***
Dwa tygodnie później ***
Minęło już dwa tygodnie od imprezy.
Z Jackiem nie rozmawiam, staram się go unikać. On cały czas próbuje. Poza
szkołą i treningami nie wychodzę nigdzie, czasami tylko ja Nat i Luke mnie
zmuszą. Starają się mnie pocieszyć. Jestem i za to wdzięczna. Od 13 dni
codziennie chodzę do szpitala. Odkąd policjanci przyszli nas powiadomić.
*wspomnienie*
-
Czy pani Izabela Vaz? – zapytał jeden z nich
-
Tak, o co chodzi? – zestresowałam się
-
Mam niestety złe wieści – powiedział powoli – pani rodzice mieli wypadek.
-
Wypadek? Ale jak to – do oczu napłynęły mi łzy – Matt!
-
O co chodzi? – spytał z pokoju.
-
Chooodź ttu – jąkałam się. Jeszcze więcej miałam łez.
-
Izz co jest? – podszedł do mnie i spojrzał na policjantów – Coś się stało?
-
Rodzice mieli wyyypadek – wtuliłam się w tors Matt’a.
-
Spokojnie – głaskał mnie po głowie – Jak do tego doszło?
-
Nie zauważyli wyjeżdżającego tira i zderzyli się w nim – powiedział drugi z
policjantów.
-
Gdzie leżą? –spytał Matt
-
W szpitalu św. Anny – poinformował nas policjant – Przykro nam.
Matt nie pojechał do college,
zadzwonił do rektora i przedstawił mu sytuację. Musi zająć się mną. Lekarze
wybudzili rodziców trzy dni temu. Mają połamane kilka kości. Za tydzień mają
wyjść. Będziemy się nimi zajmować. Przez ten czas byłam dwa razy na wyścigach.
Wygrałam 20 tysięcy. Pójdą na leki i pomoc.
Po skończonych lekcjach mam treningi
z Nat i Lukiem, a czasami też z Cris’em. Uczą mnie jak wywołać pełen żywioł.
Jestem na dobrej drodze. Zostały mi tylko trzy, bo powietrze mam już opanowane.
Ogień też wywołuję, chodź nie ma Jack’a. Nat musi gasić trawy, bo zazwyczaj je
podpalam. Jestem strasznie po nich zmęczona. Jak wracam do domu jest już
ciemno. Matt nie pyta co robię. Cieszy mnie to. W szkole też mam trochę luzu,
bo Suzzan pomaga mi z lekcjami. Nauczycieli przystopowali z kartkówkami i
sprawdzianami. Natomiast trener Hittel podczas meczu siatkówki i po tym jak z
mojego ataku Marta dostała piłką w twarz, powiedział, że jestem w szkolnej
drużynie siatkarskiej, a ja się zgodziłam tylko pod warunkiem, że Nat wejdzie
razem ze mną.
Wracam właśnie z bufetu szpitalnego
na salę do rodziców. Kupiłam im wodę. Weszłam na salę. Uśmiechnęłam się do
rodziców.
-
Mam niegazowaną – podałam im butelki
-
Jak tam w szkole? – spytała mama
-
Dobrze, idzie mi nieźle – przyznałam
-
A jak w domu? – zapytał tata – Jeszcze stoi?
-
Tak, jesteśmy z Matt’em grzeczni – uśmiechnęłam się
-
To dobrze – powiedział tata.
-
Będę się zbierać, bo muszę jeszcze zadania na jutro zrobić – pocałowałam ich w
policzki i poszłam.
Udałam się na szpitalny parking.
Przyjechałam moim BMW. Zaczęłam szukać kluczyków po kieszonkach. Otworzyłam
bagażnik i wyjęłam kask. Odpaliłam silnik i pojechałam. Na drodze nie było
wielkiego ruchu, więc mogłam jechać szybko. Szpital jest na obrzeżach
Liverpool’u, więc droga była długa.
Kiedy wjeżdżałam na podjazd,
zauważyłam, że koło Mustanga brata stoi czerwony Ford Shelby z 2014, przez maskę,
dach i bagażnik ma pociągnięte białe paski. Zdziwiona postawiłam BMW w garażu i
weszłam do domu.
-
Ej, Matt – krzyknęłam – Mamy gości?
-
Nie – odpowiedział zdziwiony
-
To czyj jest ten Ford Shelby?
-
Mój – oznajmił.
-
Jak to Twój? – nic nie rozumiałam
-
A właściwie Twój – uśmiechnął się.
-
Wytłumaczysz mi to ? – założyłam ręce na piersi.
-
Wczoraj wieczorem jak pojechałem, pamiętasz? – przytaknęłam – Pojechałem się
ścigać. Wygrana jest taka, że zgarnia się wóz przeciwnika . A ja wygrałem.
Koleś dziś mi go dostarczył.
-
Od kiedy ty się ścigasz? – zapytałam oszołomiana
-
Mniej więcej odkąd skończyłem 17 lat. – odparł – A ty od kiedy?
-
Przecież ja się nie ścigam – uśmiechnęłam się.
-
To po co masz w garażu Kawasaki Ninja 300 R i to z podrasowanym silnikiem? –
popatrzył na mnie tak, jakbym zrobiła coś złego. – I do tego dwa razy
pojechałaś nim wieczorem i wróciłaś koło 3 nad ranem.
-
Byłam się tylko przejechać – spuściłam wzrok.
-
Izz nie kłam – podniosłam na niego wzrok – Opony są zdarte.
-
Dobra, ścigam się od jakiś dwóch tygodni – poddałam się. I tak by się
dowiedział.
-
I jak?
-
Wygrałam wszystkie trzy – uśmiechnęłam się
-
To nieźle – przyznał Matt – teraz też będziesz mogą się ścigać autami.
-
Pewnie tak – powiedziałam – tylko jest jeden mały problem.
-
Jaki? – zdziwił się.
-
Nie umiem prowadzić – posmutniałam
-
Nie martw się, od tego masz mnie – uśmiechnął się
-
To kiedy zaczynamy? – ożywiłam się.
-
Możemy teraz – podał mi kluczyki do Shelby.
-
Dobra to co mam zrobić? – spytałam siadając na miejscu kierowcy.
-
Włóż kluczyki do stacyjki i przekręć – postąpiłam według jego instrukcji,
silnik odpalił – Teraz wciśnij sprzęgło, pierwszy od lewej, pedał i wrzuć
wsteczny, i gaz – Zrobiłam to, a samochód pojechał do tyłu. Kręciłam kierownicą
i wyjechałam na ulicę – Dobrze, teraz znów wciśnij sprzęgło i wrzuć jedynkę.
Matt instruował mnie cały czas.
Mówił kiedy zmienić bieg. I co wcisnąć. Jechało się przyjemnie. Wjechaliśmy na
opuszczony parking. Matt wysiadł i kazał mi samej teraz jeździć. Spełniłam jego
prośbę. Jeździłam teraz sama. Nawet dobrze mi szło. Wyczułam moment zmiany
biegu. Już mniej więcej wiedziałam jak jeździć. Zatrzymałam się, a Matt wsiadł.
-
Jest zajebiście mała – uśmiechnął się Matt – ten samochód ma wbudowane butle z
NO2.
Możesz
z niego wycisnąć bardzo dużo.
-
To fajnie, ale na razie zostanę przy motorach – uśmiechnęłam się i pojechaliśmy
do domu.
Wróciliśmy w dobrych nastojach. Cały
czas rozmawialiśmy. Śpiewaliśmy piosenki, które leciały w radiu. Jak za dawnych
lat, kiedy Matt nie był jeszcze na studiach, Całymi dniami rozmawialiśmy.
Wiedzieliśmy o sobie wszystko. Wtedy jak miałam koszmary, zawsze przychodziłam
do niego i spaliśmy razem.
Weszliśmy do kuchni. Nie
wiedzieliśmy co zrobić do jedzenia. Więc postanowiliśmy zrobić naleśniki.
Zrobiliśmy masę, przy czym byliśmy cali biali od mąki. Smażyliśmy na zmianę.
-
Masz z czegoś zadanie? – spytał Matt, kiedy poszliśmy do salonu.
-
Z matmy i chyba z hiszpańskiego – oznajmiłam mu – Dlaczego pytasz?
-
Bo wiem, że nie zrobiłaś – uśmiechnął się – Przynieś książki, zrobimy je.
-
Serio? – zdziwiłam się – Zrobisz mi zadnie?
-
Nie – odparł – Zrobimy je razem.
-
Okej – uśmiechnęłam się i poszłam po książki.
Zaczęliśmy od matmy. Miałam zadanie
z geometrii. Mam problem z zapamiętaniem wzorów. Po jakiejś godzinie
skończyliśmy. Teraz hiszpański. Z nim było łatwiej. Ja i Matt uczymy się go od
gimnazjum. Uporaliśmy się z nim po 20 minutach.
-
To co teraz robimy? – spytał Matt jedząc naleśnika.
-
Film? –zaproponowałam
-
Jaki?
-
Jakaś komedia? Albo coś z Motoryzacją, albo piratami?
-
To szybcy i wściekli czy Piraci z Karaibów? – Matt spojrzał na mnie znacząco.
-
Szybcy i wściekli – uśmiechnęłam się – Oglądamy u Ciebie.
-
Spoczko. To chodź.
-
Poszliśmy na górę. Matt ustawił biurko naprzeciwko łóżka, a ja poszłam po laptopa
i od razu się przebrałam. Pokój Matt’a był w kolorze ciemnej zieleni. Koło okna
stało biurko, a na lewo od niego łóżko. Szafy stały po drugiej stronie okna.
Były do połowy puste. Położyłam laptopa na biurku i podłączyłam głośniki.
Włączyłam pierwszą część filmu. Położyłam się obok Matt’a na łóżku i
przytuliłam się do niego. Film jest po prostu obłędny. Oglądałam go już kilka
razy, ale zawsze mi się podoba. Nie wiem, w którym momencie, ale usnęłam.
Obudziłam się na dźwięk budzika
Matt’a, a może mojego? Przetarłam oczy. Byłam sama. Wyszłam spod ciekłej kołdry
i poszłam do siebie. Wzięłam szybki prysznic. Odświeżona ubrałam podarte
dżinsy, czarny krótki top i na to bordową luźną koszulkę. Wzięłam torbę i
zeszłam na dół. Matt robił śniadanie. Kochany.
-
Cześć mała – powitał mnie
-
Hej – uśmiechnęłam się – Co jemy?
-
Jajka po benedyktyńsku – uwielbiam.
Dostałam swoją porcję i zaczęłam jeść. Wyszły
mu boskie. Po śniadaniu pozmywałam.
-
Czym dziś jedziesz do szkoły? – zapytał Matt, kiedy wiązałam buty.
-
BWM, a co? – zdziwiłam się
-
Może pojedziesz Shelby? – zasugerował
-
W sumie to mogę nim pojechać – powiedziałam zadowolona.
-
To ruszaj się, bo zaraz się spóźnisz. – poganiał mnie.
Dałam mu buziaka w policzek i
wyszłam z domu. Rzuciłam torbę na siedzenie pasażera. Włożyłam kluczyki do
stacyjki i odpaliłam. Wyjechałam na ulicę. Pojechałam do szkoły. Jestem
ciekawa, co powiedzą na ten samochód. Pamiętam jak zareagowali, kiedy
przyjechałam do szkoły BWM. Wszyscy byli zdziwieni. Wiedzieli, że jeżdżę, ale
nie myśleli, że przyjadę do szkoły motorem. Chłopaki chcieli nim pojeździć, ale
odmówiłam im.
Zajechałam
na szkolny parking. Roiło się tam już od chłopaków. Nim znalazłam miejsce,
wszyscy zainteresowali się autem. Wzięłam torbę i wyszłam.
-
Izz to Twój? – zapytał ktoś z tłumu chyba Mike.
-
Nie, ukradłam go – zaśmiałam się –Tak mój.
-
Dasz się przejechać? – teraz jestem pewna, że to Mike.
-
Nie Mike, sorry – uśmiechnęłam się.
Przedarłam się przez ten tłum i
poszłam do szkoły. Kluczyki schowałam do kieszeni. Poszłam do Sali od
hiszpańskiego. Nat i Luke’a jeszcze nie było. Zajęłam nasze miejsce i
rozpakowałam się. Zauważyłam, że chłopaki wyglądają przez okno.
-
Na co tak patrzycie? –zapytałam zaciekawiona
-
Ktoś przyjechał do szkoły Fordem Shelby – odpowiedział Leo –Wiesz może kto?
-
Taki czerwony – przytaknął – Tak wiem.
-
Serio? – odwrócił się w moją stronę.
-
Ja – zaśmiałam się.
-
Serio? – powtórzył się i podekscytowany podszedł do ławki.
-
Co, serio? – spytała wchodząca Nat z Lukiem do klasy.
-
Tak Leo, serio – uśmiechnęłam się – I nie dam Ci się przejechać.
-
Ale czemu? – posmutniał – Okej.
-
Powiesz o co chodzi? – spytała Nat siadając na swoim miejscu razem z Lukiem.
-
Widzieliście to czerwone Shelby na parkingu co nie? – przytaknęli oboje – To
ono jest moje.
Popatrzyli po sobie. Później na mnie i się
uśmiechnęli.
-
Wygrałaś, aż tyle, że je kupiłaś?- zaśmiał się Luke.
-
Nie – odparłam – Dostałam je od Matt’a. To on je wygrał.
-
Wygrał? – zdziwili się - To on się
ściga?
-
Tak, dowiedziałam się wczoraj. – kończąc zdanie, rozbrzmiał dzwonek.
Luke pocałował Nat i poszedł do
siebie. Po chwili przyszła p. Dukur. Miała nadzwyczaj dobry humor. To oznaczało
jedno, że kogoś zapyta z zadania. Sprawdziła obecność i rozsiadła się w fotelu.
Przejechała palcem po liście osób i wybrała trzy z nich. Byli to Jev, Clove i
Marta. Wyłączyłam się. Zaczęłam znowu rysować po zeszycie. Lekcja dobiegła
końca. Z tego co zrozumiałam to Jev i Clove dostali 5, a Marta nie przygotowała
się i dostała 2. Dobrze jej tak. Spojrzałam na rysunek. Był to jakiś chłopak.
Nie, nie jakiś to Jack. Zamknęłam szybko zeszyt i wrzuciłam go do torby.
Wyszłam z Sali i udałam się po matematyczną.
Położyłam torbę na podłodze i
usiadłam obok niej. Znalazłam telefon w torbie i sprawdziłam wiadomości. Była
jedna od Jack’a. Zignorowałam ją. Poczułam smutek. Ktoś przysiadł się do mnie.
Był to na pewno chłopak. Popatrzyłam na niego. Zobaczyłam ładne turkusowe oczy.
Tylko jeden chłopak miał takie w klasie. Jackob. Jest to wysoki chłopak o blond
krótkich włosach. Był w dżinsach i w czarnej koszulce z jakimś napisem.
-
Hej – odezwał się – Co tam?
-
Hej – uśmiechnęłam się – W porządku, a u Ciebie?
-
Też – odwzajemnił uśmiech – Czego jesteś smutna?
-
Nie jestem –skłamałam.
-
Widzę, że jesteś – popatrzyłam na niego.
-
Aż tak, to widać? – potwierdził skinieniem – Mam prośbę, nie mów nic Nat i
Lukowi, okej?
-
Spoczko, ale już nie smutaj.
-
Nie obiecuję – szturchnęłam go – Chodźmy na lekcje.
-
Dobra – podniósł się i pomógł mi wstać.
Uśmiechnęłam się do niego. Weszliśmy
do sali i akurat zadzwonił dzwonek. Jake jest dobrym kumple. Bardzo dobrze gra
w siatkę. Uczy się przeciętnie, ale dobrze. Zajęłam miejsce. Nat i Luke wpadli
do sali. Nat siadła szybko na miejsce, a Luke na swoje.
-Ej,
co się stało? – spytałam
-
Byliśmy na samym dole – próbowała złapać oddech – I musieliśmy biegać, żeby
zdążyć.
-
A, oki – wyciągnęłam z torby wodę – Ale nic innego? Nie okłamujesz mnie?
-
Dzięki – upiła wodę – Nie, nie okłamuję Cię.
Do sali wszedł pan Philip Castellan,
zmienił się on nam za dyrektora. Jest on młodym mężczyzną, po 20-sce. Wysoki
brunet z pięknymi brązowymi oczami, w których można się zatracić. Jest bardzo
przystojny. Chyba połowa dziewczyn się w nim kocha. Ja nie, chociaż strasznie
podobają mi się jego oczy.
-
Dzień dobry – przywitał się z nami
-
Dzień dobry – odpowiedzieliśmy chóralnie
Lekcja przebiegła spokojnie. Dziś
wszyscy byliśmy przy tablicy. Trafiły mi się łatwe przykłady, niestety
strasznie było mi szkoda Jackob’a miał trudne. Nie rozwiązała bym ich.
Natomiast Marty nie było mi szkoda, nie miała aż tak trudnych jak Jake, a i tak
nie dała sobie w nimi rady. Pan Castellan się troszkę na nią wkurzył. Gdy
skończyłam wszystkie zadania, znów
zaczęłam rysować. Zadzwonił dzwonek spojrzałam na moje bazgroły. To był szkic
imienia Jack’a. Czego wszystko co rysuję jest związane z nim? Wrzuciłam zeszyt
do torby i poszłam w stronę szatni. Ostatnia lekcja dziś czyli w-f. W końcu coś
co kocham. Przebrałam się szybko. Związałam włosy w kucyk i poszłam na salę.
Trener Hittel nie był w dobrym humorze. To znaczyło, że albo mamy łączenie,
albo nasza reprezentacja przegrała. Oby to drugie, bo nie chce dziś z nikim
innym grać poza moją klasą. Zaczęłam się rozciągać, a do sali weszła reszta
mojej klasy i ludzie z klasy Jack’a. Niech to szlak. W moim kierunku szli Cris
i Suzzan. Uśmiechnęłam się do nich i wstałam.
-
Hej – przytuliłam Suz, a później Cris’a – Co tam?
-Hej
– odpowiedzieli – Nie ma p. Donalda i dali nam w-f.
-
To całkiem spoko – odparłam
-
Gramy dziś razem? – spytał Cris z nadzieją.
-
Jasne czemu nie – uśmiechnęłam się.
-
Proszę ustawicie się – rzucił od niechcenia trener. Zrobiliśmy to o co prosił –
Ci którzy chcą zagrają w siatkę. Reszta może siedzieć. Kapitanami będą Vaz i
Woolin.
-
Cholera – mruknęłam do siebie.
-
A teraz rozgrzewkę poprowadzi p. Nev – czyli Jackob.
Zaczęliśmy rozgrzewkę. Była męcząca,
ale znośna. Najlepsze było rozciąganie. Nie wiem czemu cały czas czułam na
sobie czyjś wzrok. Po wycisku od Jake’a nadszedł czas na wybieranie. Stanęłam
na środku, a po mojej lewej stanął Jack. Boże, ale on jest zajebiecie
przystojny. Ściął włosy tak typowo dla chłopaka. Chyba dużo ostatnio ćwiczył.
Nie myśl o nim! - nakazałam sobie.
-
Panie mają pierwszeństwo – powiedział trener, na co się uśmiechnęłam – Iza
wybieraj.
-
No to tak – jest dwanaście osób przede mną, a ja i tak wiem kogo wybrać – Biorę
Nat.
-
Ja chcę Scott’a – powiedział Jack.
-
Suzzan.
-
Mike.
-
Cris – boże drużyna będzie zajebista.
Wybrałam jeszcze Jackob’a, Leona i
Luke’a. Jack wziął Mali jakąś Peach i Derek’a. Ustawiłam ekipę. Cris na Libero,
Nat na rozegranie, ja i Jake na atak, a Leo i Suz na przyjęcie. Skora ja
wybierałam pierwsza to oni zaczynali serwis. Tam Peach serwowała. Nie miała
silnego przebicia, ale wystarczyło, żeby Cris odebrał, podał Nat, która mi
wystawiła.
Był już drugi set. Pierwszy
oczywiście wygraliśmy. Dochodziła chwila, że jest setowa dla nas. Nat mi
wystawiła, a ja z całej siły uderzyłam w piłkę. Akurat tam gdzie leciała piłka
stał Jack. Dostał w twarz i upadł. Ma za swoje. Była z dumna z tego ataku.
Zobaczyłam, że leci mu krew z nosa. Podbiegłam do niego jak oparzona. Uklękłam
przy nim i próbowałam go cudzić. Nie chciałam, żeby to się tak skończyło.
Podeszli do nas Scott, Mike, Luke i Leo. Trener kazał mi go przenieść do
higienistki. Wzięli go ostrożnie na ręce i podnieśli. Sama wstałam i poszłam z
nimi. Otwierałam im drzwi. Weszliśmy do pokoju higienistki. Chłopaki wyszli, a
ja zostałam. Higienistka oparzyłam mu nos i dała coś do powąchania. Przekręcił
się i coś mruknął. Wzięłam jego dłoń i splątałam nasze palce. Zobaczyłam, że na
nadgarstku na kilka prostych blizn. Wyglądają jak po cięciu się. Czyżby on to
robił?
Siedziałam przy nim cały czas. Lekko
pocałowałam jego rękę. Poruszył się. Zaczął powoli otwierać oczy. Nie wiem
czemu, ale były one pomarańczowe. Próbował się podnieść.
-
Leż spokojnie – nakazałam
-
Izz, jak długo tu leżę? – spytał Jack.
-
Z godzinę – odparłam – Chciałam Cię przeprosić.
-
Mnie? –zdziwił się – Za co?
-
Za to, że się tu znalazłeś. Nie wiedziałam, że to był, aż tak silny atak – łzy
napłynęły mi do oczu.
-
Ej, słońce – nie powinnam się była rozklejać – Nie musisz przepraszać. Należało
mi się.
-
Przepraszam jeszcze raz – otarłam łzy – Pójdę już.
Wstałam i jak najszybciej chciałam
wyjść.
-
Poczekaj – krzyknął Jack
-
O co chodzi? – spytałam stając już przy drzwiach.
-
O to co stało się na imprezie – zawahał się – Rozmawiałaś za Martą o tym co się
stało? – spojrzałam na niego gniewnie – Rozumiem, że nie. Ale słonko.
-
Nie mów do mnie słonko! – wykrzyknęłam
-
Spokojnie – próbowałam się opanować – Próbowałem Ci powiedzieć tylko, że to nie
ja ją pocałowałem – przerwałam mu.
-
Tak tylko ona Ciebie – nie chciałam tego słuchać więc wyszłam.
Poszłam do szatni i przebrałam się,
później na parking. Tylko mój samochód tam stał. Wyjęłam kluczyki za kieszeni i
wsiadłam. Włączyłam radio na fula i pojechałam do domu. Zaparkowałam przed
domem i ruszyłam w jego stronę. Krzyknęłam sucho Mattowi „Cześć” i poszłam do siebie.
Zatrzasnęłam za sobą drzwi i
rzuciłam się na łóżko. Zaczęłam płakać w poduszkę. Po jakiś dziesięciu minutach
wstałam i poszłam się ogarnąć do łazienki. Stamtąd poszłam na dół coś zjeść.
Matt siedział w kuchni i coś pisał.
-
Ej. mała. Co jest? – spytał zatroskany.
-
Nic, a co ma być? – odparłam i zaczęłam robić kanapki.
-
Mnie nie nabierzesz – podszedł do mnie – Gadaj co się stało.
-
Dobra – westchnęłam – Dziś na w-fie mieliśmy łączenie z klasą Jack’a. Graliśmy
w siatkę. Ostatni punkt do wygranej mojej drużyny. Nat mi wystawiła, a ja z
całej siły, uderzyłam tą piłkę – popatrzyłam na swoje ręce, trzęsły się –
Poleciała prosto w twarz Jack’a. Upadł, a z nosa leciała mu krew. Przejęłam się
tym i byłam z nim dopóki się nie obudził. Później zaczął mi się tłumaczyć to co
było dwa tygodnie temu. Wściekła wybiegłam z pokoju i przyjechałam tu.
-
Oj, młoda – przytulił mnie – Wszystko się ułoży.
-
Coś czuję, że nie – wtuliłam się w niego – Dobra, to co, chcesz kanapkę?
-
Jak ty zrobisz to zawsze – uśmiechnął się.
Zrobiłam kanapki. Mattowi smakowały.
Cieszyłam się z tego. Pooglądaliśmy jeszcze chwilkę telewizor i poszłam do
siebie. Wykonałam serie ćwiczeń i poszłam wziąć prysznic. Ciepła woda lała się
na moje ciało. Nałożyłam szampon i umyłam włosy. Wróciłam do pokoju i zaczęłam
na powrót czytać książkę. Kiedy skończyłam było już po północy. Odłożyłam ją na
szafkę i przykryłam się szczelinie kołdrą.
Obudziłam się przed budzikiem. Była
5:30. Wiedziałam, że nie zasnę, więc postanowiłam się przebiec. Ubrałam czarny dres,
czarny top i czerwoną bluzę. Włosy związałam w kucyk i zeszłam po cichu na dół.
Ubrałam buty i wyszłam z domu. Zaczęłam biec w stronę jeziora. To jest dobre 4 km.
W słuchawkach leciały mi moje ulubione piosenki. Biegłam w wolnym tempie. Zimne
powietrze dobrze mi zrobiło. Na miejsce dotarłam bez żadnych problemów. Była 6:30.
Postanowiłam trochę poćwiczyć. Zaczęłam od ognia.
Myślałam o cieple i gniewie do Jack’a
i Marty. Cała złość jaką czułam wczoraj i tą co dwa tygodnie temu. Przede mną pojawił
się płomień. Rozciągnął się w linię prostą. Trawa się paliła. Użyłam mocy wody,
żeby ją zgasić. Strumień wody wydobył się z jeziora. Przykrył linię ognia. Miejsce
gdzie się paliło jest wypalone. Przywołałam moc ziemi. Trawa wyrosła po kilku sekundach.
Byłam szczęśliwa, bo chyba wykształciłam w pełni już wszystkie żywioły. Więc niedługo
powinny się ujawnić indywidualne zdolności. Było już po 7. Zaczęłam wracać do domu.
Biegłam troszkę w szybszym tempie. Miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Słyszałam
odgłos butów za mną. Poczułam, jak ktoś przykłada mi coś do nosa. Powoli zaczęłam
odpływać. Nie wiedziałam co się dzieje. Poczułam tylko jak ktoś mnie podnosi i wsadza
do czegoś. Później odpłynęłam w objęcia Morfeusza.
-----------------------------------------------------
Jeśli przeczytałaś/eś zostaw proszę opinie, to motywuje.
Przepraszam za wszystkie błędy.
Specjalnie do mojej kochanej Nati, nauczyciel matmy nazywa się Phiilip Castelan <3
Znów tak kończysz, a później masz pretensje, że ludzie chcą Cie zabić XD. Popracuj trochę nad powtórzeniami i budową zdań i wszystko będzie git. Widzę, że akcja coraz bardziej się rozkręca, czekam z niecierpliwością jak zwykle. :D
OdpowiedzUsuńNapięcie musi być ;) tak mam z tym problem, ale staram się ich unikać. Cieszę, się że się podoba ;*
UsuńKocham <3 Jak zwykle boskie <3 chce więcej ;*
OdpowiedzUsuńmroczne-miasto.blogspot.com
Dziękuję ;* więcej w piątek <3
Usuń