piątek, 27 marca 2015

Rozdział X

            Po moich treningach panowania nad mocami, zrobiliśmy sobie mały piknik. Nat, Jack i Luke wszystko zorganizowali. Nat z Lukiem przyrządzili kanapki, a Jack załatwił napoje. Cris zadzwonił po Suzzan. Po kilku minutach już cała nasza szóstka siedziała na trawie  wcinając kanapki. Były pyszne, z sałatą, pomidorem, rzodkiewką, po prostu cudo. Jedliśmy i gadaliśmy o wszystkim.
- To co, może zagramy ? – spytał Jack
- A w co? – odpowiedział pytaniem na pytanie Luke
- W siatkę. Mam w bagażniku piłkę, słupki i siatkę – pochwalił się Jack z uśmiechem.
- No to na co czekamy? – poderwałam się na równe nogi – Chodźmy rozłożyć rzeczy.
            Pozostali wstali i poszliśmy do samochodu Jack’a. Luke i Jack wzięli słupki, Cris siatkę, a ja się najbardziej nadźwigałam, bo wzięłam piłkę i zaczęłam ją odbijać. Chłopaki w szybkim tempie rozłożyli siatkę.
- To jak się dzielimy? – spytałam
- Myślałem może, że zagramy dziewczyny na chłopaków – odezwał się Jack i wyrwał mi piłkę z rąk.
- Może być – odparłam i też mu zabrałam piłkę – Chodźcie dziewczyny musimy odgadać strategie.
            Stanęłyśmy pod drzewem i omówiłyśmy naszą grę. Pierwsza będzie zagrywać Suzzan, a ja z Nat będziemy atakować. Mamy zamiar ich zniszczyć.
- Do ilu gramy? – spytała Nat, strzelając palcami
- Do 25 – oznajmił Luke i posłał jej całusa.
            Zaczęło się. Serwis Suzzan jest genialny. Mocny i przeważnie trafia tak, że nie mają jak go odebrać. Dzięki jej zagrywce zyskałyśmy 10 punktów, później ja i Nat zaczęłyśmy zabawę. Nat mi wystawiała, a ja piękny czysty atak. Nat też bardzo dobrze atakowała. Wygrałyśmy 25:15. Cieńcy są.
- To jak, jeszcze jeden set ? – spytałam z wielkim uśmiechem na twarzy – W tych samych składach ?
- Dobra jeszcze jeden, ale zmieniamy składy – odparł troszkę wściekły Cris.
            Przemieszaliśmy składy. Byłam z Jackiem i Nat w drużynie. Cris chyba nie był zadowolony, ale tego nie okazywał. Znowu, wygraliśmy. Nie graliśmy więcej, bo zrobiło się chłodno i ściemniało się. Złożyliśmy sprzęt powrotem do bagażnika Jack’a. Pierwsi zebrali się Cris z Suzzan. Pożegnaliśmy się i poprzytulaliśmy się. Została nas czwórka. Usiedliśmy na trawie. Było spokojnie i pięknie.  Gadaliśmy na temat jutrzejszego dnia, a ja się zastanawiałam czy Suzzan wie o mocy Cris’a, czy wie o naszej mocy. Nie wytrzymałam i spytałam.
- Czy Suzzan wie o mocy Cris’a?
- Chyba coś jej powiedział, ale tylko o swojej, my jesteśmy bezpieczni – oznajmił Jack.
            Posiedzieliśmy jeszcze chwile i się zwinęliśmy. Nat pojechała z Lukiem jego czerwoną audi A4, a ja i Jack po cudownym pocałunku rozjechaliśmy się w swoje strony. Dojechałam do domu i wprowadziłam motor do garażu. Kiedy weszłam do holu, rodzice byli w kuchni.
- Cześć, już jestem – krzyknęłam do nich.
- Gdzieś ty była do tej pory ?- usłyszałam głos taty
- Byłam ze znajomymi – odpowiedziałam spokojnie
- Nie mogłaś zadzwonić, albo odebrać telefonu ?- powiedziała z pretensją mama
- Przepraszam, miałam wyciszony telefon i nie myślałam o tym, żeby zadzwonić – tłumaczyłam się
- Nie dość, że nie odpierasz telefonu, to jeszcze wzięłaś motor i nic mam nie powiedziałaś – warknął ze złością tata
- Wzięłam BMW, dlatego, że się umówiłam ze znajomymi i też dlatego, żeby później nie było, że kupiliście mi go i nie jeżdżę – prawie krzyknęłam
- Dobrze, rozumiem, ale powinnaś była nas uprzedzić, że jedziesz motorem, strasznie się martwiliśmy – powiedziała już spokojniej mama – Następnym razem zadzwoń albo napisz kartę okej?
- Okej. Następnym razem kogoś powiadomię. – przytuliłam ich oboje.
Poszłam   na górę. Byłam zmęczona. Rzuciłam się na łóżko i wyciągnęłam lekturę na angielski: „Zabić drozda” Harper Lee. Zaczęłam czytać. Byłam już w połowie, kiedy zadzwonił mój telefon. Usłyszałam początek piosenki Ellie Goulding – „Beating heart”, który był przypisany do Nat.
- Hej skarbie – powitałam ją – Co jest ?
- Hej. Jest mały problem – odpowiedziała, w jej głosie słyszałam zdenerwowanie.
- Co jest? Mów już!- zażądałam
- Mieliśmy z Lukiem wypadek – powiedziała ze przygnębieniem i przerażeniem.
- gdzie jesteście? – spytałam, zrywając się z łóżka i zbiegając na dół.
- Niedaleko mojego domu – odpowiedziała Nat płacząc.
- Nie ruszaj się stamtąd. Już jadę – powiedziałam i rozłączyłam się – Biorę BMW – krzyknęłam do rodziców i pobiegłam do garażu.


*** 10 minut później ***

Dojeżdżałam już do skrzyżowania koło domu Nat. Zobaczyłam jak klęczy przy jakimś chłopaku. Pewnie to Luke- pomyślałam. Zaparkowałam koło nich i podbiegłam do Nat.
- Co się stało ? – spytałam kucając obok niej.
- Mieliśmy wypadek – wytarła łzy z twarzy, ale zostawiła czerwoną smugę – carmonici wjechali w nas czarnym jeepem. Uderzyli w drzwi kierowcy, wycofali i odjechali. Byłam chyba przez chwile nieprzytomna, bo jak się ocknęłam leżałam na framudze szyby, a okno było wybite. Wysiadłam z auta – przerwała i znów otarła łzy – Wyciągnęłam Luke’a z samochodu i ułożyłam go w tej pozycji. Oddycha, ale ciężko. Jest cały porozcinany. Zadzwoniłam do Ciebie, bo nie mogłam na pogotowie – rozpłakała się
- Cii, spokojnie – przytuliłam ją – Posłuchaj, twoi rodzice są w domu ? – zaprzeczyła skinieniem głowy – Dobrze. Zadzwoń do Jack’a. Ja podlecę do Ciebie do domu i przyniosę bandaże.
- Okej, bandaże będą w kuchni nad umywalką – podała mi klucze.
            Pobiegłam do niej. Jej dom znajdował się zaraz za rogiem. Szybko otworzyłam drzwi i przeszłam do kuchni. Znalazłam bandaże i wodę utlenioną. Zapakowałam szybko do reklamówki i wróciłam do nich. Luke nadal leżał, był przytony. Pochylał się nad nim Jack. Szybko przyjechał.
- Hejka – pocałowałam go w policzek – Mam bandaże.
- Hej – odpowiedział z troszkę przerażonym głosem – To dobrze. Daj mi jeden.
            Sięgnęłam do reklamówki, wyciągnęłam wodę utlenioną i bandaż. Uklękłam przy Luke’u. Polałam całą rękę i rozcięte rany na nogach, zwinął się z bólu. Nałożyliśmy mu bandaże. Posadziliśmy go na chodziku. Oddychał spokojnie, ale nadal ciężko. Milczeliśmy.
- Jak to się stało? – spytałam Nat
- Luke odwoził mnie po naszym spotkaniu – zaczęła – wstąpiliśmy jeszcze do kawiarni na kawę. Gdy tu dojeżdżaliśmy, Luke miał właśnie skręcić , ale ni stąd ni owąd pojawił się czarny jeep chyba grand cherokee. Uderzyło w kierowcę, później nie pamiętam. Dopiero się ocknęłam zadzwoniłam po Ciebie.
- Rozumiem – powiedziałam – Może jednak warto go zawieść do szpitala?
- Nie ma takiej potrzeby – odparł Jack – Jedną z naszych zalet jest to, że przy drobnych zadrapaniach, tak jak u Luke’a zagoją się w przeciągu dwóch godzin.
- Czy jest coś o czym jeszcze nie wiem ? – spytałam zaciekawiona i wkurzona, że mi wcześniej nie powiedzieli.
- Jest jeszcze może dwie rzeczy, ale to później. Musimy zawieść Luke’a, gdzieś gdzie będzie mógł odpocząć – powiedział Jack – Luke? Czy twoi rodzice są w domu?- zaprzeczył kiwnięciem – A wrócą dziś do domu czy raczej jutro ?
- Myślę, że jutro, bo są na jakim spotkaniu – odpowiedział Luke – Mieszkam przy rogu na Lion Street 216.
            Powoli włożyliśmy Luke’a do auta Jack’a. Nat siadła z nim z tyłu, a ja poszłam do BMW. Jack ruszył i pojechałam na nim. Dojechaliśmy po 15 minutach. Ułożyliśmy Luke’a w jego pokoju na górze. Pokój miał ściany w kolorze jasnopomarańczowych. Biurko stało koło okna, na środku pokoju stało łóżko. Duże łóżko, było przykryte czarną pościelą. Ja z Nat, zeszłyśmy na dół. Zadomowiłyśmy się w kuchni, zrobiłyśmy jakąś kolacje dla naszej czwórki. Padło na kanapki, bo nic innego nie znalazłyśmy. A do tego herbata. Spakowałyśmy kanapki na jedną tace, a herbatę na drugą. Wchodząc do pokoju Luke’a trwała bardzo zacięta rozmowa między chłopakami.
- Mamy jedzenie – uśmiechnęłam się do niech
- A także herbatę – Nat poszła w moje ślady.
            Położyłyśmy tace na biurku. Nat położyła się koło Luke’a na łóżku, a ja siadałam Jackowi na kolanach.
- Jak się czujesz Luke – spytała Nat, głaszcząc go po policzku.
- Już lepiej, ale nadal ręka i noga bolą – odpowiedział Luke
- Powiecie mi o co chodzi z tą regeneracją? – spytałam patrząc na każdego z osobna. Milczeli – No, słucham!
- To działa tak – zaczął Jack – że jeśli złamiesz rękę, albo zostajesz dźgnięta, ale nie tak poważnie, że najgłębiej centymetr, to po pewnym czasie komórki się zregenerują, ale jeśli zostaniesz dźgnięta bardzo głęboko to nic się nie stanie i możesz umrzeć.
- Okej, rozumiem –powiedziałam, trochę zaciekawiona – A co z tymi pozostałymi rzeczami ?
- To są nasze indywidualne zdolności – tym razem zaczęła Nat – ja na przykład mam zdolność telekinezy, czyli za pomocą woli umysłu mogę przesuwać przedmioty- skierowała rękę w stronę stojącej na biurku szklanki, która uniosła się i powędrowała do rąk Nat.
- Wow, nieźle – uśmiechnęłam się do niej i przybiłam brawo – Teraz Wasza kolej- zwróciła się do Jack’a i Luke’a.
- No to ja – obrócił mnie w swoją stronę Jack – potrafię przenikać czyjś umysł – dokończył w mojej głowie.
- Jak to możliwe – spytałam Jack’a
- Nie mam pojęcia – odpowiedział wzruszając ramionami.
- Czy kiedykolwiek czytałeś mi w myślach ?- spytałam zbulwersowana
- Nie – wzniósł ręce na znak niewinności – Mam zasadę, że nie będę czytał przyjaciołom w myślach.
- To dobrze – pocałowałam go w usta – A ty Luke? Jaką masz zdolność?
- Nie wiem, jak to się nazywa, ale potrafię naprawić, zbudować, przerobić prawie każdą maszynę jeżdżącą i skonstruować jakąś budowlę – odpowiedział  z trudem, na biurku leżały jakieś porozrzucane klocki, podniósł dłoń, a klocki poruszyły się tworząc jakąś wieże.
- Fajnie jest umieć takie coś – powiedziała z podziwem – też bym chciała tak umieć, podrasowałabym trochę moją „b-emke”
- Nie ma potrzeby, słońce – mruknął Jack – jeśli tylko w dobrym momencie zmienisz bieg to wyciągniesz z tego motoru dużo więcej niż teraz.
- Może masz rację, ale i tak muszę coś z nim zrobić – powiedziałam obejmując go za ramię – Został jeszcze Cris, czy on też ma jakąś zdolność ?
- Tak – odparła Nat – transformacji, może zmienić się w dowolne zwierzę, ale z odstępami czasu, a także rozumie mowę zwierząt jako człowiek.
- To też jest całkiem spoko – przyznałam – czy jak też będę mieć jakąś zdolność czy nie ?
- Tego nie wiemy, zdolność objawia się po pierwszym pełnym wykształceniu żywiołu – odpowiedział Jack
- A na czym polega to pełnie wykształcenie ?- spytałam zdumiona
- Że nie musisz się skupiać nad żywiołem tak, jak dziś to robiłaś, tylko jak pomyślisz o nim i stanie się to co chciałaś – wyjaśniła Nat.
- Oki – przerwałam, bo zadzwoniła moja komórka – Halo ?
- Iza, gdzie ty jesteś? – W telefonie był głos mamy
- U kolegi, co się dzieje ?
- Jest już po 20, a ty jutro masz szkołę, wracaj natychmiast do domu – wykrzyczała do słuchawki.
- Już wracam, pa – rozłączyłam się – Muszę lecieć, bo rodzice się denerwują.
            Pożegnałam się z Nat i Lukiem, a Jack zszedł ze mną do motoru. Kiedy już dochodziliśmy, na polu było ciemno. Zaczęłam szukać kluczyków. Jack chwycił mnie w tali i przyciągnął do siebie. Położyłam ręce na jego karku, Pocałował mnie czule i namiętnie. Odwzajemniłam pocałunek.
- Kocham Cię – powiedział głos w mojej głowie.
- Ja Ciebie też – odpowiedziałam odrywając się od niego – muszę już jechać.

            Dałam mu buziaka w policzek. Założyłam kask i pojechałam. Do domu dotarłam przed 21:30. Poszłam do siebie, wzięłam prysznic i rzuciłam się na łóżko. Zasnęłam natychmiast.

-------------------------------------------------- -----------------
Jeśli przeczytałaś/eś pozostaw swoją opnie, to motywuje.
Nie do końca podoba mi się ten rozdział, ale chyba git wyszedł.

4 komentarze:

  1. Rozdział świetny. Mam nadzieję że już niedługo dodasz nowy rozdział. Zapraszam też do siebie http://dalsza.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :*. Postaram się dodać coś na święta, może w czwartek. :)

      Usuń
  2. Rozdział jest nawet fajny poza tym miliardem powtórzeń na początku. Czekam na następny i zapraszam na mojego bloga:
    http://paulineimpossibile.blogspot.se/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się unikać powtórzeń, ale to nie zawsze wychodzi jak widać :c. Na pewno do Ciebie zajrzę :)

      Usuń

Proszę komentuj :*