Od
wydarzeń, w których prawie straciłam życie minęło 4 lata, a także trochę się
zmieniło.
Ludzie, którzy aresztowali Morgana i
jego zwolenników, są z organizacji, która pomaga i chroni takich jak ja i moi
przyjaciele. Jest nas więcej, ale na razie żadnego więcej Piątego Żywiołu.
Morgan jest zamknięty, wraz ze
swoimi ludźmi w pilnie strzeżonym więzieniu, a Marta dostała kuratora. Okazało
się, że Matt o wszystkim wiedział, no prawie. Nasi rodzice mówili mu o
żywiołach, Carmonitach oraz o organizacji. Myślał, że to wujek Hank jest jej
szefem. Jednak ciocia Emily, jest głównodowodzącym. Nasza rodzina od lat tkwi w
tej grupie. Ja miałam to poznać wszystko w dniu 18-stych urodzin.
Rana, którą zadał mi Morgan, była
nieszkodliwa. Gdyby sztylet wbił się głębiej i mocniej prawdopodobnie bym nie
przeżyła. Została mi po tym tylko lekka blizna. A tak to jestem cała i zdrowa.
Kilka miesięcy po tych zdarzeniach
Cris i Su wzięli ślub. Byłam jej druhną razem z Nat. Miała śliczną prostą,
długą białą suknie. Na przyjęciu bawiliśmy się fantastycznie. Wypiłam trochę,
chodź nie powinnam. Na oczepinach, nie wiem czy to było zaplanowane, ale raczej
tak, ja złapałam welon Su, a Jack krawat Cris'a. Kiedy tańczyliśmy, bo taki był
zwyczaj, ten głupek uklęknął przede mną i wyciągnął pudełeczko. W środku był
przepiękny pierścionek. Wykonany z żółtego i białego złota. Dwa paseczki
rozdzielone, które otaczają czarny kamień. Cudo. Zadał mi to pytanie:
-
Wyjdziesz za mnie?
Byłam wtedy taka szczęśliwa. Łzy
płynęły po moich policzkach. Uklękłam przy nim. Chwyciłam jego dłonie i
pokiwałam głową.
-
Tak - krzyknęłam.
Jack założył mi pierścionek na
palec. Ślicznie wyglądał. Pasował do mnie. Pocałował mnie mocno.
Postanowiliśmy się pobrać po tym jak
skończę 18 lat oraz jak będzie w miarę ciepło. Ten dzień był prawie rok i 6
miesięcy temu, a ja pamiętam jakby to było wczoraj.
Od
rana się denerwowałam. Nie wiedziałam co mam zrobić. Dziewczyny były u mnie
koło 10 i zaczęły mnie przygotowywać. Zrobiły mi makijaż i fryzurę. Su się
postarała. Złoto-srebrny cień, cienka kreska i puder. Nat wykonała chyba
najlepszą fryzurę jaką kiedykolwiek mi zrobiła. Dwa kłosy połączone z tyłu.
Spięte w koka. Grzywka podzielona na dwie nierówne części, które okalały moją
twarz. Na koniec wpięła mi białą spinkę z kwiatami.
Pomogły mi ubrać moją wymarzoną suknie ślubną. Tiulowana
od spodu, dopasowany gorset z wiązaniem. Nie mogłam w niej prawie oddychać, ale
w końcu płuca się przyzwyczaiły. Doczepiły welon do włosów i pomogły mi ubrać
szpilki. Jack będzie musiał jakoś wytrzymać, że będę z nim prawie równa.
Pół godziny przed uroczystością w kościele, wszystkie
trzy wsiadłyśmy do auta, które zostało wypożyczone. Był to biały hamer.
Kierowcą był Matt. Był w czarnym garniturze, ale krawata nie włożył. Na mój
ślub jako osobę towarzyszącą zaprosił swoją dziewczynę, którą dopiero wczoraj
poznałam. Ma na imię Alex i studiuje na tej samej uczelni co mój brat. Pasują
do siebie. Ona siedziała obok Matt'a, a dziewczyny razem ze mną z tyłu.
Zajechaliśmy pod niewielki kościółek. Goście już byli. A
także mój przyszły mąż. Nie widziałam go, ale Cris i Luke już byli. A mieli go
dowieść. Głupi zwyczaj nakazywał, że przed ślubem nie możemy się zobaczyć. Niby
nie jestem jakaś przesądna, ale tego się trzymamy.
Ludzie zaczęli wchodzić do środka. Nat i Su, a także Cris
i Luke weszli do przedsionka i czekali, aż się tam zjawię z Matt'em. To on poprowadzi
mnie do ołtarza. Zawsze chciałam, żeby to tata mógł to zrobić, ale niestety tak
się nie stanie.
Chwyciłam wystawione ramię mojego brata. Mocno ścisnęłam
i ruszyliśmy do wejścia. Moim świadkiem była Nat, a Jack'a Cris. Ustawili się
parami. Kiedy byłam już w niewielkiej odległości ruszyli do ołtarza. Muzyka
zaczęła grać. Strasznie się tym wszystkim denerwowałam. Ścieśniłam uścisk wokół
ramienia brata. Wyczuł to i szepnął:
- Jeszcze możemy zawrócić.
- Nie - odszepnęłam - Chcę
tego.
Będąc dopiero w połowie drogi spojrzałam przed siebie.
Zobaczyłam ślicznie udekorowany ołtarz, a na prawo od niego stał Jack. Był w
białym garniturze i czarnym krawacie. Tak dobrze mu w bieli. Patrzyłam tylko na
niego. Cały mój lęk i zdenerwowanie wyparowało. Uśmiechnęłam się lekko.
Kiedy dotarliśmy do początku schodów, Matt mnie uściskał
i pocałował w czoło. Podał moją rękę Jack'owi. Ścisnęłam ją i z jego pomocą
weszłam po schodach do miejsca, gdzie czekał na nas ksiądz. Dał znak, żeby
wszyscy usiedli. My staliśmy i patrzyliśmy sobie w oczy.
Powiedział całą tą formułkę, jak na każdym ślubie.
Przyszedł czas na nasze przysięgi. Pierwszy zaczął mój ukochany.
- Dziś w dniu naszego ślubu,
chcę Ci powiedzieć kiedy zacząłem Cię kochać. Sam na początku nie wiedziałem,
ale w końcu wiem. Było to w ten sam dzień kiedy się poznaliśmy. Kiedy przyszłaś
to tej piaskownicy. W tym różowym stroju. Nie wiedziałem, co mam robić, więc
pomogłem Ci tam wejść. Później zaczęliśmy się częściej widywać i przyjaźnić. A
moje uczucie do Ciebie rosło. Nie zdawałem sobie z tego sprawy, ja bardzo Cię
kocham. Dlatego dziś przed wszystkimi i przed Bogiem, ślubuję Ci moją miłość i
wierność. Ślubuję Ci być przy Tobie w zdrowiu czy chorobie, w dostatku czy
biednie. Chcę być z Tobą od dziś na zawsze, a nawet po śmierci.
Oboje mieliśmy łzy w oczach. Cieszyłam się, że to właśnie
za niego wychodzę. Że poślubiam chłopaka, którego znam od dziecka. Teraz moja
kolej.
- Od kiedy tylko pamiętam
jesteśmy przyjaciółmi. Byłeś ze mną w moich najgorszych momentach, a także w
tych najlepszych. Dzięki Tobie wiem, że nie mam się czego bać, że to co chce
mogę osiągnąć. Wiem, że zawsze mnie uchronisz od wszystkiego co złe, tak jak do
tej pory. Każdy mi powtarzał, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje. Ja im
powtarzałam, że istnieje, a na przykład dawałam nas. Nigdy nie zauważyłam,
żebyś był w stosunku inny niż jako przyjaciel, dlatego nic nie mówiłam, że coś
do Ciebie czuje. A zaczęło się to w szkole podstawowej. Było mi ciężko widząc
Cię z jakimiś laskami na przerwach w gimnazjum. Ale jakoś dawałam sobie radę.
Dlatego dziś, wiedząc już, że mnie kochasz, chcę Ci ślubować miłość i wierność.
Chcę sprawiać, żeby każdy następny dzień był lepszy od poprzedniego, żeby nasza
miłość z początkiem nowego poranka, rozkwitała na nowo. Chcę spędzić z Tobą
resztę mojego życia, a nawet po śmierci nie dać Ci spokoju.
Skończyłam, a w oczach miałam pełno łez. Patrzyłam na
Jack'a. Uśmiechał się do mnie i też płakał. Podeszła do nas moja kuzynka. Na
poduszeczce miała nasze obrączki. Założyłam mojemu kochanemu jego, a on mi. Na
wewnęcznej części była wygrawerowana data naszego ślubu i nasze inicjały.
- Ogłaszam Was mężem i żoną- odezwał się ksiądz - Możesz pocałować żonę.
Jack chwycił mnie w objęcia i pocałował delikatnie, a za
razem namiętnie. Nie chciałam przestawać, ale usłyszałam chrząknięcie kapłana,
więc się od niego niechętnie odsunęłam.
Wesele było nie zapomnianym wydarzeniem. Bawiliśmy się w
najlepsze. Nigdy nie widziałam, żeby któryś z moich wujków tyle wypił. O
północy na oczepinach, welon złapała Olivia, a krawat kuzyn Jack'a. Później
przez resztę imprezy bawili się razem.
Dwa
miesiące po moim ślubie, odbył się ślub Nat. Miała białą suknię, która była
marszczona, trzymała się tylko na piersiach, a także ciągnęła się po ziemi.
Śliczna jednym słowem. Byłam jej świadkiem. Wesele było niezapomniane, ponieważ
wujek Nat, zaczął śpiewać jakieś stare przyśpiewki, ale każdy się do tego
przyłączał.
Prowadziłam samochód i zastanawiałam
się co mam jeszcze kupić. Mleko, jajka, mąka, kaszki. Chyba mam wszystko.
Wracałam z zakupów. Droga minęła mi w spokoju. Nie było dziś dużego ruchu na
drodze. Wszystko co miałam załatwić zrobiłam w niecałe 40 minut.
Zajechałam na podjazd. Wzięłam
zakupy i poszłam do domu. Od wejścia czuć już było zapach gotowanych warzyw.
Weszłam do kuchni. Jack stał odwrócony do mnie tyłem i smażył kurczaka.
-
Hej misiu - przywitałam się i dałam mu buziaka w policzek.
-
Hej skarbie. Jak zakupy? - spytał i zabrał zakupy z moich dłoni.
-
Mam wszystko - uśmiechnęłam się -Idę się przebrać.
Mieszkamy w moim rodzinnym domu.
Matt nie miał nic przeciwko. Udałam się do naszej sypialni. Założyłam duży,
luźny T-shirt, getry, a włosy spięłam w kitkę. Chciałam się odwrócić, ale coś
to uniemożliwiło. Malutkie rączki owinęły wokół moich kostek. Powoli
popatrzyłam w dół. Raczkował tam mój mały synek- Jev. Podniosłam go z ziemi.
Razem poszliśmy do tatusia. Mały bawił się moimi włosami.
-
Jak się mają moje skarby? - spytał Jack jak tylko nas zobaczył.
-
Dopsze - powiedział powolutku Jev.
- A powiedz, jak Ty się czujesz? - popatrzył na
mnie - Mała nie doskwiera?
-
Nie, chyba śpi - uśmiechnęłam się i pogłaskałam brzuch.
Usiadłam na krześle i obserwowałam
mojego męża. Jev zszedł z moich kolan i patrzył się na mój brzuch. Pomału
wyciągnął rękę i zaczął go głaskać.
-
Mamo? - usłyszałam jego głosik.
-
Tak skarbie?
-
Kiedy będę starszym bratem?
-
Już niedługo - uśmiechnęłam się na myśl, że Jev chce być już bratem.
Jack podszedł do nas. Podniósł mnie z
krzesła, sam na nim usiadł i posadził mnie sobie na kolanach. Jev kazał się postawić
i gdzieś pobiegł. Moment, w którym zostaliśmy sami Jack wykorzystał i mocno mnie
pocałował. Słysząc śmiech małego oderwaliśmy się od siebie. Wstałam z Jack'a i wzięłam
go na ręce. W ręku trzymał misia, którego dostał od swojej chrzestnej. Z powrotem
usiadłam na nogach męża. Objęłam go za szyję
i zrobiliśmy grupowego przytulasa. Cała moja rodzina była ze mną. Mąż, syn i córka,
która niedługo ma się narodzić.
------------------------------------------------------------------
Jeśli przeczytałaś/eś proszę zostaw po sobie komentarz, to motywuje.
Oto i koniec historii Izz. Mam nadzieję, że opowiadanie się podoba.
Bardzo chciała bym podziękować za komentarze, a także
moim czytelnikom, którzy dotarli do końca historii.
Z okazji tego, że są święta, chcę Wam życzyć wszystkiego co najlepsze.
Aby każdy spełnił swoje marzenia i odważył się zrobić coś co od zawsze chciał.
Chciałabym Was też zaprosić na mojego nowego bloga.
------------------------------- >>>>>>> Nowy blog
Jest już prolog. Reszta mam nadzieję, pojawi się po nowym roku :)
Jeszcze raz Wesołych Świąt i Szczęśliwego nowego roku :)