Dwa
tygodnie później
Leżałam na łóżku. Było już po 9. Nie
chciało mi się dziś iść do szkoły. Dzisiaj bal, więc zrobiłam sobie wolne.
Zresztą dziewczyny też. Koło 12 mają przyjść, żeby zacząć się szykować. Niby
rozpoczęcie jest o 18, ale pewnie i tak się nie wyrobimy.
Wygramoliłam się z pościeli i
zeszłam na dół. Nastawiłam wodę na kawę
i zrobiłam śniadanie. Kanapki z białym serkiem i pomidorem. Najprostsze, ale
jakie dobre. Siadłam do stołu i wybrałam numer do Nat. Miałam ją obudzić.
-
Halo? – usłyszałam jej mega zaspany głos.
-
Pobudka skarbie – powiedziałam radośnie.
-
Czy ja zamawiałam pobudkę? – spytała już żywsza.
-
Tak – zaśmiałam się – wczoraj.
-
Ehh – westchnęła – Już wstaje.
-
Do zobaczenia – pożegnałam się.
-
Pa – rzuciła i rozłączyła się.
Zjadłam kanapki, wypiłam kawę i
wróciłam do siebie. Przygotowałam kremową bieliznę i poszłam do łazienki. Tym
razem postawiłam na długą kąpiel w wannie. Weszłam do cieplutkiej wody, pełnej
piany. Leżałam odpoczywając, słuchając muzyki i myśląc.
Od dwóch tygodni mam bardzo
realistyczne sny. Różnią się tylko jednym drobnym szczegółem od siebie. W jednym Morgan zabija mnie w moim własnym
łóżku, a w drugim na balu, razem z moimi przyjaciółmi. Oby to były tylko sny.
Umyłam ciało żelem, a włosy
szamponem. Miałam zmywać pianę, kiedy poczułam ból z tyłu głowy. Zaczęły napływać
do mnie myśli i obrazy. Wszystkie przedstawiały moją śmierć na balu. Zanurzyłam
się w wodzie. Zacisnęłam powieki. Ból zniknął. Wynurzyłam się. Przerażona
zmyłam pianę i wyszłam z wody. Na wysuszone ciało ubrałam bieliznę, a na to
szlafrok. Włosy związałam w ręcznik. Wróciłam do sypialni. Trochę się już
uspokoiłam. Siadłam przed biurkiem. Miałam
przygotowane wszystko do malowania paznokci. Zaczęłam czyścić i równać
paznokcie. Nałożyłam podkład. Ręce mi nadal drżały. Czekałam, aż lakier
wyschnie. Włączyłam radio. Moja ulubiona stacja. Podkład wyschnął, więc
rozpoczęłam nakładanie kremowego lakieru.
Właśnie kończyłam czyścić skórki,
gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Zeszłam na dół. Byłam pewna, że są to
dziewczyny. Myliłam się. Na werandzie stał Matt. Tak bardzo się cieszyłam, że
go widzę, że aż na niego skoczyłam.
-
Boże co Ty tu robisz? – spytałam nadal przytulona do jego szyi.
-
Przyjechałem odwiedzić siostrę na weekendzie –odpowiedział stawiając mnie na
podłodze.
-
Ta, bo uwierzę – zaśmiałam się.
-
To jest jeden z powodów – uśmiechnął się – Dzwonił Twój wychowawca i poprosił,
żebym był dziś jednym z opiekunów na balu.
-
Serio? – westchnęłam
-
Tak, widzę, że Ci się to nie podoba – uśmiechnął się złośliwie – Idę wziąć
prysznic.
Zamknęłam drzwi i chciałam iść na
schody. Ale znów zadzwonił dzwonek. Wróciłam się. W drzwiach stały dziewczyny.
W rękach miały pokrowce i kosmetyczki. Przytuliłam je i poszłam na górę.
-
Jak tam kochane? –spytałam siadając na łóżku
-
Dobrze, ale musimy się już szykować – odpowiedziała Nat
-
To ja robię makijaż – odezwała się Su – Mam cały sprzęt.
-
Ja czesze – uśmiechnęła się Nat.
-
To ja pomaluje Su – powiedziałam.
Zaczęłyśmy się przygotowywać. Ze
względu na to, że Su miała z nas krótką sukienkę, postanowiłyśmy, że będzie
mieć rozpuszczone włosy, ale spięte po bokach. Nat zajęła się tworzeniem
fryzury. Ja natomiast przeglądałam kosmetyczkę. Fioletowa sukienka, czyli
jakieś ciemne cienie. Wybrałam odcień fioletu podobny do stroju. Nałożyłam go,
zrobiłam średniej grubości kreski, a rzęsy pociągnęłam tuszem. Kończąc swoje
dzieło do pokoju wszedł Matt.
-
Witam drogie panie – posłał dziewczyną uśmiech – Dobra robota.
-
Dzięki – odpowiedziałyśmy razem z Nat.
-
Pomóżcie mi – pokazał nam czarny krawat i myszkę – Który?
-
Będziesz w całym garniaku? – spytałam przytaknął- To muszkę, a później możesz
ją ściągnąć.
-
Okej, to nie przeszkadzam już – zaśmiał się i wyszedł.
Kiedy skończyłyśmy przygotowywać Su,
przeszedł czas na Nat. Ostatnio byłyśmy kupić jej sukienkę. Wybór padł na długą
prostą wiązaną na szyję suknię w kolorze morza. Su zdecydowała, że zrobi jej
cieniowe ombre w odcieniu niebieskiego.
Ja postanowiłam upiąć włosy w stylu bocznego warkocza zrobionego do koka z
wypuszczoną grzywką.
Długo pracowałam nad perfekcją. Za 5
razem dopiero się udało. Zostało jakieś 2,5h do przyjazdu chłopaków. Teraz ja
siadłam na krzesełko. Mimo, że mam jasną sukienkę Su zdecydowała się na czarne
cienie, grubą kreskę. Nat upięła moje włosy w niedbałego koka, ale wyglądał na
eleganckiego. Przyszedł czas, żeby włożyć sukienki. Dziewczyny na szczęście
pomyślały i ubrały rozpinane koszule. Pierwszą sukienkę włożyła Nat. Pomogłyśmy
jej z zapięciem i zawiązaniem. Su nie miała problemu, z założeniem dała radę.
Natomiast mi musiały pomóc. Zapięcie było takie, że sama nie dałabym rady.
-
Czas na dodatki – uśmiechnęłam się – Macie cały mój asortyment do dyspozycji.
-
Jesteśmy przygotowane – zaśmiały się.
W pokrowcach miały pudełeczka z
biżuterią. Su ubrała długie kolczyki w kolorze jasnego różu, w kształcie
kuleczek. Do tego naszyjnik z serduszkiem (chyba od Cris’a) oraz różową
bransoletkę. Nat miała zestaw naszyjnik, kolczyki i bransoletka ze srebra w
błękitne kryształki. Ja nie za bardzo miałam dodatki beżowe, ale wybrałam
bransoletki od cioci z żywiołami, naszyjnik od Jack’a „Izz”, a na uszy małe
kryształki.
-
Dziewczyny, mogę stwierdzić, że jesteśmy gotowe – uśmiechnęłam się do nich i
wyciągnęłam telefon – Pora na zdjęcie.
Ustawiłyśmy się i każda z nas
zrobiła po kolei zdjęcie.
-
Ale jeszcze nie jesteśmy gotowe – powiedziała Nat – musimy się jeszcze uzbroić.
-
Co? – zapytałam zdziwiona
-
Skoro śni Ci się cały czas, że coś złego ma się zdarzyć na balu to trzeba być
przygotowanym – wyciągnęła z torby paski na uda.
Podeszła do mnie i przyczepiła mi na
lewej nodze rzemyk z uchwytem.
-
Gdzie masz pistolet? –spojrzała na mnie
Z jeszcze bardziej zdziwioną miną
podeszłam do szafy i wzięłam broń do ręki. Nat pokazała, żebym włożyła go do
pokrowca, tak też zrobiłam. Stanęłam przed lusterkiem. Nawet nie było widać
tego. Odwróciłam się, bo zauważyłam, że Nat też sobie zakłada, ale nie ma
pistoletu tylko trzy sztuki noży.
W pokoju rozniósł się dźwięk naszych
komórek. I to wszystkich równocześnie. Spojrzałam.
-
Jack – powiedziałam
-
Luke – zaśmiała się Nat
-
Cris – Su uśmiechnęła się i odebrała
Też odebrałam. Cały dzień nie
gadaliśmy.
-
Słucham.
-
Witaj księżniczko – usłyszałam głos Jack’a-
I jak gotowe?
-
No prawie, jeszcze buty – uśmiechnęłam się – A jak tam Wy?
-
To dobrze, że jeszcze tylko buty – ktoś zadzwonił do drzwi – Bo my już
jesteśmy.
-
To pa – rozłączyłam się.
Popatrzyłam na dziewczyny. Też już
się rozłączyły. Wzięłyśmy torebki i zaczęłyśmy ubierać szpilki. Moje były chyba
najwyższe. Beżowe szpilki z platformą. Su miała proste czarne, które pasował doskonale
do torebki. Nat za to miała śliczne turkusowe koturny.
Już w 100% gotowe zeszłyśmy na dół.
Chłopaki nie wiedzieli, że Matt przyjechał. Stali teraz w rządku przed nim i
nic się nie odzywali. Wszyscy trzej byli w garniturach i dopasowanych do naszych
sukienek krawatach. Zastanawiam się jak Su zmusiła Cris’a do założenia
fioletowego krawatu.
-
Matt, odpuść im – powiedziałam jak byliśmy już za nim.
-
Jak sobie życzysz – zaśmiał się i poszedł do kuchni.
Podeszłyśmy do naszych chłopców.
Dziewczyny nadal były niższe od swoich, natomiast ja byłam na równi, prawie.
Delikatnie pocałował mnie.
-
Ślicznie wyglądasz – szepnęła mi – ale nie lubię, jak jesteś prawie mojego
wzrostu.
-
Ty też niczego sobie – zachichotałam się – Raz na rok zniesiesz.
-
Jakoś dam radę – zaśmiał się i znów mnie pocałował.
-
Izabelo Mario Annabeth Vaz – usłyszałam głos brata – Czy Ty do cholery masz
tatuaż?
Widziałam w oczach Matt’a złość, a
na twarzach moich przyjaciół rozbawienie.
-
Matt, braciszku – zaczęłam – Tak, mam tatuaż, ale to już dawno, więc nie krzycz
na mnie.
-
Nie mam zamiaru krzyczeć, ale kiedy zamierzałaś mi powiedzieć? – założył ręce
na pierś.
-
Nie wiem, ale kiedyś bym Ci powiedziała – zrobiłam słodkie oczka – Czyli nie
masz mi tego za złe?
-
No co Ty siostra – przytulił mnie – Ale więcej nie rób takich numerów.
-
Obiecuje – uśmiechnęłam się
-
Nie chce przerywać rodzinnego przytulasa – usłyszałam głos Jack’a – Ale musimy
już jechać.
Oderwałam się od brata. Jack miał
racje, za chwile rozpocznie się bal. Wyszliśmy z domu i udaliśmy się do
samochodu. A raczej limuzyny, którą chłopaki wynajęli.
Od dwóch godzin nie schodzę z parkietu. Odkąd
dotarliśmy na zabawę, cały czas się bawimy. Na razie nic nie wygląda tak jak w
moim śnie. Mam nadzieję, że nie będzie.
-
Idziemy chwilę odpocząć? – szepnął mi do ucha Jack.
Skinęłam głową i poszliśmy do
naszego stolika. Nalałam sobie soku pomarańczowego i wypiłam jednym duszkiem.
Obserwowałam salę. Wszystko wyglądało porządku. Nagle muzyka ucichła, a na
scenę wszedł dyrektor.
-
Witam całą młodzież – zaczął oficjalnie – To jest moment, na który czekaliście.
Wszyscy ucichli. Nasi przyjaciele
przyszli do stolika.
-
Naszym Królem jesienni zostaje – przestał mówić i wyciągnął kartkę z koperty – Królem
zostaje Jack Woolin. Brawo.
Rozległy się brawa, ale Jack nie
wstał. Siedział nadal zszokowany. Popchnęłam go lekko. Podniósł się i poszedł
na podwyższenie. Dyrektor uścisnął mu dłoń, a na głowę włożył koronę. Skarbek
patrzył się na mnie z uśmiechem.
-
Dobrze, a teraz czas na Królową – znów zrobił przerwę, z koperty wyciągnął
papierek – Królową zostaje Izabela Vaz.
Nat pisnęła, Su uśmiechała się od
ucha do ucha, a ja nie mogłam się ruszyć. Otrząsnęła się i wolnym krokiem
podeszłam do Jack’a. Dyrektor uścisnął mi dłoń i założył diadem. Chwyciłam dłoń
mojego chłopaka. Zeszliśmy na środek parkietu, gdy zrobiło się miejsce. Zaczęła
grać muzyka, a my zaczęliśmy tańczyć.
Gdzieś w połowie utworu dołączyli do
nas nasi przyjaciele. Tańczyliśmy koło siebie. Jack mnie puścił i przeszedł
dalej, a do mnie dołączył Luke. Zrobiliśmy jedno kółko i znów zmiana. Z Cris’em
także jedno okrążenie i wrócił do mnie Jack. Oparłam głowę o jego ramię i tak
bujaliśmy się w lewo i prawo.
Niespodziewanie światła zgasły, a
muzyka ucichła. Wszyscy byli przerażeni. Ja szczególnie, bo sen może się
właśnie spełnić. Stanęliśmy grupką na środku. Czekałam tylko na ich ruch.
Usłyszeliśmy przez głośniki:
-
Dobry wieczór żywioły…
----------------------------------------------------------------------
Jeśli przeczytałaś/eś proszę pozostaw komentarz.
Oto wielki powrót!
Na początku chciałam bardzo przeprosić za moją kilku miesięczną nieobecność.
Wakacje jakoś mnie za bardzo rozleniwiły, straciłam wenę. Rozpoczęłam naukę w technikum i musiałam zdobyć dobre oceny na początek.
Wracając do bloga, mamy w końcu rozdział. Opowiadanie zbliża się do końca. Mam nadzieję, że rozdział, jak i całe opowiadanie Wam się spodoba.
Do przeczytania :D
Aww 😍 jak zawsze cudowny <3 i czekam na następny ^^
OdpowiedzUsuńNie przypominam sobie, żebyś była leniwa na wakacjach :* rozdział świetny i już nie mogę doczekać się następnego! Poza tym miło znów czytać o Mattim :3
OdpowiedzUsuńSpodziewałem się, że gdy na balu zostanie wyczytane imię Jacka to Izz już się jakoś zlęknie, albo nagle pojawi się jej przed oczami sen. Ale elegancko zmusza do wyczekiwania kolejnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuń