wtorek, 28 kwietnia 2015

Rozdział XIV

            Obudził mnie jakiś hałas dobiegający z dołu. Siadłam na łóżku i przetarłam twarz. Była mokra. Czyżbym płakała przez sen? To do mnie nie podobne. Związałam włosy w niedbałego koka i zeszłam na dół. Po kuchni i salonie krzątali się Nat z Lukiem. Sprzątali.
- Czemu, mnie nie obudziliście? – spytałam troszkę z pretensją, bo to była moja impreza, a oni sprzątają – Przecież bym Wam pomogła.
- Woleliśmy, żebyś wypoczęła po tym co się stało dziś w nocy – podeszła  do mnie Nat i przytuliła – Jak się czujesz?
- Boli mnie głowa i oczy – przyznałam – Jestem wkurzona na Martę i Jack’a, a zarazem jest mi strasznie smutno.
- Będzie dobrze – pocieszała mnie Nat.
- Zobaczymy – uśmiechnęłam się smutno – Pójdę się przebrać i Wam pomogę.
            Poszłam do pokoju. Włożyłam dresy i czarną koszulkę. Sprawdziłam godzinę. Jedenasta. Przejrzałam wiadomości, bo nie pamiętałam co było od kogo. Przeprosinowe od Jack’a i jedna od nieznanego numeru. Przeczytałam ją jeszcze raz.

                  „Przyjadę na weekend. Będę koło południa. Do zobaczenia ~ Matt”

Matt przyjedzie na weekend. Ale fajnie- pomyślałam. O, boże przecież dom jest nie ogarnięty, a on ma być za około godzinę. Zbiegłam po schodach na dół i wpadłam do salonu.
- Co się stało? – zdziwiła się Nat
- Matt, przyjeżdża – oznajmiłam – Będzie tu za godzinę.
- O. matko – pisnęła Nat – musimy się śpieszyć.
- Kto to Matt? – zapytał zdezorientowany Luke.
- Matt, to mój starszy brat. Ogólnie jest na studiach w Londynie, ale czasami wpada – wyjaśniłam mu.
            Zaczęliśmy sprzątać. Każdy wziął jedno pomieszczenie. Luke salon, Nat kuchnie, a ja hol i tył domu.
            Matt jest moim starszym bratem. Ma 21 lat. Od dwóch studiuje na UCL ( University College London). Jest wysokim brunetem o ślicznych niebieskich oczach. Włosy ma ścięte krótko, ale tylko po bokach, bo środek robi na „irokeza”, ale małego. Jest wysportowany i to bardzo. Codziennie z tego co wiem, chodzi na siłownię. Uczy się bardzo dobrze. Ma zawsze najlepsze stopnie. Widujemy się rzadko. Pamiętam jak było mi smutno, kiedy powiedział, że idzie na uniwerek w Londynie. Nie chciałam go puścić. Opuszczała mnie osoba, która znała mnie jak nikt inny, nie licząc Nat i Jack’a. To on zapalił u mnie zapał do motoryzacji. Sam ma Forda Mustanga z 2014, niebieskiego z czarnymi paskami na masce. Kupił go z rok temu. Strasznie dużo w niego wkłada.
            Uwinęliśmy się nawet szybko. Zapełniliśmy trzy worki. Większość to kubki po wódce, a u mnie to pety. Wyrzuciliśmy to do kontenera. Wracając, na podjazd zajechał błękitny Ford Mustang. Wysiadł z niego mężczyzna w brązowych włosach, na nosie miał okulary przeciwsłoneczne. Był w białej koszulce, a na niej czarną kurtkę. Zamknął drzwi i podszedł do nas. Skoczyłam mu na szyje. Przyciągnął mnie do siebie. Boże, ale ja się za nim stęskniłam. Nie widzieliśmy się z trzy miesiące. Postawił mnie na ziemię.
- Cześć młoda – przywitał się – Jak tam?
- Hej. Git, git. Cieszę się, że przyjechałeś – odpowiedziałam – A co u Ciebie?
- W porządku – uśmiechnął się – Kto to? – wskazał na Nat i Luke’a.
- To jest Nat. Jak mogłeś jej nie poznać? – machnęłam, żeby podeszli – Moja najlepsza przyjaciółka, odkąd pamiętam. Niańczyłeś nas, jak rodzice gdzieś wychodzili.
- No tak. Natali Jackson – uśmiechnął się do niej – Ta co tak ładnie śpiewa.
- Hej – też się uśmiechnęła – Ale nie śpiewam ładnie.
- Śpiewasz – poszedł do niej i ją przytulił – Nie zaprzeczaj.
- Już nie zaczynajcie – zawsze się o to kłócą, przewróciłam oczami – A to jest Luke.
- Miło mi – podali sobie ręce.
- Mi również – odparł Luke.
- Gdzie rodzice? – spytał Matt.
- Są na delegacji – poinformowałam go – Od tygodnia, wrócą chyba jutro.
- I zostawili Cię samą? – zapytał zdziwiony.
- Tak, ale jak widzisz, dom stoi – pokazałam na niego.
- Niech zgadnę – zamyślił się – Wczoraj była impreza, Nat z Lukiem zostali pomóc Ci posprzątać. Byłaś tak zalana, że dopiero z godzinę temu ogarnęłaś, że przyjadę, co nie?
- Nieee – stąd on wie, przed nim chyba nic się nie ukryje – Przecież ja jestem grzeczna, a Nat i Luke nocowali, bo – urwałam, bo co? Izz myśl – bo uczyliśmy się do testu z angielskiego.
- Tak, bo Ci uwierzę młoda – szturchnął mnie łokciem – Przecież robiłem to samo, kiedy byłem w Twoim wieku. Rodzice zazwyczaj do kogoś Cię podrzucali. A ja miałem wolną chatę – uśmiechnął się.
- Nic im nie powiesz, nie? – popatrzył na mnie.
- No, nie wiem, nie wiem – potarł podbródek myśląc – Co z tego będę mieć?
- To, że zrobię Ci zaraz śniadanie – uśmiechnęłam się, w sumie my też musimy zjeść – Dobra?
- Stoi – skinął głową.
            Weszliśmy do domu. Poszliśmy do kuchni. Ja z Nat zaczęłyśmy robić jakieś kanapki. Nastawiłyśmy wodę na herbatę/kawę. Luke nam trochę pomógł, a Matt poszedł do salonu i się rozsiadł. Cały on. Zanieśliśmy jedzenie do pokoju obok i położyliśmy na stole. Zaczęliśmy jeść.
- Czy wy jesteście razem? – spytał Matt, jestem ciekawa do kogo to pytanie. Milczeliśmy.- Młoda?
- Tak? Co? – spojrzałam na niego.
- Więc jesteście? – chciało mi się śmiać.
- Nie – odpowiedziałam – Luke chodzi z Nat.
            Wybuchłam śmiechem. Boże, jak on mógł pomyśleć, że jestem z Lukiem. Jest przystojny i w ogóle, ale nie mój typ.
- A więc – próbował dalej Matt – Czy masz chłopaka, młoda?
            Wszystkie emocje z dzisiejszej nocy wróciły. Poczułam smutek i samotność. Boże dlaczego to się stało. Oczy zaszły mi łzami.
- Młoda, co się dzieje? – Matt przysunął się do mnie i objął.
- Nic – wytarłam oczy.
- Ej, mnie nie oszukasz – odparł zmartwiony – Co jest?
- Wczoraj, tak jak mówiłeś była impreza – zaczęłam – Tańczyłam z nim i jedna szmata, wylała na mnie wódkę – spojrzałam na niego – poszłam się przebrać i zostawiłam go samego może na 5 minut. Kiedy zeszłam na dół, całował się z tą szmatą – zaczęłam płakać – uderzyłam ją w brzuch, jemu z liścia. Wybiegłam na zewnątrz i podeszłam do kolegów, gdzie zapaliłam – znów na niego spojrzałam – Przyszedł on i zaczął się tłumaczyć. Że był całowany przez nią. Nie jego wina. Miałam to szczerze gdzieś. Wypaliłam do końca. Uderzyłam go i wróciłam do domu. Pisał koło 3, że to on był całowany – rozpłakałam się.
- Kim jest ten On? – spytał Matt. Nie powiedziałam, nie byłam w stanie.
- To Jack – odezwała się Nat.
- Ten Jack? – zapytał Matt, tylko skinęłam głową – przecież to Twój przyjaciel. Jak mogliście być parą?
- Nie wiem. Stało się – odparłam.
            Kiedy to powiedziałam zabrzmiał dzwonek do drzwi. Wytarłam oczy i wstałam otworzyć.
- Cześć – przywitał się Jack. Był w dżinsach i czarnym T-shirt. Oczy miał napuchnięte, jakby nie spał, albo płakał?
- Czego chcesz? – rzuciłam chłodno
- Pogadać i – urwał, podrapał się po karku – i przeprosić?
- Nie mamy o czym rozmawiać – odparłam
- Ale my musimy pogadać.
- Nie- czułam gniew i smutek. Chciałam, żeby zaczął się palić. Miałam gdzieś to co mówi, skupiłam się na gniewnie. Po chwili na jego barku pojawiła się iskierka. Rosła.
- Izz, co ty robisz? – spytał Jack – Używasz ognia na ogniu? Przecież to nie logiczne.
- Nienawidzę Cię – krzyknęłam i zamknęłam drzwi.
             Wróciłam do salonu z zapłakanymi oczami. Usiadłam koło Matt’a.
- Izz, kto to był? – spojrzał na mnie ze smutkiem Matt – Czy to był Jack?
- Tak – wrzasnęłam – Po co tu przyszedł?  Nienawidzę go!
- Uspokój się – przytulił mnie Matt – Chcesz coś?
- Fajkę – szepnęłam– Mogę?
- Nie- mruknęła Nat.
- Ale obiecasz, że się nie uzależnisz i już nie będziesz? – spytał Matt
- Obiecuję – powiedziałam
- To masz – wyciągnął z kieszeni i podał mi paczkę Cameli mentolowych.
- Matt? – wstałam i skierowałam się w stronę ogrodu – Czy ty palisz?
- Nie – skłamał.
Wyszłam do ogrodu. Siadłam na starej huśtawce. Wyciągnęłam jednego szluga. Nie znalazłam zapalniczki, więc użyłam mocy. Tylko pomyślałam, a iskierka pojawiła się na końcu wskazującego palca. Odpaliłam od niej. Zaciągnęłam się. Boże, nie paliłam od 6- miesięcy. A zaczęłam, przez to, że go zobaczyłam. Nie chce znowu z tym zaczynać. W niecałe dwa dni wypaliłam już trzy. Zaciągnęłam się. Odepchnęłam się nogami od podłoża i zaczęłam się bujać. Wypuszczałam dym w chmurach, a także kółkami. Kiedy wypaliłam papierosa, wróciłam do domu. Nat i Luke byli w kuchni. Robi chyba coś do jedzenia. Matt’a nigdzie nie było. Usłyszałam wodę płynącą z łazienki. Poszedł się wykąpać.
- Co robicie? – zapytałam ich.
- Jakieś przekąski – oznajmiła Nat
- A może zamówimy coś? – spytałam
- Co proponujesz?
- Pizza, chińszczyzna, sushi?
- Jestem za pizzą – oznajmił Luke
- Ja też – uśmiechnęła się Nat
- To co? Pizza – kiwnęli głowami – Idę zamówić.
            Poszłam do salonu. Wykręciłam numer najbliższej pizzerii. Odebrała miła ekspedientka. Zamówiłam dwie duże capriciosy. Mają przywieść za 20 minut. Matt wyszedł już z łazienki. Wróciłam do kuchni.
- Zamówiłam dwie duże capriciosy. Będą za 20 minut – poinformowałam ich.
- Bomba – uśmiechnął się Matt.
- To może oglądniemy jakiś film ? – zaproponowałam
- Myślę, że to dobry pomysł – przyznał Luke
- To co oglądamy? – spytał Matt
- Może „The covenant”* ? – poddałam pomysł
- Mi pasuje – uśmiechnęli się wszyscy.
            Zaczęliśmy przygotowywać salon do oglądania. Poszłam na górę po laptopa i kabel. Matt poustawiał kanapę i fotele naprzeciwko telewizora. Pozasłanialiśmy okna roletami. Znalazłam film i podpięłam kabel HDMI do telewizora. W tym czasie kiedy ja mocowałam się z kablem, Nat i Luke poszli do kuchni zarobić herbatę/kawę albo nalać wszystkim coli. Wszystko było gotowe i rozległ się dźwięk dzwonka. Matt i ja podeszliśmy do drzwi. Przyjechała nasza pizza. Matt wziął od chłopaka pudełka i wrócił do salonu. Chłopak był przystojny, ale nie aż tak bardzo. Zapłaciłam mu, uśmiechnęłam się kiedy wydawał mi resztę i powróciłam do pomieszczenia. Pozostali już tam byli. Nat siedziała Lukowi na kolanach na jednym z foteli. Słodko razem wyglądają. Dobrze, że im się układa. Matt rozłożył się na kanapie i jadł już pizze. Mój głodomor. Włączyłam film i usiadałam koło niego. Wzięłam jeden kawałek i zaczęłam jeść.
            Film jest taki cudowny. Szczególnie główny bohater Caleb *.*  Mimo strasznych momentów, w ogóle jakoś się nie przestraszyłam. Nat za to tak, nie znosi horrorów, ani thrillerów. Dla mnie jest zajebisty. Film nadal trwa, ale ktoś zadzwonił do drzwi. Wstałam i ruszyłam w ich kierunku. Otworzyłam, na werandzie stało dwóch policjantów.
- Tak, w czym mogę pomóc? – zapytałam
- Czy pani Izabela Vaz? – zapytał jeden z nich
- Tak, o co chodzi? – zestresowałam się
- Mam niestety złe wieści…

--------------------------------------------------------------------

*„The covenant” –"Pakt Milczenia".Polecam wszystkim, którzy kochają fantasy i troszkę dreszczyku.

Jeśli przeczytałaś/eś pozostaw proszę opinię, to motywuje.
Przepraszam za wszyskie błędy.

2 komentarze:

  1. Jezu... Ta końcówka. Nie mogę się doczekać następnego. Weny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to chyba dobrze, że trzymam w napięciu? Nastepny będzie niedługo.

      Usuń

Proszę komentuj :*