niedziela, 1 marca 2015

Rozdział IV

- Wstawaj słońce – usłyszałam głos mamy, który wyrwał mnie ze snu – bo spóźnisz się do szkoły.
            Otworzyłam oczy i przekręciłam się na drugi bok. Przez okno wpadały pojedyncze promienie słońca. Miałam lekki mętlik w głowie. Czy to, że wczoraj Jack tu był i się całowaliśmy to była prawda, czy raczej moja wyobraźnia? Sięgnęłam po telefon, który znajdował się na szafce nocnej, obok łóżka. Jedna wiadomość, od Jack’a:
-„Hej, jak się spało, skarbie? Przyjadę po Ciebie o 7:40 i odwiozę do szkoły :*”
            Czyli jednak to prawda, to mi się nie przyśniło. Wczoraj z Jackiem my się naprawdę całowaliśmy. Spojrzałam na godzinę, jest 7:10, za 30 minut będzie Jack, a
ja nadal leżę w łóżku. Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do łazienki. Umyłam szybko twarz i przemyłam zaspane oczy. Sięgnęłam po kosmetyczkę i wyciągnęłam tusz do rzęs. Przejechałam tuszem po rzęsach. Chwyciłam po szczotkę i zaczęłam rozczesywać szopę, która mi się zrobiła po spaniu. Kiedy sobie już poradziłam z włosami, pobiegłam do szafy. Wyciągnęłam czarne spodnie, moją ulubioną koszulę w kratkę. Ubrałam się szybko. Podeszłam do półki z biżuterią i wyciągnęłam naszyjnik od Jack’a z pudełka. Zapięłam go na szyi. Jest już 7:25. Spakowałam książki do torby. Wzięłam telefon z łóżka i gotowa, żeby zejść na dół spojrzałam w lustro. Nawet całkiem nieźle wyglądałam. Zeszłam na dół. Mama właśnie kładła śniadanie na stole. Usiadłam, torbę położyłam obok krzesła.
- Jak się czujesz? – spytała mama.
- Dobrze, ale mam mało czasu.
- A to dlaczego? – spytała mama ze zdziwieniem
- Bo…- urwałam – bo Jack, zaraz po mnie przyjedzie.
- Jack? Nigdy po Ciebie nie przyjeżdżał.
- No tak, ale dziś przyjedzie i będzie za – spojrzałam na zegarek – za 10 minut.
            Na szczęścia mama zrobiła mi dziś kanapkę na śniadanie. Zjadłam ją i pobiegłam do łazienki. Umyłam zęby i byłam już gotowa. W tej samej chwili rozległ się dźwięk dzwonka, od drzwi. Poszłam po torbę i otworzyłam drzwi. Na werandzie stał Jack. Był ubrany w czarne spodnie, białą koszulkę, a na nią założył koszulę w kratkę.
- Hej. Wchodź – powiedziałam – tylko założę buty i możemy jechać.
- Hej. –odparł wchodząc.
            Usiadłam na krześle w holu i zaczęłam ubierać czarne trampki. Jack usiadł na drugim koło mnie. Pochylił się w moją stronę i musnął wargami mój policzek. Założyłam szybko drugiego i włożyłam czarną kurtkę skajową.
- Możemy już iść –powiedziałam do Jack’a
            Skinął głową na potwierdzenie. Podniosłam torbę i otworzyłam drzwi. Jack wyszedł pierwszy, a ja krzyknęłam do mamy:
- Wychodzę, pa.
            Zamknęłam drzwi. Zeszliśmy po schodach i Jack otworzył mi drzwi od strony pasażera. Wsiadłam. Zamknął i przeszedł na stronę kierowcy. Kiedy już wsiadł, popatrzyłam na niego, a on na mnie. Chwyciłam go za szyję i przyciągnęłam do siebie. Musnęłam wargami jego usta. Puściłam go i opadłam na fotel pasażera. Jack z uśmiechem włączył silnik i wrzucił bieg. Zjechał z podjazdu i kierował się do szkoły.
- Jak się spało? – spytałam
- Bardzo dobrze – uśmiechnął się – a wiesz dlaczego?
- Nie, dlaczego ?
- Bo ty mi się śniłaś – wypowiedział to jakby z podnieceniem.
- O, a co robiłam w tym śnie? – zapytałam zaciekawiona
- Byliśmy nad jeziorem, siedzieliśmy na kocu, całowaliśmy się – powiedział to z uśmiechem od ucha do ucha – a później zachciało Ci się pływać, więc zdjęłaś szorty i czerwoną koszulkę na szelkach, oraz buty. Pobiegłaś i wskoczyłaś do jeziora. Też ściągnąłem ubranie i pobiegłem do Ciebie. W wodzie też się całowaliśmy.
- Robiliśmy coś jeszcze oprócz całowania ?
- Tak – popatrzył na mnie z uśmiechem –jedliśmy kanapki.
            Wzięłam głęboki wdech i zaśmiałam się kiedy powiedział, że jedliśmy, już myślałam, że coś innego mu się przyśniło. Dojechaliśmy właśnie do szkoły. Jack postawił samochód na parkingu dla uczniów. Wysiedliśmy z auta. Szliśmy do szkoły. Jack przełożył sobie rękę przez moje ramiona, tak że opadła bezwładnie na moje przedramię. Dookoła nas ludzie szeptali, chyba na nasz temat, ale nie jestem pewna. Dotarliśmy do mojej szafki. Przełożyłam książki z torby do szafki.
- Jaką masz pierwszą lekcje, skarbie ?- mruknął Jack
- Język hiszpański, w sali 23 – odparłam
- No to chodźmy, odprowadzę Cię.
            Poszliśmy w głąb korytarza, trzymając się na ręce. Po kilku zakrętach i jednych schodach byliśmy koło mojej sali. Rozejrzałam się po sali, była chyba cała klasa, poza Nat.
- Ej, wiesz czemu nie ma jeszcze Nat ?- spytałam
- Nie, powinna już być. Może zadzwoń do niej – zaproponował – Ja się będę zbierać, mam pierwszy wf – pochylił się w moją stronę i zacisnął swoje wargi na moich ustach.
- Dobra, idź już, bo się spóźnisz – poinformowałam go.
- Pa, do następnej przerwy.
            Weszłam do klasy i zajęłam nasze miejsce. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Nat. Odebrała po dwóch sygnałach.
- Nat, gdzie ty jesteś, zaraz zacznie się hiszpański.
- Jestem już  na parkingu, zaraz będę – oświadczyła – W której mamy sali ?
- W 23, pośpiesz się.
            Rozłączyłam się. Do lekcji zostało nie całe trzy minuty. Wyciągnęłam z torby zeszyt i podręcznik do języka. Oparłam się o krzesło i czekałam na Nat i p. Dukru. Gapiłam się w tablice. Ktoś stanął koło krzesła, na którym siedziała Nata. Spojrzałam w bok. Była ubrana w czarne spodnie, czarną koszulkę z AC/DC, na środku zauważyłam długi srebrny łańcuszek. Spojrzałam w górę. Koło ławki stał Luke.
- Cześć – przywitał się
- Hej, co tam ? –odezwałam się
- Jak na drugi dzień szkoły, to nawet git- odparł – A jak u Ciebie? Jak się czujesz?
- Dobrze, nic mi nie jest.
            W tym samym momencie przyszła Nata. Moje wybawienie.
- Hej, możesz się przesunąć, chce usiąść – prysnęła zdyszana
            Luke odsunął się, a Nata opadła na krzesło. Jest strasznie zdyszana, pewnie musiała bieg, żeby zdążyć.
- Stało się coś, Nat ?- spytałam przejęta
- Nic, tylko nie chciałam się spóźnić na lekcje z nią, więc musiałam biec – oznajmiła – nie masz przypadkiem wody ?
- Nie, nie wzięłam dziś – stwierdziłam z przykrością
- Masz – powiedział Luke – napij się.
- Dzięki – Nat wzięła od niego butelkę. Napiła się i mu ją oddała – Już mi lepiej.
- To dobrze – uśmiechnął się.
- Muszę Ci coś później powiedzieć – szepnęłam Nat do ucha.
            Rozległ się dzwonek na lekcje. Pani Dukru weszła do sali.
- Buenos días, niños – przywitała się p. Dukru.
- Buenos días, señora – odpowiedzieliśmy jak chórek
            Pani Dukru to wysoka kobieta, o szczupłej postawie. Jest chyba po pięćdziesiątce, bo liczne zmarszczki na jej skórze, dają wyraźnie znać o sobie. W młodości musiała być blondynką, bo teraz jej włosy są prawie białe. Dukru to najbardziej surowy nauczyciel w tej szkole. Na jej lekcjach nie możesz mówić po angielsku, chyba że Ci pozwoli, ale to się rzadko zdarza. Za to ona może. Jeśli Ci się przygląda dłużej niż 5 sekund, to oznacza, że zostaniesz zapytany w ciągu najbliższych minut. Pytała mnie już z dwa razy. Ale dla mnie i Nat to nic nowego w końcu w gimnazjum uczyłyśmy się tego języka.
            Zapisałam temat w zeszycie. Po czym zaczęłam się gapić w jakiś punkt na ścianie. Nie miała dziś ochoty, na hiszpański. Siedziałam tak patrząc na tą ścianę już jakieś dobre 20 minut. Myślałam o tym co się stało wczoraj między mną o Jackiem. Przypomniałam sobie, jak jego oczy były przez chwilę pomarańczowe? Ale przecież to nie możliwe, żeby mu się tęczówki zmieniły. Z zadumy wyrwał mnie donośny głos p. Dukru
- Iza. Powiedz nam jak jest ”Jak się dzisiaj czujesz?” – powiedziała z hiszpańskim akcentem.
- ¿Cómo te sientes hoy? – wypowiedziałam z uśmiechem
- Muy bien, siéntese.
            Usiadłam i do końca lekcji miałam spokój. Zadzwonił dzwonek na przerwę. Wyszłyśmy z Nat prawie pierwsze i poszłyśmy do mojej szafki.
- Skąd masz ten naszyjnik – zapytała z uśmiechem Nata – ładny.
- Dostałam wczoraj od Jack’a – uśmiechnęłam się.
- Jack’a ? A z jakiej to okazji?
- Raczej z żadnej.
            Jack już czekał na nas koło mojej szafki. Nie powiedziałam nic o tym, że jesteśmy razem. Jack się uśmiechnął do nas. Podszedł do mnie i chwycił w pasie. Przyciągnął do siebie, delikatnie i czule pocałował mnie w usta.  Trwało to kilka sekund. Zagryzłam wargę i uśmiechnęłam się. Jack objął mnie. Odwróciłam się w stronę Nat, stała jak wryta. Oczy się jej rozszerzyły, a usta miała cały czas otwarte.  W końcu je zamknęła i przełknęła ślinę.
- Czy wy jesteście razem ? – zapytała zszokowana – Czy to mi właśnie chciałaś powiedzieć ?
- Tak, Nat – odpowiedziałam
- Od kiedy?
- Od wczoraj, kiedy wróciłem po tym jak wyszliśmy – odparł Jack.
- Wow, niezły szok – uśmiechnęła się – No to moje kochane misie, życzę Wam szczęścia i mam nadzieję, że teraz nasz przyjaźń nie pójdzie w kąt.
- Nigdy – powiedzieliśmy równocześnie.

            Objęłam Nat z jednej strony, a Jack z drugiej. Staliśmy tak przytuleni prawie na środku korytarza. Nie przeszkadzało nam co sobie pomyślą inni. Jesteśmy przyjaciółmi na dobre i złe.

---------------------------------------------------------------------
Jeśli przeczytałaś/eś pozostaw swoja opinię, proszę ;)

1 komentarz:

  1. Nadrobiłam zaległość! xD
    Super, nie powiem robi się coraz ciekawiej. Żadnych błędów jak na razie nie zauważyłam ;)

    OdpowiedzUsuń

Proszę komentuj :*