni.
Lekcje mijały spokojnie. Na lunch
szłam w dobrym humorze, bo dostałam piątkę z ostatniego sprawdzianu z historii.
Wzięłam sobie sałatkę i razem z Nat i Lukiem, przysiedliśmy się do Su i Cris’a.
-
Gdzie Jack? – spytałam siadając.
-
Miał zwolnienie – powiedział Cris – Chyba do lekarza pojechał.
-
Ciekawe nic mi nie mówił – zastanowiło mnie to – Su to kiedy ta impreza?
-
Za tydzień w piątek. Pomożesz mi co nie? – zapytała Su, kładząc rękę na mojej.
-
Jasne, mogę jakieś przekąski zrobić – zasugerowałam.
-
Wspaniale – uśmiechnęła się – Masz sukienkę na bal, prawda?
-
Tak, już od miesiąca wisi w szafie – uśmiechnęłam się do niej – A wy macie?
-
Ja tak – odezwała się Su – Śliczna fioletowa, krótka do połowy uda, troszkę
rozkloszowana
-
Według twojego opisu jest cudowna – powiedziałam - A ty Nat?
-
Ja jeszcze nie – pokręciła głową – Pójdziecie ze mną na zakupy?
-
No pewnie – odparła Su – Może w niedziele?
-
Mi pasuje – oznajmiała Nat – A ty jaką masz?
-
Długa beżowa sukienka bez ramiączek, zapinana z tyłu na zamek, rozcięcie jest
chyba od kolana – poinformowałam ich.
-
Piękna – westchnęła Nat.
Rozmawialiśmy do końca przerwy i
poszliśmy na ostanie lekcje. Nic nie było ciekawego oprócz kartkówki, na którą
się nie uczyłam, ale z trzy będzie. Pożegnałam się z przyjaciółmi i pojechałam
do domu.
Jadąc w stronę domu, słuchałam radia
prawie na full. Na podjeździe nie było samochodu Matt’a. Wyjechał. Zabrałam
torbę i szukałam kluczy. Otworzyłam drzwi i zamknęłam je na zamek. Poszłam do
kuchni. Leżała tam karteczka na stole.
„ Młoda. Przepraszam, że nie
zadzwoniłem, ale nie mam kasy na koncie. Zrobiłem zakupy i założyłem Ci konto w
banku. W skrytce zostawiłem Ci kartę i pin do niej.
Kocham
Cię, Matt”
Szczerze byłam zaskoczona, że
założył mi konto. Ale na razie nie będę z niego korzystać. Wzięłam nektarynkę z
miski i poszłam na górę. Będąc już drzwi drzwiach do mojego pokoju, zaczęłam
lecieć woda z łazienki. Tak nie powinno być. Popchnęłam drzwi i najciszej jak
potrafiłam podeszłam do szafy. Zostawiłam torbę i wyciągnęłam pistolet.
Otworzyłam drzwi do łazienki i wyciągnęłam pistolet przed siebie. Widziałam za
drzwiami od kabiny jakąś postać. Woda przestała się lać. Postać chwyciła
ręcznik i wyszła.
-
Izz, co ty robisz ?!
Popatrzyłam na niego. Z kabiny
wyszedł Jack, z owiniętym ręcznikiem wokół bioder. Opuściłam broń i
odetchnęłam. Wróciłam do pokoju, schowałam pistolet i usiadłam na fotelu.
-
Jack, co ty tu robisz? – spytałam kiedy przyszedł. Był w spodniach i miał
przerzuconą koszulkę przez ramię.
-
Chciałem Ci zrobić niespodziankę – zmarszczyłam brwi, kiedy pokazał na łóżko.
Na pościeli był jakiś biały materiał, a na nim jedzenie – Kolacje, może jakiś
film, wyścig.
-
Przepraszam – powiedziałam – Myślałam, że ktoś się włamał,
-
W sumie to się włamałem – podrapał się po karku – Miałaś otwarte okno. Wszedłem
po drzewie.
-
Idiota – zaśmiałam się – Dlatego się zwolniłeś?
-
Tak. Nie chciałem Cię wystraszyć. Myślałem, że wrócić troszkę później –
podszedł do mnie – Chciałem Ci od wejścia zrobić niespodziankę.
-
Wybaczę. Jeśli się postarasz.
-
Ah, tak? – potaknęłam.
Powoli się do mnie zbliżył. Podniósł
mnie i usadowił na swoich kolanach. Odwrócona do niego plecami, czekałam na jego ruch. Uchwycił mój podbródek i skierował
w swoją stronę. Patrzyłam w jego szare oczy. Wolno zbliżył się i musnął moje
usta. Delikatnie pogłębił pocałunek. Odwzajemniłam go. Wplątałam palce w jego
włosy. Przygryzł moją dolną wargę. Cicho jęknęłam. Całował linie mojej szczęki
i szyję, lekko ją przygryzając. Oderwał się, a ja miałam niedosyt.
-
Wybaczysz? – zapytał patrząc mi w oczy. Miał pomarańczowe, moje pewnie były
czarne.
-Myślę,
że tak – pocałowałam go bardzo mocno – To co przygotowałeś?
-
Spaghetti i lody – uśmiechnął się – Mam jakąś komedie romantyczną, a na koniec
wyścig.
-
Okej – zeszłam z jego kolan – Sam zrobiłeś?
-
A co, boisz się, że się otrujesz? – spytał z głupim uśmieszkiem.
-
Nie, przecież dobrze gotujesz – uśmiechnęłam się.
-
Jedzmy, o 21 jest wyścig – oznajmił i usiadł naprzeciwko mnie na łóżku.
Nałożył mi trochę spaghetti na
talerz, a później sobie. Posypałam odrobiną startego żółtego sera po wierzchu.
Jack też wziął. Nawinęłam na widelec i włożyłam do ust. Sam był, aż trudno mi
go opisać. Strasznie dobre mu wyszło. Jedliśmy w milczeniu, gdy zadzwonił mój
telefon.
-
Halo? – odezwałam się.
-
Cześć, młoda – usłyszałam głos Matt’a – Tak jak prosiłaś dzwonię.
-
Hej. Dojechałeś już? – zapytałam.
-
Jeszcze nie, ale doładowałem telefon – oznajmił.
-
Oki, zadzwoń jak dojedziesz – poprosiłam.
-
Spoko, pozdrów Jack’a – skąd wie?
-
Skąd? Oki, pa, pa – rozłączyłam się.
-
Co tam? – zapytał Jack, kiedy skończyłam.
-
Matt dzwonił i kazał Cię pozdrowić – był tak samo zdziwiony jak ja – Nie wiem
skąd wie.
-
To Matt, on zawsze wie – zaśmiał się.
-
Racja – pozbierałam naczynia – zaraz wrócę.
Zeszłam na dół i włożyłam naczynia
do zmywarki. Chwyciłam jeszcze butelkę wody i poszłam do pokoju. Jack pod moją
krótką nieobecność przygotował laptop z filmem i łóżko tak, żeby można było
wygodnie leżeć. Wyciągnął do mnie rękę, chwyciłam ją i zostałam przyciągnięta
do jego klatki piersiowej. Podniósł mój podbródek i delikatnie pocałował.
Pociągnął mnie na łóżko. Miałam głowę na jego klatce piersiowej i otoczona
byłam jego ramieniem. Włączył film.
-
Cholera – mruknął cicho pod nosem.
-
Co jest? – zapytałam zdezorientowana.
-
Na biurku są lody, zapomniałem o nich – chciał się podnieść, ale go zatrzymałam.
-
Poczekaj.
Podniosłam się lekko i wyciągnęłam
dłoń przed siebie. Myślałam o tym, żeby pucharek przyleciał do ręki.
Poczekaliśmy kilka sekund, a jeden pucharek zaczął się podnosić. Troszkę się
bałam, jak przelatywał nad podłogą, że mogę stracić kontrolę i on spadnie. Lecz
zanim się obejrzałam trzymałam już go w ręce. Tak samo zrobiłam z drugim.
-
Brawo – usłyszałam głos Jack’a – Nieźle Ci poszło.
-
Dziękuję – zaczęłam jeść
-
Troszkę się roztopiły – powiedział Jack.
-
Coś spróbuje, oki? – skinął głową, że mogę.
Rozłożyłam rękę nad pucharem. Skupiłam
się nad zamrożeniem. Nigdy tego nie robiłam, ale może się uda. Widziałam jak
masa, która była rozpuszczona wraca do stałej postaci. Widziałam zaskoczenie w
oczach Jack’a, to samo zrobiłam z jego lodkami.
-
Ładnie – pocałował mnie w policzek.
-
Dzięki – kontynuowałam jedzenie lodów.
Przytulona do Jack’a jadłam lody i patrzyłam na film. Nic z
niego nie wiedziałam, ale wydawał się fajny.
Dziewczyna poznaje chłopaka, ale nie
mogą być razem przez rodziców dziewczyny.
Chyba troszkę mi się przysnęło, bo
nie pamiętam jak się skończył. Obudził mnie dopiero Jack jak chciał wstać.
-
Która godzina? – zapytałam przecierając oczy.
-
Za 20 minut będzie ósma – powiadomił mnie
-
Oki – ziewnęłam i wstałam – Idę się przebrać.
Wzięłam kombinezon z dołu szafy i
poszłam do łazienki. Ściągnęłam ciuchy, w których byłam w szkole i włożyłam
czarny strój. Stanęłam przed lusterkiem. Chwyciłam cienie i pomalowałam powieki
na czarno. Zrobiłam kreski i musnęłam tuszem rzęsy. Włosy lekko pokręciłam na
lokówce. Wyszłam z pomieszczenia. Jack siedział na łóżku i mi się uważnie
przyglądał.
-
Co tak patrzysz? – spytałam chowając ciuchy do szafy.
-
Ładnie wyglądasz – uśmiechnął się – Matt dzwonił.
-
Odebrałeś? – spytałam
-
Tak. Wcale się nie zdziwił – uśmiechnął się – Dojechał już do Londynu i jest w
akademiku.
-
Oki. Mówił coś jeszcze?
-
Tak. Nie mogę zostać na noc – zaśmiałam się.
-
Gotowa? Jedziemy? – wstał i podszedł do drzwi.
-
Tak – zabrałam telefon, portfel i klucze.
Zeszliśmy na dół. Ubrałam trampki i zgarnęłam
ze schowka trzy tysiące. Zamknęłam dom i poszłam go garażu. Wyprowadziłam
Kawasaki na zewnątrz i zabrałam kask. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że
nigdzie nie było samochodu Jack’a.
-
Skarbie? Gdzie Twoje auto? – spytałam go.
-
W domu – uśmiechnął się – Musisz mnie tam podwieś.
-
Okej – poszłam po drugi kask – Wsiadaj.
Włożyłam kluczyk do stacyjki i próbowałam
odpalić. Niestety nie udało się. Spróbowałam kolejny raz. Sprawdziłam bak był
pełny. Więc to nie to. Zeszłam z motoru i kazałam to samo zrobić Jackowi.
Posprawdzałam wszystkie przełączniki i akumulator. Wszystko było porządku.
Przejechałam ręką koło silnika, tłoków i świec. Poczułam lekkie wibracje nad
świecami. Spaliła się. Poszłam do garażu i wzięłam nową. Włożyłam i spróbowałam
odpalić. Udało się.
Zadowolona z siebie usiadałam na
motor, a za mną Jack. Wyjechałam na drogę i pojechałam w stronę domu Jack’a.
Po kilku minutach byliśmy przed jego
domem. Zszedł z motoru i pobiegł do garażu. Wyjechał Skylinem. Na drodze
trzymałam się za nim.
Wyjechaliśmy z Liverpool’u. Nie
wiedziałam gdzie jedziemy. Zbliżając się do jakiegoś lasu, Jack wjechał w
niego. Zamiast odgłosów natury, śpiewu ptaków słyszałam głośną muzykę i warkoty
silników. Moim oczą ukazał się kawałek drogi asfaltowej, mniej więcej długości
dwóch kilometrów. Była szeroka na tyle by mogła się pomieścić trzy auta
terenowe.
Zajechaliśmy na początek toru. Zeszłam z motoru,
a po chwili koło mnie znalazł się Jack. Zdążył się przebrać. Miał na sobie
czarne dżinsy, szary podkoszulek i kurtkę ze skóry. Patrzyliśmy za Harry’m.
Zauważyłam jego blond czuprynę. Ruszyliśmy w jego stronę.
-
Kogo moje piękne oczy widzą – uśmiechnął się na nasz widok.
-
Cześć Harry – przytuliłam go.
-
Hej stary – przywitał się z nim Jack.
-
Które się ściga? – zapytał Harry, ale spojrzał na mnie i już wiedział, bo dodał
po chwili – Izz, za chwilę jedziesz.
-
Dobra, ile? – już wyciągnęłam kasę.
-
Dwa i pół – uśmiechnął się i podałam mu pieniądze – Jesteś piąta. Jedziecie do
końca asfaltu, a tam skręcacie na drogę żwirowaną i wracacie na początek toru.
-
Spoko – ubrałam rękawiczki.
-
A na samochody ile? – spytał Jack.
-
Dwa – Jack dał Harry’emu hajs – Jedziesz po motorach.
-
Tylko nie kradnij – zaśmialiśmy się.
Wróciliśmy do maszyn. Zaprowadziłam
motor na tor. Stały tam już inne cztery motory. Czarna Honda, czerwona Yamaha,
niebiesko-biała Aprilia i żółte Suzuki.
Byli to sami faceci. Niewzruszona siadłam na motor. Jack przyszedł do mnie.
-
Dasz im radę? – spytał patrząc na moich przeciwników.
-
Wątpisz w moje możliwości? – zdziwiłam się.
-
Skąd – zaśmiał się i pocałował.
Poszedł w tłum. Na środek wyszedł
Harry. Założyłam kask i odpaliłam maszynę. Harry odliczył do trzech i
ruszyliśmy. Nie chciałam na początku szarżować, więc trzymałam się za Suzuki,
na drugiej pozycji. Zmieniłam bieg i wjechaliśmy na drogę żwirowaną. Trochę
trudno się prowadziło, ale jakoś się trzymałam. Zbliżaliśmy się już do końca,
więc wrzuciłam następny bieg i zrównałam z Suzuki. Dodałam gazu i wyprzedziłam.
Zajechałam pierwsza na metę.
Słyszałam krzyki i brawa ze strony
tłumu. Zabrałam motor z drogi i postawiłam na poboczu. Podeszłam do Harry’ego.
-
Brawo, już myślałem, że nie dasz rady – zaśmiał się i wręczył mi 12,5 tysiąca.
-
Dzięki – zabrałam kasę i włożyłam do jednej z kieszeni kombinezonu.
-
Muszę lecieć, zaraz Jack jedzie -
powiadomił mnie i poszedł.
Przeszłam przez tłum i podeszłam do
jego Skyline’a. Otworzył szybę.
-
Powodzenia – pocałowałam go.
Wróciłam w tłum i czekałam na start.
Tak samo jak u mnie Harry odliczył i ruszyli. Mieli jechać tylko do końca
asfaltu. Stałam i kibicowałam mu, kiedy ktoś położył rękę wokół mojej szyi. Wiedziałam,
że to nie Jack, bo on prowadził. Wykorzystałam to, co ćwiczyłam z Cris’em.
Chwyciłam jego przedramię, łokciem walnęłam go w brzuch i przeniosłam ciężar
jego ciała tak, że był teraz na ziemi.
-
Ej, mała puść mnie – wrzasnął koleś i kilka par oczu przeniosło na nas wzrok.
-
Nikt nie mówi do mnie „mała”, więc ty też nie – warknęłam i puściłam jego rękę.
-
Lubię zadziorne – podniósł się.
-
Słuchaj koleś, nie chcę być nie miła – zaczęłam – ale jeśli się nie odczepisz
to oberwiesz.
-
Od Ciebie? – zbliżył się do mnie.
-
Nie – usłyszałam głos Jack’a – Ode mnie.
Odetchnęłam kiedy stanął obok mnie.
Objął mnie ramieniem i przygarnął do siebie.
-
Wszystko w porządku?- zapytał mnie z
myślach. Skinęłam tylko głową.
-
No proszę – zaśmiał się – Gratuluję wygranej, Jack.
-
Dzięki – odparł – Mam prośbę, nie zbliżaj się więcej do mojej dziewczyny,
dobrze?
-
Zobaczę – uśmiechnął się głupio i poszedł.
-
Wracamy? – spytałam i pocałowałam go.
-
Jasne, słonko – przytulił mnie do siebie.
Wtulona w niego, przedzieraliśmy się przez
tłum. Podeszłam do motoru i zapaliłam go. Jack już wjeżdżał. Trzymałam się za
nim, aż nie wjechaliśmy do Liverpool’u. Wyprzedziłam go. Ulice były puste,
gdzie nie gdzie było tylko kilka samotnie spacerujących ludzi. Zajechałam na
podjazd i schowałam motor. Chwilę później zajechał Jack. Wyciągnął jakieś
reklamówki. Weszliśmy do domu. Wyjęłam kasę z kieszeni i schowałam w schowku.
Poszłam zamknąć drzwi i razem z Jackiem weszliśmy na górę. W siatkach było
piwo.
-
Chcesz jedno? – spytał Jack, otwierając sobie.
-
Pewnie – rzucił mi jedno – Przebiorę się.
-
Poczekaj – podszedł do mnie.
Chwycił suwak od kombinezonu.
Rozsunął go i ściągnął górę. Stałam przed nim w czarnym staniku i dole
kombinezonu. Pochylił się i pocałował mnie, delikatnie i zachęcająco. Całował
moją szyję. Wplątałam ręce w jego włosy. Przyciągnęłam go do siebie. Jeździł
rękami po moim ciele. Zjechałam po jego plecach i chwyciłam dół koszulki.
Ściągnęłam ją z niego. Jack popchnął mnie na łóżko. Zaczęłam się cofać, kiedy
mój skarb zaczął się przybliżać. Byłam już na samym końcu łóżka. Jack chwycił
dół kombinezonu i ściągnął go ze mnie łącznie z moimi majtkami. Zbliżył się do
mojego brzucha i całował go. Szedł w górę. Ucałował obie mojej piersi i
przyssał się do mojej szyi. Chwyciłam jego głowę i przycisnęłam do swoich ust.
Oplątałam nogi na około jego bioder i szybkim ruchem byłam nad nim. Siedziałam
na jego biodrach, ręce uniosłam nad jego głowę. Całowałam jego tors. Puściłam
jego ręce i zaczęłam majstrować przy jego spodniach. Ściągnęłam je z niego
razem z bokserkami.
Tym razem Jack nas obrócił i znowu byłam
pod nim. Muskał moje usta. Za każdym razem jak się oderwał ciężko oddychałam i
chciałam więcej. Podniósł się i spojrzał mi w oczy z tym samym pytającym
spojrzeniem. Zaśmiałam się lekko i skinęłam głową. Delikatnie i powoli
złączyliśmy się w jedno.
----------------------------------------------------------------------------
Jeśli przeczytałaś/eś proszę zostaw po sobie komentarz, to motywuje.
Rozdział nie wyszedł najlepiej, ale może się Wam spodoba.
Chciałabym podziękować, za 4 tys. wyświetleń.
Życzę udanego ostatniego miesiąca wakacji.
Świetnie :) Podoba mi się wątek z wyścigami :3 Czekam na next i zapraszam na moje drugie opowiadanie http://wehavetosurvive.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę :D
No w końcu haha jak zwykle fajnie. Wylapalam jednak kilka błędów: oczą-powinno być oczom, poza tym powtórzenia-jego glowa, jego tors, jego reka itp.
OdpowiedzUsuń