piątek, 8 maja 2015

Rozdział XVI

~ Jack~

            Po wczorajszym zdarzeniu, kiedy dostałem piłką od Izz, straciłem przytomność. Mimo że ”spałem” czułem, że jest ze mną. To było słodkie. Kiedy się przebudziłem, siedziałam przy mnie, nasze palce były złączone. Patrzyła na mnie. Miała taki zatroskany wzrok. A później popełniłem straszny błąd. Przywołałem tamten moment. Nie powinienem był. Po całej kłótni pojechałem do domu.
            Rodziców nie było. Zrobiłem sobie kolację. Wykonałem zestaw ćwiczeń. Wziąłem prysznic. Chciałem zadzwonić do Izz, ale wiedziałem, że nie odbierze. Włączyłem radio i poszedłem spać.
            Obudziłem się o 7:30, z dziwnym przeczuciem. Bolałam mnie do tego głowa. Nie robiąc z tym nic, zrobiłem ćwiczenia i poranną toaletę. Ubrałem dżinsy i czarną koszulkę. Wziąłem plecak i zszedłem na dół. Po kuchni krzątała się mama.
- Dzień dobry – przywitałem się z nią.
- Cześć – uśmiechnęła się.
- Co dziś jemy? – zapytałem siadając przy stole.
- Tosty – oznajmiła mi mama i podałam talerz z ciepłymi kromkami – Co tam w szkole?
- Dobrze – skłamałem, nie chciałem jej denerwować. Szło mi średnio, załapałem kilka jedynek i jeszcze ten wczorajszy wypadek. – Będę się zbierać.
- Okej – uśmiechnęła się
            Poszedłem umyć zęby i wziąłem kluczyki do mojego Renault. Pojechałem do szkoły. Kiedy zajechałem na parking, był prawie opustoszały. Zabrałem plecak i udałem się w kierunku szkoły. Cztery pierwsze lekcje minęły szybko. W porze lunchu przysiadłem się do Luke’a i Nat, bo nie było nigdzie Izz, co mnie niepokoiło.
-Hej – przywitałem się z nimi.
- Hej, co tam? – spytał Luke.
- Git, a gdzie Izz? – rozglądałem się za nią.
- Nie wiemy – odpowiedzieli – Nie było jej na lekcjach.
- Dzwoniłaś do niej? – spytałem zdenerwowany – Albo do Matt’a?
- Izz, nie odbiera – poinformowała mnie Nat – A do Matt’a nie mam numeru.
- Za to ja mam – wyciągnąłem telefon i wybrałem jego numer.
- Halo? – usłyszałem głos Matt’a.
- Cześć Matt – przywitałem się – To ja Jack.
- Czego chcesz? – zezłościł się.
- Czy Izz jest w domu? – spytałem niepewnie i dodałem – Bo nie ma jej w szkole i od nikogo nie odbiera.
- Co? Jak to nie ma jej w szkole? – teraz był zdenerwowany, czyli w domu też jej nie ma – Jak wstałem, to już jej nie było.
- Spokojnie Matt – próbowałem go uspokoić – Znajdziemy ją. Damy Ci znać jak się czegoś dowiemy.
- Dobra, informuj mnie na bieżąco – rozłączył się Matt. Wróciłem do reszty.
- Izz nie ma w domu – oznajmiłem – Matt, mówi, że już jej nie było kiedy wstał.
- Może poszła pomyśleć i pobiegać – poddała Nat – zawsze tak robiła jak coś ją zdenerwowało. No chyba, że ktoś ją porwał.
- Nawet tak nie mów – syknąłem – Wymieniłem jej okna na kuloodporne i założyłem system alarmowy.
- Nieźle ją chroniłeś – podsumowała Nat – A może coś jej się stało jak poszła biegać.
- Dziś rano obudziłem się z bólem głowy i dziwnym przeczuciem – poinformowałem ich – Myślę, że to może być coś wspólnego z Izz.
- Możliwe – zamyśliła się Nat – Musimy ją znaleźć.
- Zrywamy się – postanowiłem.
            Udaliśmy się do samochodów. Postanowiliśmy jechać nad jezioro. Izz lubiła tam przesiadywać. To był jej ulubione miejsce.

~ Izz~

            Obudziłam się z bólem głowy, musiałam o coś uderzyć lub ktoś mnie. Otworzyłam oczy powoli. Siedziałem na jakimś starym drewnianym krześle, w jakimś obskurnym szarym pomieszczeniu. Ręce i nogi miałam związane cienkimi metalowymi żyłkami, które przy każdym najmniejszym ruchu wbijały mi się w skórę. Rozejrzałam się po miejscu, w którym przebywam. Naprzeciwko mnie tak troszkę z lewej strony zauważyłam jakieś drzwi. Pewnie przez nie mogła bym uciec, ale raczej roi się tam od strażników – pomyślałam. Z lewej strony stał stary stół z jakimiś narzędziami. Nic więcej tu nie było, chyba, że nie zauważyłam. Na syficie było wielkie okno, przez które wpadały promienie światła słonecznego. Było koło południa.
            Starałam się przypomnieć co się stało i jak się tu znalazłam. Ostanie co pamiętam to, to że wracałam znad jeziora i ktoś mi coś do nosa przyłożył. Miałam wtedy słuchawki w uszach, ale muzyka nie grała. Spojrzałam na spodnie czy mam telefon. Oczywiście napastnik pewnie go wyjął, albo wypadł. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Do środka weszło dwóch mężczyzn. Obaj byli po 30-sce i nieźle napakowani. Jeden był łysy, a drugi miał ciemnobrązowe krótkie włosy. Ubrani byli w czarne dresy i zwykłe T-shirty. Na szyi mieli zawierzony jakiś łańcuszek. Szli powolnych krokiem w moją stronę.
- Księżniczka się obudziła – odezwał się łysy.
- Jak się spało? – zapytał brunet
             Siedziałam w milczeniu. Wzrok miałam nieobecny i patrzyłam w dal. Nie chciałam z nimi gadać, ani nic. Kim oni w ogóle są?
- Dziewczyna nie chce gadać? I co my teraz zrobimy Sam ?- udawał zmartwienie łysy.
- No nie wiem Tom – odparł Sam – jak nie chce po dobroci, to może z przymusem coś powie – uśmiechnęli się obaj – Ale damy Ci jeszcze szansę. To jak się spało? – nie wiedziałam co zrobić, nie chciałam wdawać się z nimi w dyskusję, ale jak im nie odpowiem to coś mi zrobią.
- Może być – odpowiedziałam w końcu.
- No, czyli po dobroci – uśmiechnął się Sam – To teraz powiedz jak się nazywasz i kim jesteś?
- Porwaliście osobę, nawet nie znając jej tożsamości? – spytałam oszołomiona.
- Ależ dobrze wiemy kim jesteś – rzekł Sam – Ale nie mamy pewności czy ty wiesz kim jesteś.
- Oczywiście, że wiem kim jestem – odpowiedziałam stanowczo – Pytanie jest do Was: czego ode mnie chcecie ?! I kim jesteście?!
- Chcemy twojej śmierci, Piąty żywiole – usłyszałam pełen wrogości głos Sama, to Carmonici. Jestem zgubiona – A pytasz kim jesteśmy, to prosta sprawa. Jesteśmy jednymi z członków grupy Carmonitów.
- To znaczy, że to Wy rozbiliście mi okno i groziliście mi?
- Nie do końca to my to robiliśmy – wskazał na siebie i Toma, który siedział cicho – Ale tak to nasza organizacja to robiła, a także to, że Twoi rodzice mieli wypadek.
- Że co? – krzyknęłam -  W cholerne dupki, gnoje – jestem wściekła -  Jak mogliście, oni są niewinni – poczułam silne uderzenie w twarz. Tom uderzył mnie z liście. Cholera jak boli. Mężczyźni wyszli, a ja potarłam barkiem policzek, w który dostałam. W oczy spłynęły mi łzy.
            Nie wiem ile siedziałam w ciszy, w tym pokoju nawet zegarka nie ma. Na zewnątrz robiło się już ciemno. Matt pewnie się martwi, a pomyśleć o Nat. Bez wątpienia wychodzi z siebie. Zamartwia się pewnie na śmierć. Nie wiadomo skąd usłyszałam głos Jack’a.
- Izz, słyszysz mnie? – zapytał w mojej głowie.
- Tak, Jack słyszę – odpowiedziałam w myślach.
-  Gdzie jesteś? Wszystko porządku? – zasypywał mnie pytaniami.
- Jestem w jakimś opuszczonym domu lub magazynie, porwali mnie Carmonici. Raczej tak. Proszę znajdźcie mnie.
- Izz, spokojnie na 100% Cię znajdziemy, obiecuję – usłyszałam te słowa i zaczęłam płakać.

            Robiło się strasznie zimno. Pomyślałam o ogniu. Przede mną rozpaliło się ognisko, mino tego, że to był beton. Chciałam przepalić metal, ale nic się z nim nie dział. Odpuściłam to sobie. Starałam się zasnąć. Po długim czasie udało mi się to.

--------------------------------------------------------------
Jeśli przeczytałaś/eś pozostaw proszę opinię to motywuje. 
Rozdział jej krótki niż wcześniejsze, a to dlaczego, że nie umiem
opisaywać porwań i tym pogodnych. Mam nadzieję, że się Wam 
spodoba.

4 komentarze:

  1. WoW ale się dzieje rozdział super mi się podobał
    Kiedy następna notka?
    Weny weny i jeszcze raz weny życzę :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że coś powinno się ukazać w tygodniu, może wt lub śr. Cieszę się, że się podoba. Dziękuje za wełnę, przyda się :*

      Usuń

Proszę komentuj :*